sobota, 25 stycznia 2014

XXIII. Wszystko po staremu...a może nie...???

Hej, hej :) Przedstawiam Wam nowy, trochę dziwny i raczej zwyczajny rozdział. Mimo prostoty, mam nadzieje, że się spodoba. Jak głosi informacja na pasku bocznym, blogi ~Bez imiennej i ~Elaims odwiedzę dopiero w ferie, natomiast blogi które czytam na bieżąco, mam- że tak powiem- zaliczone, ale skomentuję dopiero w wolnej chwili. Powiem tylko, że są świetne i cudowne, zresztą to nie nowość :) Pozdrawiam :*

--------------------

-Panno Murphy!!- krzyk piszczał mi w uszach. Aż podskoczyłam na krześle i oszołomiona spojrzałam na panią Morrel.

-Huh???- zamrugałam kilka razy i wróciłam do rzeczywistości.- Słucham???- zapytałam wstając.

-Zadałam pani pytanie. Jest pani w stanie na nie odpowiedzieć???

-Nie-niestety nie. Przepraszam. – spuściłam głowę. Graaaaaaw, musze się w końcu przestawić, bo mnie ze szkoły wywalą.

-W porządku. Proszę, aby została pani po lekcjach. Mam do zamienienia z panią kilka słów.- obdarzyła mnie krótkim spojrzeniem i wróciła do prowadzenia lekcji. Usiadłam i spojrzałam na wolne miejsce obok mnie.

Gdzie do jasnej, podziała się Jess??? Przecież ona nigdy nie przegapia angielskiego. Coś musiało się stać. Muszę do niej zadzwonić. Lekcja skończyła się w miłej atmosferze. Zresztą, każda lekcja z panią Emmą tak się kończy. W końcu rozległ się dzwonek, a ja przysypiałam. Nie spieszyłam się z pakowaniem, bo tak czy siak, musiałam zostać. Kiedy ostatnia osoba, opuściła salę, podeszłam do biurka pani Morrel. Byłą to kobieta trochę po czterdziestce, o czarnych włosach, zielonych oczach i przemiłym uśmiechu. Zwykle nosiła szpilki, więc przewyższała mnie wzrostem o parę centymetrów. Teraz siedziała na miękkim krześle z okularami na nosie, w białej bluzce z czarnymi akcentami w kształcie jaskółek oraz czarnej dopasowanej spódnicy, sięgającej trochę przed kolano i uzupełniała notatki.

-Będzie ze mną bardzo źle??? Mam tylko nadzieję, że nie zrobiłam sobie u pani tyłów.- powiedziałam szczerze. Nie chciałam zajść jej za skórę, nawet w minimalnym stopniu. Jest bardzo fajna i szkoda by było gdybym straciła z nią tak dobry kontakt, jaki mam dotychczas.

-Skąd ten pomysł??- popatrzyła na mnie spod okularów.- Mam do ciebie pewną sprawę aczkolwiek nie ukrywam mojego zainteresowania. Co się dzisiaj stało???- uśmiechnęłam się.

-Nic szczególnego. Po prostu to pierwszy dzień i musze się, że tak powiem „przestawić” na nurt szkolny.

-No to kamień z serca.- uśmiechnęła się przyjaźnie.

-A, co to za sprawa???- wróciłam do tematu.

-A tak!- przekręciła się na krześle i zdjęła okulary, po czym sięgnęła po teczkę i zaczęła się pakować. Za drzwiami słychać było gwar szkolny.- Dostałam ostatnio wiadomość od opiekunki z pobliskiego przedszkola. Jej koleżanka poszła na macierzyńskie zwolnienie i ona zwyczajnie nie radzi sobie z dzieciakami. Wiesz jak to jest- niektóre maluchy są jak aniołki, ale reszta rozrabia. A ona na głowie ma prawie trzydziestkę.- wolnym krokiem skierowałyśmy się w stronę drzwi.- Zapytała mnie, a właściwie poprosiła, czy któraś z dziewczyn od nas, nie mogłaby jej pomóc. To tylko dwie godziny po lekcjach. Pomyślałam o tobie, ponieważ wydaje mi się, że jesteś na tyle odpowiedzialna. Co o tym sądzisz???- pomyślałam chwilę i doszłam do wniosku, że nie mam nic przeciwko. Zresztą, znam to przedszkole. Byłam tam przed świętami z Liskiem- tam też właśnie dostał to miano.

-Myślę, że mogłabym skorzystać z tej propozycji.- wyszłyśmy z klasy i rozmawiałyśmy przed drzwiami.

-Bardzo się cieszę. Zadzwonię do koleżanki i powiem o zgłoszeniu. Zaczynasz od przyszłego tygodnia. 
Szczerze, to nie wiem, dlaczego tak późno. Dziękuję ci bardzo.- uśmiechnęła się.

-Nie ma, za co.- powiedziałam z uśmiechem i odwróciłam się.

Przeszłam parę kroków i nagle przypomniała mi się Jess. Wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer.

-Halo????- zapytała zaspana.

-Jess??? Gdzie ty jesteś??

-Karen??? Jezuu!! Gdzie ty jesteś??? W pociągu??

-Nie, w szkole.- uśmiechnęłam się mijając Kevin’a, który pędził z chłopakami na salę gimnastyczną. Skręciłam w prawo i skierowałam się do mojej szafki.

-To już się zaczęła???!!!- zapytała lekko ożywiona.

-Tak, moja droga.  A, co z tobą???

-Jezu, kochany. Zaspałam!!! Straciłam rachubę czasu i myślałam, że do szkoły idziemy jutro. Yhhh, zaraz będę.

-Jesteś pewna???

-Nie, ale zaraz będę. Kocham cię, poczekaj na mnie przy wejściu.

-Ok.- i rozłączyłyśmy się. Zmieniłam książki i poszłam do drzwi wejściowych. Oparłam się o ścianę i czekałam.

Życie powróciło na stary tor. Znowu w szkole, ten tłum, roześmiane twarze, chłopaki z zespołu, grający pałeczkami na ścianach i szafkach, śpiewający na cały głos, dziewczyny patrzące na nich pożerającym wzrokiem. Wszystko znowu było jak dawniej. Uwolniłam się od mojego byłego i poczułam ulgę. Czy może być lepiej???

„Hej śliczna :* Gdzie jesteś???”- mój telefon zawibrował. Max. A jednak może być lepiej :)

„Przy wejściu. Czekam na twoją spóźnialską siostrę.”

„Zaraz będę.”- uśmiechnęłam się. Wtedy właśnie otworzyły się drzwi, a moja przyjaciółka dosłownie wpadła do środka.

-Jessica!!- powiedziałam, pomagając jej wstać.

-Ała.- jęknęła wstając.- Dużo mnie ominęło???- spytała, kiedy szłyśmy w stronę jej szafki. Było już po dzwonku, więc korytarze były puste.

-Tak mniej więcej, trzy lekcje i moje przyjęcie pracy.- wzruszyłam ramionami.

-Pracy???- przeniosła na mnie zdziwiony wzrok.- Jakiej pracy???

-Będę pomagać opiekunce w pobliskim przedszkolu. Nic trudnego. Oczywiście mam zajęte dwie godziny po lekcjach, ale zaczynam od przyszłego tygodnia, także luzik.

-Fajnie. Będę mogła do ciebie wpadać???- zapytała zamykając szafkę.

-Jasne.- odwróciłam się i o mało, co nie straciłam równowagi. Napotkałam mianowicie przeszkodę w postaci Max’a.

-No witam.- popatrzył na mnie tymi swoimi chabrowymi tęczówkami i pocałował. Zatopiłam się totalnie. Liczył się tylko on, ja i ta chwila. Nic innego nie istniało. Zapomniałam kompletnie o bożym świecie. To było coś.

-Dobrze!!!- wybuchła Jess, kiedy oderwaliśmy się od siebie. O jej obecności też zapomniałam.- Wystarczy tego, bo aż się za słodko zrobiło. Lecę, muszę znaleźć klasę, a potem Kevin’a. Kocham was.- powiedziała na odchodnym.

-My ciebie też!!!- odkrzyknęliśmy chórem patrząc jak znika za rogiem. Spojrzeliśmy na siebie. W oku chłopaka dostrzegłam tajemniczy błysk.

-Zbieraj się mała.

-Co???

-Zbieraj się. Wynosimy się stąd.- on chyba oszalał.

-Słoń ci na mózg nadepnął??? Chcesz iść na wagary??? Teraz???- popatrzyłam na niego podnosząc brwi.

-No ba.- odpowiedział z łobuzerskim uśmiechem.

-Max, jest środek dnia

-Ojej. Jeden dzień nie zrobi różnicy. A wymówka się znajdzie.- spojrzałam na niego niepewnie Już kilka razy byłam z nim na wagarach i na dobre mi to nie wyszło.- Proszę.- zaczął szeptać przykładając nos do mojego czoła.- Proszę, proszę, proszę…- ale z drugiej strony, te niezapomniane chwile. Popatrzyłam w bok, przeanalizowałam wszystkie za i przeciw, po czym spojrzałam na Max’a nie ruszając głową. Zrobił minę szczeniaczka…

-Dobra.- powiedziałam, wcześniej przewracając oczami.

Rozdzieliśmy się, każde poszło do swojej szafki. Założyłam płaszczyk, zabrałam torbę i pobiegłam do drzwi. Czym prędzej wybiegliśmy ze szkoły i skierowaliśmy się do samochodu. Przez ten krótki czas ręce zdążyły mi zmarznąć. Srogą zimę mamy tego roku. Kiedy tylko Max odpalił, włączyłam ogrzewanie i zapięłam pasy. Jechaliśmy słuchając radia i rozmawiając ze sobą. Powiedziałam mu o pracy, na co on chętnie zaoferował swoją pomoc. Wiedziałam, że polubił te dzieciaki, a one polubiły jego. Z resztą, słodko wyglądał bawiąc się z maluchami. Skręcił w znaną mi uliczkę i już wiedziałam, dokąd jedziemy. Uwielbiałam ten dom. Należał do Rick’a, chłopaka z zespołu. Dom służył, jako miejsce prób. Często tam bywałam. Garaż albo sala muzyczna w połączeniu z chłopakami- mmm coś wspaniałego!!!

Cały dzień przesiedzieliśmy w budynku oglądając telewizję i ganiając się po domu. Była nawet bitwa na poduszki, a Max dał mi lekcje gry na gitarze. O dwudziestej pierwszej blondyn odwiózł mnie do domu. Muszę pomyśleć nad usprawiedliwieniem.

-Dzięki za ten miły dzień.- powiedziałam, stojąc na schodku. W takiej pozycji byłam wzrostu chłopaka, więc bez problemu mogłam zagłębiać się w niebieskości jego oczu.

-Nie ma, za co. Już nie masz żalu, że to były wagary???- poruszył brwiami uśmiechając się.

-Po pierwsze, nigdy nie miałam o nic do ciebie żalu. Po drugie, już mi przeszło.- chciał coś dodać, ale pokrzyżowałam jego plany, całując go.

Nie mogliśmy się od siebie oderwać, ale w końcu musiałam zrobić to na siłę, bo palce u nóg zaczęły mi zamarzać. Rozstaliśmy się z bólem serca. Po wejściu do domu przywitałam się ze wszystkimi i przeprosiłam za długą nieobecność. Rodzice przytuleni do siebie, siedzieli na kanapie i oglądali jakiś film, a Luke i ciocia Lily zostawali do jutra, więc dzisiaj się pakowali. Brakowało mi tylko Chris’a.

Siedzieliśmy wszyscy w salonie, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Mama poszła otworzyć. W tym czasie nie przerywałam opowieści o tym, jak zdobyłam pracę. Nagle rozległ się krzyk mamy:

-O mój  Boże!!!!- wszyscy poderwali się z miejsc i pobiegli do przedpokoju. Drzwi były otwarte i trzymane przez ledwo stojącą na nogach mamę. Za progiem stała Samantha, o której barki jednym ramieniem opierał się Chris, dziewczyna podtrzymywała go w pasie. Brat miał podbite oko, rozdartą wargę i łuk brwiowy, z nosa leciała krew, a knykcie u jednej dłoni czerwone. Kierowana zdrowym rozsądkiem i troską o brata, podbiegłam do stojącej na zimnie dwójki i stanęłam po drugiej stronie chłopaka.- Co się stało???- mama powoli wpadała w panikę.


Myślałam, że wszystko znowu jest po staremu, że każdy nawet najmniejszy skrawek mojego życia, wrócił na dawny tor. Tymczasem mój brat przestawił kierunkowskaz… 

niedziela, 19 stycznia 2014

XXII. Szatański plan.

Witam, witam !!! :) Dzisiaj mamy ostatni dzień tygodnia, a ja na zakończenie daję kolejny rozdział :) Ten wpis jest lekką odskocznią od ostatniego zamieszania spowodowanego przyjazdem Louis'a. Mam nadzieję, że się spodoba. Nie dałam rady wczoraj, ponieważ byłam z wizytą u mojej przyjaciółki :D Zaległości u Was zaraz nadrobię- jeśli nie zdążę dziś skomentować, zrobię to w tygodniu- OBIECUJĘ :*:* Miłego czytania :3

-------------------- 

Tego samego wieczoru siedziałam na łóżku, pośród kolorowych lampek, z wyciągniętymi nogami i po raz setny albo tysięczny studiowałam Dary Anioła: Miasto Zagubionych Dusz. Ojejuuuuu jak tu nie kochać Jace’a??? <3 Co chwilę, jednak odrywałam się od żółtych kartek i patrząc na wolno spadający śnieg, oświetlony pomarańczowym płomieniem lampy, zastanawiałam się, czy Louis mówił prawdę i czy nie ma niczego w zanadrzu. Nagle w mojej głowie, pojawił się obraz Max’a. Myślałam o nim długo i… czyżby??? Może to i jest nierealne, ale chyba poczułam lekkie pożądanie. Wyrzeźbiona klatka piersiowa, uśmiech, usta, oczy, charakter, ciepłe serce… Przeanalizowałam wszystkie sytuacje i doszłam do wniosku, że tak naprawdę, cały czas w jego obecności czułam pożądanie.  Musiałam coś z tym zrobić…

-Karen!!! Wychodzimy na przyjęcie!!! Wrócimy za dwie godziny!!!- usłyszałam krzyk mamy. No tak, noworoczne przyjęcie u znajomych.

-Ok!!!!- odkrzyknęłam, a w mojej głowie już rodził się plan. Nasłuchiwałam tylko zamknięcia drzwi, po czym poderwałam się jak oparzona i stanęłam w oknie.

Po jakimś czasie, granatowy Hyundai opuścił podwórko. Chris miał trening, czyli w rezultacie byłam sama w domu (Luke i ciocia Lily pojechali z rodzicami). Czym prędzej złapałam za telefon i wysłałam SMSa:

„Rodzinka wybyła z domu. Jestem sama. Potrzebuję cię…”- postanowiłam trochę pobajerować.

„Jezu Chryste, zaraz będę”- Max odpisał prawie natychmiast. Nie minęło pięć minut, a usłyszałam dzwonek do drzwi. On chyba gnał dwieście na godzinę. Zeszłam po schodach, pokonując dwa schodki na raz i otworzyłam drzwi.

-Jezus Maria Karen, co się stało???- spytał szczerze przerażony.

-A, bo to ja wiem???- odpowiedziałam, złapałam go za kurtkę i przywarłam do jego ust. Poczułam jak rusza brwiami z zaskoczenia. Ale nie protestował.

Pocałował mnie. Żarliwie i mocno. Odwdzięczyłam mu się tym samym. Rozchyliłam wargi pod naciskiem jego ust. "Bożeeee, jak on całuje!!!!" Oplotłam rękami jego szyję, zatapiając we włosach. Zacisnął ręce na mojej talii i wzmocnił pocałunek. Wygięłam się w łuk. Postąpił na przód, zrobiłam krok do tylu. Tak kilka razy, posuwaliśmy się w głąb domu. Zatrzasnął drzwi nogą. Oderwał ręce ode mnie i nie przestając całować ściągnął z siebie kurtkę. Na tzw. ślepaka powiesił ją na wieszaku i wrócił do mnie. Kiedy złapał mnie w udach, podskoczyłam do góry oplatając nogami jego biodra. Przeniósł się z ust na szyję, tam gdzie jakieś nerwy są chyba połączone z nogami, bo poczułam mrowienie przechodzące od kolan, przez łydki, aż do stóp. Nie otwierałam oczu. Odchyliłam głowę, bo trafił na miejsce bardzo wrażliwe...no, przynajmniej u mnie. Kiedy moje usta znalazły się przy jego uchu, przygryzłam je lekko. Zaśmiał się krótko i z powrotem odnalazł moje usta. Pokonaliśmy już schody i zmierzaliśmy w kierunku mojego pokoju.

-Kiedy wrócą twoi rodzice???- zapytał szeptem, między pocałunkami, otwierając drzwi.

-Za godzinę powinni być.- odpowiedziałam z trudem.

-Zdążymy???- zapytał uśmiechając się lekko.

W odpowiedzi cicho zachichotałam. Ponownie wpił się w moje usta, rzucając mnie na łóżko, co sprawiło, że poleciał za mną. Zamortyzował upadek rękami, inaczej przygniótłby mnie swoim ciałem. Wodził rękami po moim ciele nie przestając całować. Zgięłam nogę w kolanie, przejechał po niej ręką- zaczynając od kostki, przez kolano do uda. Nagle oderwał się ode mnie. Otworzyłam oczy, modląc się żeby nie zmienił zdania. Dzięki Bogu nie zrobił tego. Wyprostował się i zdjął podkoszulek, po czym rzucił go na podłogę. Zaśmiałam się krótko, co wywołało u niego ten zniewalający uśmiech. No iii...znowu zaczął mnie całować. Badałam opuszkami palców jego wyrobioną klatkę piersiową i umięśniony brzuch. Ehh ten jego kaloryferek :) Przeniosłam się na ręce. Tam też napotkałam mięśnie. Jednak siłownia robi swoje. Teraz przyszła jego kolej. Podciągnął lekko do góry moją bluzkę i zaczął delikatnie głaskać mój brzuch, tym samym łaskocząc go. Zaśmiałam się cicho, co sprawiło, że moja bluzka powędrowała jeszcze wyżej. W rezultacie ona też wylądowała na podłodze. Max oderwał się na krótko od całowania i spojrzał na mnie, po czym lekko uśmiechnął się i wrócił do swojej działki.  Tym razem łaskotał cały mój brzuch i ramiona. Mój koronkowy stanik chyba zaczął mu przeszkadzać, bo coraz częściej zjeżdżał rękami na plecy. Po chwili już sięgał do zapięcia i.... rozległo się pukanie. Oderwaliśmy się od siebie jak oparzeni i popatrzyliśmy na brązową płytę, wiszącą w zawiasach. Potem przenieśliśmy wzrok na siebie. Pomyślmy Chris jest na treningu a potem miał jechać do kumpla na nocowanie. Czyli pozostaje jedna wersja...

-Rodzice.- powiedziałam, co wystarczyło by Max wypuścił mnie z uścisku i włożył swój podkoszulek.- Masz!- szepnęłam rzucając w stronę Max'a jedną z książek szkolnych. Resztę pootwierałam na pierwszej lepszej stronie (w razie gdyby mama wtargnęła do środka) i ruszyłam do drzwi. Po drodze poprawiłam włosy i bluzkę, po czym pociągnęłam za klamkę. Tak jak myślałam. Za progiem stała mama.

-O! Jednak jesteś w domu.- stwierdziła, podnosząc brwi.

-A, dlaczego miałoby mnie nie być???

-Jakoś tak cicho. Zawsze jak jesteś sama w domu, to siedzisz na dole.

-Aaaa, bo wiesz. Tak jakoś mnie naszło, na zmianę.- powiedziałam, starając się zamknąć drzwi, bez zwracania na to uwagi mojej rodzicielki. Bóg wie, jak zareagowałaby, na to, że siedzę u siebie w pokoju, z chłopakiem, po cichu, nie słychać, że w ogóle jestem w domu…szczerze??? Moja mama jeszcze nigdy, nie spotkała się z taką sytuacją. Nawet, kiedy byłam z Louis’em. Wtedy byłam młoda i mama o mnie dbała, ale teraz…nie wiem, jaka byłaby jej reakcja.

-Mhyyyyyy.- starła się nie uśmiechnąć, ale jakoś jej nie wychodziło.

-Nom, a co wy tu robicie tak wcześnie???

-Aaaa, gospodyni miała wizytę bociana i zaczęła rodzić, zrobił się zamęt i postanowiliśmy nie przeszkadzać.

-Aha ok.- odpowiedziałam.

-Jakby coś, to jestem na dole.- odwróciła się. Już miałam zamykać drzwi, kiedy kątem oka zauważyłam, że odwraca się.- Cześć Max!!!- zamknęłam oczy, zmarszczyłam nos i ściągnęłam brwi. Taaa, zdradziłam się….

-Dobry!!!!- usłyszałam krzyk chłopaka dochodzący z głębi pokoju.

Mama z uśmiechem puściła mi oczko i po chwili zniknęła za rogiem. Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie. Odnalazłam wzrokiem Max’a, a kiedy nasze spojrzenia się spotkały wybuchliśmy śmiechem. Podeszłam do niego i usiadłam obok, całując go.

                                                                         (…)

-Co cię naszło Karen???- zapytał w końcu. Od pół godziny leżeliśmy na łóżku, bawiliśmy się nawzajem palcami albo włosami i rozmawialiśmy o wszystkim.

-Na co???- odpowiedziałam pytaniem, na pytanie.

-Na zaciągnięcie mnie do łóżka.- zaśmialiśmy się. Wzruszyłam ramionami.

-Mmmmm, wiesz…w moim życiu zaszła zmiana. Tu mam na myśli Louis’a, więc tak sobie pomyślałam, że jeszcze jedna zmiana w te, czy we w te*, nie zrobi różnicy. Mój szatański plan.- oderwałam głowę od jego ramienia, spojrzałam w górę i dostrzegłam jego świecące oczy. Czyżby spodobała mu się taka zmiana???

-Taaa, tylko, że tak jakby nam przerwano. A rzeczy przerwane, często negatywnie wpływają na przyszłość.- zmienił pozycję i zaczął się zbliżać.

-Od, kiedy ty tak wygadany jesteś???- uśmiechnęłam się, patrząc w jego chabrowe tęczówki.

-Taki wyjątek.- odpowiedział szybko i pocałował mnie mocno. Przyciągnął mnie do siebie, tak, że znalazłam się pod nim i mocno zacisnął ręce na mojej talii.

-Max.- wychrypiałam, kiedy przeniósł się na szyję.- Wszyscy są w domu.

Mruknął ciche „mhm” i wrócił do ust. Nasza „gra” zaczęła się na nowo i trwała by jeszcze długo, długo, gdyby nie telefon Max’a. Oderwaliśmy się od siebie. Max dotykał swoim nosem mojego i uśmiechnął się, jakby miał ochotę kogoś zabić. Sięgnął po komórkę, leżącą na moim stoliku nocnym. Przekręcił się i położył obok mnie. 

-Halo???
...
-U Karen. Uczymy się.
...
- Z anatomii i biologii czubku.- mrugnął do mnie obdarowując mnie uśmiechem. Odpłaciłam mu się tym samym.
...
-O jeny.- przetarł ręką twarz- A Rick nie może ci pomóc???
...
-Dobra. Dobra, zaraz będę.
...
-No ok. Ale niczego nie obiecuję.
...

-Spoko. Na razie.- i rozłączył się, po czym zwrócił do mnie.-Nathan potrzebuje pomocy przy aucie. A Rick nie może mu pomóc, bo przecież nie łapie, o co w tym chodzi.- wywrócił oczami. Pocałowałam go lekko, żeby niczego nie zacząć od nowa.

-W porządku. Kumpel też ważna rzecz.- uśmiechnęłam do niego. Położyłam się na łóżku, tam gdzie wcześniej siedział. Przeczesał włosy ręką żeby jakoś wyglądały.

-Na razie. Zadzwonię później.- pocałował mnie w czoło i ruszył do drzwi. Kiedy już je zamykał, zdążyłam jeszcze krzyknąć:

-Kocham cię !!!

-Ja ciebie też.- odpowiedział z powrotem wsuwając głowę do pokoju, po czym zniknął. Nie ruszyłam się, dopóki nie usłyszałam znajomego mi dobrze warczenia silnika Chevroleta.


Popatrzyłam w sufit i przypomniałam sobie, wszystkie chwile spędzone z Max’em. Zaczynając od tamtej przerwy, kiedy zobaczyłam go pierwszy raz, aż do dnia dzisiejszego. Uśmiechnęłam się ze szczęścia i zakryłam twarz poduszką, po czym wypiszczałam całą moją radość w jej materiał.

------------------

w te, czy we w te*- nie jestem pewna czy dobrze napisałam xD 

sobota, 11 stycznia 2014

XXI. Rozmowa.

Dzisiaj dodaję nowy rozdzialik. Powiem Wam szczerze, że nie wyszedł mi dobrze. Myślałam, że będzie lepiej. No cóż... Zaległości u Was nadrobię za chwilę :) Miłego czytania :) Ściskam :*

------------------

Tego sylwestra nie zapomnę do końca mojego życia!!!! Bawiłam się świetnie, ale ostatniej godziny nie pamiętam. Wiem, że do domu wróciłam, a właściwie zostałam przywleczona około godziny szóstej. Tańce, zabawa, muzyka, szaleństwo, pełny luz….cudowne wspomnienia…

Następnego dnia, dom (nie domownicy, bo nikogo nie było)przywitał mnie w piżamie (nad ranem pół stojąc wzięłam prysznic i nie zwracając na nic uwagi przebrałam się w piżamę, po czym dosłownie walnęłam do łózka), z kubkiem kawy w ręce, rozwalonym kokiem na głowie i nieotwartą na informacje głową.

-Cześć śliczna!- tata około godziny czternastej trzydzieści wrócił ze spotkania z kolegami. Uwielbia takie noworoczne wypady.

-Cześć.- mruknęłam, siedząc na blacie w kuchni, po czym pociągnęłam kolejny łyk kawy. Jakiś taki dziwny smak miała.

-Kacyk???- powiedział, stawiając zakupy na stole. Rzucił klucze na blat i pocałował mnie w czoło.-Jak było???- zapytał zdejmując kurtkę w holu. Ja w tym czasie przeszłam z kuchni do salonu i usiadłam na fotelu.

-Ha! Ha!- zaśmiałam się.- Zajebiście. Tylko kurde nie pamiętam, ostatniej godziny.- zachichotałam cicho i skończyłam pić kawę. Wstałam i skierowałam się z powrotem do kuchni. Umyłam kubek i zajrzałam do lodówki.

-Ej, a może tak byś się ubrała???- zapytał z rozbawieniem.- Tyle czasu w piżamie???- tata zaczął rozpakowywać zakupy. Był ubrany w jasny ciepły golf i jeansy.

-Tato wstałam godzinę temu. Nie czekaj! OBUDZIŁAM SIĘ godzinę temu, WSTAŁAM Z ŁÓŻKA pół godziny temu.- wyjęłam butelkę schłodzonej wody z lodówki i pociągnęłam duży łyk.- Będę piła cały dzień.

Zaśmialiśmy się. Zajęłam się owocami i poukładałam je w miskach. Jakoś tak cicho w tym domu. Nikt się nie kręci, nikogo nie widać. Co jest grane???

-Tato??? Gdzie są wszyscy???- spytałam, po czym łyknęłam sporą ilość czystej wody.

-Mama i Lily na zakupach, Luke wybrał się do lasu, a Chris powinien być na górze.

-Strasznie cicho jak na niego.

-Ma gościa.- uśmiechnął się podejrzanie.

-Gościa???- wtedy właśnie ze schodów śmiejąc się zszedł Chris, a za nim…Samantha. Zatrzymali się, kiedy weszli do kuchni, a dziewczyna spuszczając głowę, założyła kosmyk włosów za ucho.

-Dzień dobry.- przywitała się.- Cześć Karen.- kiwnęłam głową, biorąc kolejny łyk wody.

-Przepraszam za mój wygląd, ale wczoraj był Sylwester i mam kaca.- usprawiedliwiłam się.

-Spokojnie. Wiem, jakie to uczucie i rozumiem cię.- czarnowłosa uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie. Fajna jest. Polubiłam ją. Jeśli będzie w moim bratem, będę bardzo happy…

-O cholera.- prawie zachłystnęłam się wodą.- Muszę gdzieś zadzwonić.- po czym, nie zważając na protesty, pognałam do pokoju. Zaraz po wejściu i trzaśnięciu drzwiami, złapałam za telefon. Numer znałam na pamięć.

-No, cześć zabawowiczko. Co tam słychać???- usłyszałam jego głos, a lekka chrypka wywołała u mnie przyjemne dreszcze. Usiadłam na łóżku, podwijając jedną nogę.

-Eeee jest sprawa. Miałam ci powiedzieć wczoraaaaaj…ale był Sylwester, wkurzyłbyś się i całą zabawę diabli by wzięli…

-Karen, o co chodzi???- przerwał mi. No, i co??? Mam mu powiedzieć wprost, czy zataczać kółka??? Przygryzłam wargę, zmarszczyłam nos i wypaliłam…

-Umówiłam się z Louis’em na spotkanie, żeby pogadać o naszych stosunkach.- wciągnęłam gwałtownie powietrze, bo to zdanie wypowiedziałam na jednym wdechu. Zapadła długa cisza. Serce waliło mi jak oszalałe. Czego ja się tak właściwie bałam???- Max???- zapytałam w końcu.

-Z kim…z kim się umówiłaś???- wydukał.

-Max, tylko spokojnie. Chcę z nim porozmawiać. Pomyśl rozsądnie. A, może, poza jego wybrykami o potrzebach itp. chciał coś naprawić. Przecież tak naprawdę nie wiemy, w jakim dokładnie, celu przyszedł. Nie daliśmy mu dojść do słowa.-znowu cisza.- Max???

-Eeee poczekaj, poczekaj puuuuupupupupupuuu.- niemal widziałam jak zaczesuje włosy do tyłu i zatrzymuję się ręką z tyłu głowy.- Muszę to wszystko ułożyć. Ymmmmmmmmhhh …. Jesteś pewna, tego, co robisz???

-Tak. A robię to tylko dlatego, żeby w końcu, chociaż raz w życiu być prawdziwie szczęśliwą i oderwać się już od przeszłości związanej z Louis’em, która przeszkadzała mi między innymi w podjęciu pozytywnej decyzji, jeśli chodzi o ciebie.

-Okeeeeeeeej. Kiedy masz to spotkanie???

-Dzisiaj o szesnastej trzydzieści. (nie pisałam o tym, ale Karen w Sylwestra zadzwoniła do Louis’a i umówiła się na konkretną godzinę- przyp. autorki) Powiedz mi tylko, że nie masz nic przeciwko. Błagam. Bo jeśli tak to…

-Nie, nie. Znaczy, według mnie nie szedłbym tam sam. Ale skoro tobie to nie przeszkadza, to ja się nie wtrącam.- odetchnęłam.

-Dzięki. Przepraszam, że nie powiedziałam ci wcześniej. Nie chciałam psuć ci humoru….

-Wiem. Śliczna, spokojnie. Jak wrócisz, zadzwoń to wpadnę.- przerwał mi.

-Ok. Lecę. Do zobaczenia.- wymieniliśmy pożegnania i rozłączyliśmy się.

                                                                             (...)

„Dziesięć minut.”- pomyślałam, patrząc na zegarek w telefonie. Do kafejki przyszłam dwadzieścia minut temu. Na zewnątrz robiło się ciemno, latarnie już świeciły, a tutaj był niemały tłum. Każde miejsce było zajęte. Złapałam stolik przy oknie i teraz siedziałam, trzymając kubek kawy w rękach (za dużo jej pije xD), czekając na mojego rozmówcę. Wokół panowała wesoła atmosfera. Wszyscy śmiali się, żartowali, albo świętowali jakąś okazję. Wygrany mecz, urodziny, zaręczyny- jakiś chłopak oświadczył się swojej dziewczynie i po chwili w całym pomieszczeniu rozbrzmiały gromkie brawa. Kiedy wszystko się uspokoiło, uśmiechnęłam się, po czym wyjrzałam przez okno i przełknęłam głośno ślinę. Drzwi od kafejki właśnie otwierał znajomy mi blondyn. Utkwiłam w nim wzrok i obserwowałam go dopóki nie znalazł się naprzeciw mnie.

-Cześć.- przywitał się.- Przepraszam za spóźnienie.  

-W porządku. Nie szkodzi.- powiedziałam i usiedliśmy. Po chwili przyszła do nas Susanne i Louis złożył zamówienie.

-Więc, o czym chciałaś porozmawiać??

-O nas.- zrobił zdziwioną, a zarazem ucieszoną minę. Pokręciłam przecząco głową mówiąc:

-Nie Louis, to nie to, o czym myślisz. Nie wrócę do ciebie, choćby się waliło i paliło. Skrzywdziłeś mnie i tego ci nigdy nie wybaczę. Ale nie chcę mieć wrogów i męczy mnie już, to stałe myślenie o tobie i o tym, co zrobiłeś. Nie pozwala mi to normalnie żyć, przeszkadza w podejmowaniu decyzji. Dlatego chciałam, żebyśmy wszystko sobie wyjaśnili.- cały czas patrzyłam na niego. Przy mojej wypowiedzi, jego mina stopniowo stawała się coraz bardziej…przerażona?? W końcu, po długim zastanowieniu się, wziął wdech, rozejrzał się i zaczął:

-Dobrze, skoro tego chcesz. Zanim jednak, cokolwiek zdecydujesz, musisz wiedzieć, że nie przestałem cię kochać. Zawsze byłaś, jesteś i będziesz. To nigdy się nie zmieni. Bez względu na to, co zrobisz, będę o ciebie walczyć.- zaciął się, przy ostatnim zdaniu. „Coś mi tu śmierdzi kłamstwem.”

-Louis, nie wykluczaj tego, że prawdopodobnie polegniesz w tej walce. Nie będziemy znowu razem. Jestem teraz z Max’em i jak tak wezmę wszystko pod uwagę, to TERAZ jestem naprawdę szczęśliwa.- Sus przerwała nam rozmowę, przynosząc zamówienie, po czym kontynuowaliśmy.

-Dobra, dobra, dobra….huuuu- odetchnął jakby próbując się uspokoić.- Więc, na czym stoimy???

-Myślę, że…ja, zacznę wszystko na nowo i uwolnię się od twojej osoby, a ciebie proszę o nie utrudnianie mi tego. Znajdź nową drogę i podążaj nią. Zakochaj się, miej rodzinę i tak dalej. Wiesz…całkiem nowy świat, a my to…przeszłość.- wzruszyłam ramionami. Spuścił głowę i pomyślał chwilę. Żeby tylko nie zrobił afery, bo cała okolica by się dowiedziała…

-Ok.- szepnął, po czym powiedział głośniej- Ok. Nie będę więcej wchodził ci na głowę.- Co??????? Podniosłam brwi i zamrugałam kilkakrotnie.

-Tak…tak po prostu??? Zgadzasz się i już???- zapytałam, bo szczerze nie wierzyłam w to, co powiedział.

-Właśnie dotarło do mnie, że przez całą naszą znajomość, wyrządziłem ci więcej złego niż dobrego. Jezu, co się ze mną dzieje??? Przepraszam- i mówię to całkiem serio. Przepraszam, za wszystko, a już w szczególności za tą wycieczkę i Mellis’ę. Ja…po prostu…yhhh, nie wiem, co powiedzieć. Mogę ci chyba tylko życzyć szczęścia…w nowym życiu. – popatrzył na mnie. A ja wciąż zastanawiałam się nad jednym: Czy on mówi poważnie???

-Mówisz poważnie???- zadałam moje wcześniej nieme pytanie.

-Tak. A jeśli mi nie wierzysz, to powiedz, co mam zrobić, żeby to zmienić.

-Nie…nie wiem.- pokręciłam nerwowo głową.

-Dać ci coś, wyjechać z miasta, cokolwiek…

-Preferowałabym to drugie. Nie to, żebym kazała ci wyjeżdżać, ale byłoby mi łatwiej, gdybym nie widywała cię codziennie na ulicy…oczywiście nie musisz natychmiast.

-Miesiąc???- czy, czy on właśnie przystał na moją propozycję??? Wzruszyłam ramionami. – Chcesz się ode mnie uwolnić- rozumiem to i wiem, dlaczego. Nie rozumiem tylko jednej rzeczy:  jak ty to robisz??? Co ty w sobie masz, że ci ulegam???- zaśmialiśmy się krótko. -Czyli, między nami wszystko poukładane???- zapytał po dłuższej przerwie.

-Poukładane są niektóre sprawy, ale nie wiem, kiedy będę zdolna ci wybaczyć.- przytaknął.

-Dobra, ja się muszę zbierać, bo mam jeszcze jedno spotkanie.- wstał i zarzucił kurtkę.- Cieszę się, że porozmawialiśmy. Proszę.- podał pieniądze.

-Louis, nie…

-Przestań. Chociaż tak, po części mogę ci wszystko wynagrodzić: płacąc za kawę. Przepraszam jeszcze raz… Cześć.- odpowiedziałam, a potem odprowadziłam go wzrokiem, dopóki nie zniknął mi z pola widzenia.

Ludzie, coś tak mi się zdaje, że chyba właśnie poukładałam swoją przyszłość!!!!!!! Porozmawiałam z byłym i jakimś cudem, wygrałam. Louis wyjedzie, a ja po pewnym czasie o nim zapomnę. Za parę lat, kiedy prawdopodobnie będę szczęśliwą matką i żoną, spotykając go, uśmiechnę się i porozmawiam z nim. Przynajmniej, tak mi się wydaje. Czy tak będzie??? Nie mam pewności. Oczywiście, zostawił na moim sercu głęboką ranę i nie szybko zniknie z mojej czarnej listy, ale jak zapominamy o bólu po odejściu kogoś bliskiego na tamten świat, tak również możemy zapomnieć o takiej sytuacji. Nie przyjdzie to łatwo, ani też szybko, ale w miarę jak zajmę się innymi rzeczami i skupię na związku z Max’em, Louis pójdzie w zapomnienie.

Pomyślałam jeszcze trochę, po czym założyłam mój płaszcz, zawiązałam go w pasie i poszłam zapłacić. Susanne jest bardzo miła, przyjemnie się z nią rozmawia.

-Mówiłam ci dzisiaj, że ślicznie wyglądasz???!!!- zapytała, kiedy opuszczałam kafejkę.

-Dzięki!!!- odkrzyknęłam przez ramię i przekroczyłam próg. Ślicznie??? Czarne rurki w zestawieniu z czerwonym golfem z rękawami trzy czwarte, czarnymi kozakami i moją osobą, tworzą coś pięknego???

Na zewnątrz było ciemno, ale co parę metrów stały latarnie, więc drogę do domu miałam oświetloną. Pisałam SMSy z Jessic’ą i umówiłyśmy się jutro u niej. Oczywiście, zażądała szczegółowego opisu z mojej strony.

Jednak, cały czas, kilka pytań nie dawało mi spokoju. Czy Louis naprawdę mówił serio??? Czy naprawdę go już nie zobaczę??? Czy naprawdę, nigdy nie stanie mi już na drodze??? Czy naprawdę, uwolniłam się od niego???

Czy Louis Mickelson na dobre zniknie z mojego serca???

sobota, 4 stycznia 2014

XX. Sylwester.

Hej, hej!!! :) Przepraszam, że tak późno, ale się nie wyrobiłam. Także poniżej macie sylwestrowy rozdział :) Mama nadzieję, że się spodoba. Następny wpis pojawi się prawdopodobnie w przyszły weekend. sciskam gorąco :*

--------------------

Obudziło mnie chłodne powietrze wpadające do mojego pokoju, przez uchylone drzwi balkonu. Jęknęłam i odwracając się, spojrzałam na zegarek. „Dziesiąta”- ta myśl kuła mój umysł. Nie spałam do godziny piątej, zadręczając swój umysł. Może gdybym nie zmieszała, tych wszystkich emocji i wspomnień, to jakoś doszlibyśmy do porozumienia. Może gdybym się uspokoiła, nie spędziłabym nocy, z podkulonymi nogami i łzami w oczach. Przecież, teraz mam Max’a i jestem z nim szczęśliwa. Nie chcę mieć wrogów i jak się teraz zastanowić, to w sumie, może mogłabym pogodzić się z Louis’em. Nie mówię WYBACZYĆ MU tylko POGODZIĆ SIĘ z nim. Nie mówię też, że to będzie proste, ale nie chcę znowu mieć spapranego życia, nosz kurczę.
                                               …………………………………………………………………………………
Zrobię to….tak….zrobię to. Muszę to zrobić. Cholernie mnie skrzywdził, ale chciał to naprawić….chyba. Ale kiedy zaczął wywyższać się nad Max’em, gadać głupoty o potrzebach….yhhh…
Pokręciłam głową i wstałam. Cienka koszulka lekko falowała łaskocząc mnie po brzuchu, kiedy szłam zamknąć drzwi balkonowe. Potem skierowałam się do szafy. Wyjęłam z niej fioletowe rurki i czarną bluzkę zsuwającą się z jednego ramienia. Z komody obok wzięłam czarną bieliznę i skierowałam się do łazienki. Po porannej toalecie i ubraniu się, spięłam włosy w luźnego koka i skierowałam się na dół.

-Cześć wszystkim.- powiedziałam wchodząc do kuchni. Mama, tata i Luke z ciocią Lily na kolanach siedzieli przy stole. W całym pomieszczeniu pachniało kawą.

-Karen.- ciocia mało mnie nie udusiła.- Wszystko w porządku???- popatrzyła mi w oczy, odgarniając samotne kosmyki włosów z mojego czoła. Pokiwałam twierdząco głową.

-Zjesz coś???- Luke jak zawsze, martwi się o żołądek. Żarłok jeden :)

-Yhy. Mam ochotę na naleśniki.

-Się robi.- Luke w trybie natychmiastowym znalazł się przy kuchni. Usiadłam na wolnym krześle koło mamy. Wzięła mnie za rękę.

-Proszę.- tata podał mi kubek z kawą. Posłałam mu uśmiech.

-Zdecydowałam.- powiedziałam. Wszyscy spojrzeli na mnie. Nawet Luke, smażący naleśniki, kątem oka patrzył na mnie.- Porozmawiam z Louis’em i spróbuję się z nim pogodzić. Zapadła cisza.

-Jesteś pewna???- zapytała mama.

-Jak niczego nigdy dotąd. Jestem z Max’em szczęśliwa. Nie chcę mieć wrogów. No, może poza Kate. Z nią, to ja chyba nigdy do porozumienia nie dojdę.- zaśmialiśmy się krótko.

-Kiedy???- kolejne pytanie padło z ust mamy.

-Nie wiem. Może nawet dzisiaj. Ale najpierw jestem umówiona z Jess na zakupy.

                                                                              (…)

Po śniadaniu, zadzwoniłam do przyjaciółki i ustaliłyśmy, że spotykamy się w centrum za pół godziny. Także poinformowałam rodzinkę, że wychodzę, założyłam płaszcz i kozaki, po czym ulotniłam się z domu.  W połowie drogi zdobyłam się na odwagę, wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer. Mama nadzieję, że go nie zmienił.

-Karen???- usłyszałam jego głos po dwóch sygnałach.

-Cześć…-przełknęłam ślinę-…Louis. Musimy pogadać.

-Jasne. Co tylko chcesz. O co chodzi???

-To nie jest rozmowa na telefon. Spotkamy się dziś wieczorem???

-Dziś nie mogę. Tymczasowo nie ma mnie w San Diego. Dopiero po Sylwestrze będę z powrotem.

-Aha, no ok. To, co, po nowym roku???

-Jasne. Nie ma sprawy. Gdzie???

-W kafejce, niedaleko centrum. Wiesz gdzie to jest???

-Tak. To, do zobaczenia.

Rozłączyłam się, bez słowa pożegnania i wzięłam głęboki oddech. Śnieg skrzypiał pod podeszwami moich butów, kiedy przekraczałam ulicę.  Jeszcze parę kroków i będę w centrum. Wszystko w około pokrywał śnieg. Całe dwa dni padało, teraz świeciło słońce. Kiedy dotarłam na miejsce, zobaczyłam największy tłum. Nawet większy niż przed świętami. Wszyscy szykują się na Sylwestra. W centrum znajduje się jedna, duża, naprawdę duża restauracja i to właśnie tam urządzają Sylwestra- jak większość imprez. Rozejrzałam się dookoła. Ludzi stojąc na drabinach, ozdabiali sklepy i restauracje z zewnątrz. Wewnątrz też był niezły ruch.  Po środku placu stała ogromna choinka, ubrana tyko w złote lampki. Po chwili stanęłam przed, znajomym już, pięciopiętrowym budynku.
                                                                              (…)

-Aaaaaaaa, co myślisz o tej???- Jessica zadała to pytanie o raz dziesiąty, trzymając w ręku złota sukienkę całą w błyszczących cekinach. Siedziałam na wielkiej pufie w jednym ze sklepów i oceniałam sukienki na sylwka, które proponowała mi przyjaciółka.

-Pas.- Jessica tym razem nic nie kupowała. Powiedziała, że ma dosyć ciuchów i coś znajdzie. Skupiła się tylko na mnie.

-Uhhhh. Wybryk natury.- warknęła z uśmiechem. Wytknęłam jej język i wstałam, po czym zatapiając się w milionie sukienek zaczęłam przeczesywać materiały.

Przejrzałam chyba milion sukienek, spódnic, kombinezonów itp. I w rezultacie wybrałam taką sukienkę.. Ku mojemu zdziwieniu te zakupy nie przyprawiały mnie o bóle głowy. Nawet mi się podobało. Zdaje mi się, że dzięki Jess przestawiłam się na normę… ni to chłopczyca, ni to barbie… tak pomiędzy :)

Potem przyszedł czas na buty, ale po pół godzinie w sklepie zrezygnowałyśmy, bo przypomniało mi się, że do nowo nabytej sukienki, będą pasować szpilki, w których byłam na pamiętnym balu.

-Teraz do jubileraaaaa!!!!- Jessica pisnęła, kiedy jechałyśmy ruchomymi schodami na czwarte piętro. Pokręciłam z uśmiechem głowa. Ta dziewczyna ma jobla.

-Czasami myślę, że naprawdę brakuje ci piątej klepki.- powiedziałam, po cym wybuchłyśmy śmiechem.
W głośnikach leciała jakaś stara piosenka, a my wolnym krokiem, pijąc kawę zmierzałyśmy w stronę sklepu z błyskotkami.

-Umówiłam się z Louis’em.- powiedziałam totalnie na luzie. Dziewczyna zakrztusiła się kawą i przez chwilę kaszlała zasłaniając usta.

-Żartujesz???- powiedziała, z ręką przy twarzy.

-Nie.- kiedy dłuższy czas wpatrywała się we mnie przerażonym wzrokiem dodałam- Spokojnie. Mam wszystko pod kontrolą.- poruszyłam brwiami w górę i w dół, biorąc ostatni duży łyk kawy.

Wyrzuciłyśmy kubki do najbliższego kosza na śmieci i weszłyśmy do sklepu. Kręciłyśmy się pomiędzy gablotkami, szukając sobie kolczyków. Po dziesięciu minutach w końcu wybrałam odpowiednie do sylwestrowego stroju.

Wychodząc z centrum handlowego, myślałam już tylko o zabawie i nie mogłam się jej doczekać.

                                                                       (…)

-Hej śliczna.- usłyszałam głos Max’a. Odwróciłam się na krześle przy toaletce. Stał w ciemnych jeansach i białej koszuli, oparty bokiem o framugę z rękami w kieszeniach. Wyglądał cholernie seksownie.
-Witam.- odpowiedziałam, jeszcze chwilę na niego popatrzyłam, po czym cmoknęłam i wróciłam do malowania rzęs.

-Śliczna jesteś.- spojrzałam na jego odbicie w lusterku. Pożerał mnie wzrokiem.

-Dobrze się czujesz???- zapytałam zakrywając tusz. Chłopak zawiesił się na chwilę, potem bujnął do tyłu i wszedł do środka.

-Nie wiem. Może ten drink u Rick’a nie był zbyt….odpowiedni.- szepnął odgarniając moje włosy i całując mnie w szyję. Uśmiechnęłam się.

-Taaaaa, cały Max.- pocałowałam go.- Zbieramy się.- powiedziałam wstając.

Pogasiłam światła, zostawiając tylko kolorowe lampki, wzięłam czarną torebkę, w której miałam telefon, usteczki i błyszczyk, pociągnęłam mojego chłopaka za rękę i zeszliśmy na dół. Rodzice, Luke i ciocia Lily również wychodzili na imprezę tylko nie tam, gdzie my. Umówili się u znajomych. Mama miała na sobie czerwoną sukienkę do połowy uda z krótkim rękawem. Ciocia Lily błękitną sukienkę bez rękawów z luźnym dołem i dopasowaną górą. Tata i Luke wyglądali podobnie, różnili się jedynie, kolorem koszuli. Tata miał jasno czerwoną, Luke błękitną. Pożegnaliśmy się składając sobie wcześniejsze życzenia i po ubraniu się, wyszliśmy. Max objął mnie ramieniem, kiedy szliśmy do centrum. Po paru minutach drogi dobiegła do nas głośna muzyka. Zabawa trwała już od godziny. Kevin i Jess powinni już być na miejscu. Weszliśmy do środka restauracji i napotkaliśmy duuuuuuużo osób. Uśmiechnęłam się na widok sceny gdzie stał DJ, ponieważ prawdopodobnie, chłopaki (mam na myśli Max’a i zespół) coś nam dziś zagrają. Byłam tego pewna, kiedy zauważyłam stojące instrumenty. Zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu Kevina. Nie było go u nas na Wigilii, bo chciał spędzić święta z mamą. Rozumiem go i nie mam mu za złe jego nieobecności. Po chwili zauważyłam go. Ale to nie był ten sam Kevin, który na każdej dyskotece stał pod oknem, opierając się o parapet i czekał na mnie. O nie!!! Otóż mój drogi przyjaciel, owszem stał pod oknem, oparty o parapet, ale obejmował i czule całował pewną osóbkę o blond włosach w turkusowej sukience z dopasowaną górą, a luźnym dołem, pokrytym cienką siateczką. Uśmiechnęłam się podnosząc brwi i puknęłam Max’a łokciem.

-Co jest???- zapytał odrywając wzrok od tłumu.

-Zobacz, co wyrabia twoja siostra, kiedy nikogo przy niej nie ma.- powiedziałam pokazując na przyjaciół i cicho zaśmiałam się z jego miny, którą przybrał na krótką chwilę.

-Wow. Mocne.- skomentował, całą sytuację.

-Haha, chodź.- pociągnęłam go w stronę zakochanych.- Cześć gołąbeczki.- przywitałam się, siadając na parapecie obok nich. Oderwali się od siebie i zdziwieni patrzyli to na mnie, to na liska. Jess otrzeźwiała, jako pierwsza.

-O jesteście już.

-Już???- zapytał Max.- Stoimy tu od bitych dziesięciu minut, ale wy nas nawet nie słyszeliście.- po kryjomu puścił mi oczko. Przyłożyłam pięść do ust, żeby ukryć uśmiech.

-Poważnie??- Kevin skierował to pytanie do mnie. Potrząsnęłam twierdząco głową.

-Gorzka prawda, przed zabawą, źle wpływa na trawienie.- stwierdziła Jessica łapiąc się za brzuch.

Wybuchliśmy śmiechem. Przyjaciele dali nam tym do zrozumienia, że wiedzą o naszym żarcie.

                                                                  (…)

Potem była już tylko zabawa. Tańczyłam z Max’em, z Kevinem, z Jessic’ą, a nawet z Rick’iem i Nathan’em- chłopakami z zespołu. Zabawa na całego. Wypiliśmy każdy po jednym piwie i opróżniliśmy we czwórkę jedną butelkę wina. Później Jess zgadała się z barmanem i przystojny Latynos podał nam drinki różowo fioletowej barwy.

-Ale nie zamienię się w szczura??- spytałam przyglądając się kolorowemu napojowi.

-Raczej nie. O takim przypadku jak dotychczas nic mi nie wiadomo.- odpowiedział barman z uwodzicielskim uśmiechem, opierając się o bar.

-Karen. Czytasz za dużo książek.- skwitowała Jess i pociągnęła duży łyk napoju przez słomkę.

Zabawa trwała w najlepsze. Dziewczyny ubrane w świecące sukienki, spódnice, a nawet spodnie i topy wirowały w ramionach swoich parterów z reguły, ubranych w jeansy i koszule, tak jak Max i Kevin. Mało, który założył T-shirt, albo koszulkę na ramiączka. W tłumie dojrzałam Kate ubraną w małą czarną i złote błyskotki. Nie potrzeba było dużo, aby materiał pokazał zebranym osobom, co ta dziewczyna ma pod sukienką. Tańczyła z Drake’em, ale Jessica miała to najwyraźniej głęboko w… nosie. Trzy czwarte społeczności zebranej w restauracji szalało na parkiecie, alkohol lał się kilometrami. Najlepszy Sylwester, na jakim byłam.
Po długim czasie tańczenia, muzyka ucichła a w Sali rozbrzmiał głos DJ

„Ludzie kochani, ale impreza!!! No tego to się nie spodziewałem. Dziwne, że jeszcze straż nie przyjechała i że jeszcze nic się nie pali, bo na parkiecie dziki ogień. - wszyscy się zaśmiali.- Dobrze, teraz mała przerwa, zakładamy płaszczyki, kurtki itp. I razem z lampkami szampana, które zaraz otrzymacie, wychodzimy na plac, odliczać do Nowego Roku.”

Chwilę potem kilka dziewczyn porozdawało kieliszki, a panowie porozlewali szampana. Potem wyszliśmy z budynku , odliczyliśmy od dziesięciu, a po jedynce czarne niebo rozświetliły kolorowe fajerwerki. Leciały w górę, zostawiając za sobą kolorowe pasma, by później rozbić się w piękne pióropusze. Ludzie zaczęli składać sobie życzenia noworoczne. Nasza czwórka postąpiła tak samo. Po życzeniach, tłum z powrotem skierował się do wnętrz, a Max gdzieś zniknął. Kiedy na powrót zaczęła grać muzyka, a zebrani zaczęli się bawić, rozpoczęłam poszukiwania. Nic, zero, nigdzie go nie było. Piosenka dobiegła końca, a po sali przebiegł niemiły pisk mikrofonu.

-Witam, witam!!! Jak się bawicie??- wszyscy wykrzyczeli „łuuuuuuuu”. Stanęłam jak w ryta, po czym z uśmiechem odwróciłam się do sceny. Przy mikrofonie z gitarą przewieszoną przez ramię stał Max. Rick siedział przy perkusji, Nathan i Jamie z boku z gitarami elektrycznymi, a Tyler przy keyboardzie- Mamy dla was przygotowany taki noworoczny występ. Na dobry nowy rok. Wszystkiego najlepszego dla wszystkich!!!

Chłopaki zaczęli koncert. Grali covery piosenek (np. Maroon 5 - Moves Like Jagger, Ke$ha - Your Love Is My Drug, Wally Lopez - You Can't Stop the Beat, Pharrell Williams - Happy, Nine Inch Nails - Every Day is Exactly the Same). Przy piosence Bruno Mars- Just The Way You Are, Max nie spuszczał ze mnie wzroku. Wtedy naszła mnie myśl- „Czy ja na niego zasługuję??? Czy przeznaczenie naprawdę chciało, żebyśmy byli razem???”…


Ludzie wymęczyli chłopaków i po piętnastej piosence, koncert się skończył, a na scenie znowu pojawił się DJ. Impreza nieprzerwalnie trwała. Max wrócił zza kulis i od razu porwał mnie na parkiet. Jessica szalała z Kevin’em. Alkohol znów poszedł w ruch, muzyka przeżerała się przez skórę, aż do żył, podłoga trzęsła od nacisku ciał, a my korzystaliśmy z wolności.