Witam, witam !!! :) Dzisiaj mamy ostatni dzień tygodnia, a ja na zakończenie daję kolejny rozdział :) Ten wpis jest lekką odskocznią od ostatniego zamieszania spowodowanego przyjazdem Louis'a. Mam nadzieję, że się spodoba. Nie dałam rady wczoraj, ponieważ byłam z wizytą u mojej przyjaciółki :D Zaległości u Was zaraz nadrobię- jeśli nie zdążę dziś skomentować, zrobię to w tygodniu- OBIECUJĘ :*:* Miłego czytania :3
--------------------
Tego samego wieczoru siedziałam na łóżku, pośród kolorowych lampek, z
wyciągniętymi nogami i po raz setny albo tysięczny studiowałam Dary Anioła:
Miasto Zagubionych Dusz. Ojejuuuuu jak tu nie kochać Jace’a??? <3 Co chwilę,
jednak odrywałam się od żółtych kartek i patrząc na wolno spadający śnieg,
oświetlony pomarańczowym płomieniem lampy, zastanawiałam się, czy Louis mówił
prawdę i czy nie ma niczego w zanadrzu. Nagle w mojej głowie, pojawił się obraz
Max’a. Myślałam o nim długo i… czyżby??? Może to i jest nierealne, ale chyba
poczułam lekkie pożądanie. Wyrzeźbiona klatka piersiowa, uśmiech, usta, oczy,
charakter, ciepłe serce… Przeanalizowałam wszystkie sytuacje i doszłam do
wniosku, że tak naprawdę, cały czas w jego obecności czułam pożądanie. Musiałam coś z tym zrobić…
-Karen!!! Wychodzimy na przyjęcie!!! Wrócimy za dwie
godziny!!!- usłyszałam krzyk mamy. No tak, noworoczne przyjęcie u znajomych.
-Ok!!!!- odkrzyknęłam, a w mojej głowie już rodził się plan.
Nasłuchiwałam tylko zamknięcia drzwi, po czym poderwałam się jak oparzona i
stanęłam w oknie.
Po jakimś czasie, granatowy Hyundai opuścił podwórko. Chris
miał trening, czyli w rezultacie byłam sama w domu (Luke i ciocia Lily
pojechali z rodzicami). Czym prędzej złapałam za telefon i wysłałam SMSa:
„Rodzinka wybyła z domu. Jestem sama. Potrzebuję cię…”-
postanowiłam trochę pobajerować.
„Jezu Chryste, zaraz będę”- Max odpisał prawie natychmiast.
Nie minęło pięć minut, a usłyszałam dzwonek do drzwi. On chyba gnał dwieście na godzinę. Zeszłam po schodach,
pokonując dwa schodki na raz i otworzyłam drzwi.
-Jezus Maria Karen, co się stało???- spytał szczerze
przerażony.
-A, bo to ja wiem???- odpowiedziałam, złapałam go za kurtkę i
przywarłam do jego ust. Poczułam jak rusza brwiami z zaskoczenia. Ale nie
protestował.
Pocałował mnie. Żarliwie i mocno. Odwdzięczyłam mu się tym
samym. Rozchyliłam wargi pod naciskiem jego ust. "Bożeeee, jak on całuje!!!!" Oplotłam rękami jego szyję,
zatapiając we włosach. Zacisnął ręce na mojej talii i wzmocnił pocałunek.
Wygięłam się w łuk. Postąpił na przód, zrobiłam krok do tylu. Tak kilka razy,
posuwaliśmy się w głąb domu. Zatrzasnął drzwi nogą. Oderwał ręce ode mnie i nie
przestając całować ściągnął z siebie kurtkę. Na tzw. ślepaka powiesił ją na
wieszaku i wrócił do mnie. Kiedy złapał mnie w udach, podskoczyłam do góry
oplatając nogami jego biodra. Przeniósł się z ust na szyję, tam gdzie jakieś
nerwy są chyba połączone z nogami, bo poczułam mrowienie przechodzące od kolan,
przez łydki, aż do stóp. Nie otwierałam oczu. Odchyliłam głowę, bo trafił na
miejsce bardzo wrażliwe...no, przynajmniej u mnie. Kiedy moje usta znalazły się
przy jego uchu, przygryzłam je lekko. Zaśmiał się krótko i z powrotem odnalazł
moje usta. Pokonaliśmy już schody i zmierzaliśmy w kierunku mojego pokoju.
-Kiedy wrócą twoi rodzice???- zapytał szeptem, między pocałunkami,
otwierając drzwi.
-Za godzinę powinni być.- odpowiedziałam z trudem.
-Zdążymy???- zapytał uśmiechając się lekko.
W odpowiedzi cicho zachichotałam. Ponownie wpił się w moje
usta, rzucając mnie na łóżko, co sprawiło, że poleciał za mną. Zamortyzował
upadek rękami, inaczej przygniótłby mnie swoim ciałem. Wodził rękami po moim
ciele nie przestając całować. Zgięłam nogę w kolanie, przejechał po niej ręką-
zaczynając od kostki, przez kolano do uda. Nagle oderwał się ode mnie. Otworzyłam
oczy, modląc się żeby nie zmienił zdania. Dzięki Bogu nie zrobił tego.
Wyprostował się i zdjął podkoszulek, po czym rzucił go na podłogę. Zaśmiałam
się krótko, co wywołało u niego ten zniewalający uśmiech. No iii...znowu zaczął
mnie całować. Badałam opuszkami palców jego wyrobioną klatkę piersiową i umięśniony
brzuch. Ehh ten jego kaloryferek :) Przeniosłam się na ręce. Tam też napotkałam
mięśnie. Jednak siłownia robi swoje. Teraz przyszła jego kolej. Podciągnął
lekko do góry moją bluzkę i zaczął delikatnie głaskać mój brzuch, tym samym
łaskocząc go. Zaśmiałam się cicho, co sprawiło, że moja bluzka powędrowała
jeszcze wyżej. W rezultacie ona też wylądowała na podłodze. Max oderwał się na
krótko od całowania i spojrzał na mnie, po czym lekko uśmiechnął się i wrócił
do swojej działki. Tym razem łaskotał cały
mój brzuch i ramiona. Mój koronkowy stanik chyba zaczął mu przeszkadzać, bo
coraz częściej zjeżdżał rękami na plecy. Po chwili już sięgał do zapięcia i....
rozległo się pukanie. Oderwaliśmy się od siebie jak oparzeni i popatrzyliśmy na
brązową płytę, wiszącą w zawiasach. Potem przenieśliśmy wzrok na siebie.
Pomyślmy Chris jest na treningu a potem miał jechać do kumpla na nocowanie.
Czyli pozostaje jedna wersja...
-Rodzice.- powiedziałam, co wystarczyło by Max wypuścił mnie
z uścisku i włożył swój podkoszulek.- Masz!- szepnęłam rzucając w stronę Max'a
jedną z książek szkolnych. Resztę pootwierałam na pierwszej lepszej stronie (w
razie gdyby mama wtargnęła do środka) i ruszyłam do drzwi. Po drodze poprawiłam
włosy i bluzkę, po czym pociągnęłam za klamkę. Tak jak myślałam. Za progiem
stała mama.
-O! Jednak jesteś w domu.- stwierdziła, podnosząc brwi.
-A, dlaczego miałoby mnie nie być???
-Jakoś tak cicho. Zawsze jak jesteś sama w domu, to siedzisz
na dole.
-Aaaa, bo wiesz. Tak jakoś mnie naszło, na zmianę.-
powiedziałam, starając się zamknąć drzwi, bez zwracania na to uwagi mojej
rodzicielki. Bóg wie, jak zareagowałaby, na to, że siedzę u siebie w pokoju, z
chłopakiem, po cichu, nie słychać, że w ogóle jestem w domu…szczerze??? Moja mama
jeszcze nigdy, nie spotkała się z taką sytuacją. Nawet, kiedy byłam z Louis’em.
Wtedy byłam młoda i mama o mnie dbała, ale teraz…nie wiem, jaka byłaby jej
reakcja.
-Mhyyyyyy.- starła się nie uśmiechnąć, ale jakoś jej nie
wychodziło.
-Nom, a co wy tu robicie tak wcześnie???
-Aaaa, gospodyni miała wizytę bociana i zaczęła rodzić,
zrobił się zamęt i postanowiliśmy nie przeszkadzać.
-Aha ok.- odpowiedziałam.
-Jakby coś, to jestem na dole.- odwróciła się. Już miałam
zamykać drzwi, kiedy kątem oka zauważyłam, że odwraca się.- Cześć Max!!!-
zamknęłam oczy, zmarszczyłam nos i ściągnęłam brwi. Taaa, zdradziłam się….
-Dobry!!!!- usłyszałam krzyk chłopaka dochodzący z głębi
pokoju.
Mama z uśmiechem puściła mi oczko i po chwili zniknęła za rogiem.
Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie. Odnalazłam wzrokiem Max’a, a kiedy nasze
spojrzenia się spotkały wybuchliśmy śmiechem. Podeszłam do niego i usiadłam
obok, całując go.
(…)
-Co cię naszło Karen???- zapytał w końcu. Od pół godziny
leżeliśmy na łóżku, bawiliśmy się nawzajem palcami albo włosami i rozmawialiśmy
o wszystkim.
-Na co???- odpowiedziałam pytaniem, na pytanie.
-Na zaciągnięcie mnie do łóżka.- zaśmialiśmy się. Wzruszyłam
ramionami.
-Mmmmm, wiesz…w moim życiu zaszła zmiana. Tu mam na myśli
Louis’a, więc tak sobie pomyślałam, że jeszcze jedna zmiana w te, czy we w te*,
nie zrobi różnicy. Mój szatański plan.- oderwałam głowę od jego ramienia,
spojrzałam w górę i dostrzegłam jego świecące oczy. Czyżby spodobała mu się
taka zmiana???
-Taaa, tylko, że tak jakby nam przerwano. A rzeczy przerwane,
często negatywnie wpływają na przyszłość.- zmienił pozycję i zaczął się
zbliżać.
-Od, kiedy ty tak wygadany jesteś???- uśmiechnęłam się,
patrząc w jego chabrowe tęczówki.
-Taki wyjątek.- odpowiedział szybko i pocałował mnie mocno.
Przyciągnął mnie do siebie, tak, że znalazłam się pod nim i mocno zacisnął ręce
na mojej talii.
-Max.- wychrypiałam, kiedy przeniósł się na szyję.- Wszyscy są w domu.
Mruknął ciche „mhm” i wrócił do ust. Nasza „gra” zaczęła się
na nowo i trwała by jeszcze długo, długo, gdyby nie telefon Max’a. Oderwaliśmy
się od siebie. Max dotykał swoim nosem mojego i uśmiechnął się, jakby miał
ochotę kogoś zabić. Sięgnął po komórkę, leżącą na moim stoliku nocnym.
Przekręcił się i położył obok mnie.
-Halo???
...
-U Karen. Uczymy się.
...
- Z anatomii i biologii czubku.- mrugnął do mnie obdarowując
mnie uśmiechem. Odpłaciłam mu się tym samym.
...
-O jeny.- przetarł ręką twarz- A Rick nie może ci pomóc???
...
-Dobra. Dobra, zaraz będę.
...
-No ok. Ale niczego nie obiecuję.
...
-Spoko. Na razie.- i rozłączył się, po czym zwrócił do mnie.-Nathan
potrzebuje pomocy przy aucie. A Rick nie może mu pomóc, bo przecież nie łapie,
o co w tym chodzi.- wywrócił oczami. Pocałowałam go lekko, żeby niczego nie
zacząć od nowa.
-W porządku. Kumpel też ważna rzecz.- uśmiechnęłam do niego.
Położyłam się na łóżku, tam gdzie wcześniej siedział. Przeczesał włosy ręką
żeby jakoś wyglądały.
-Na razie. Zadzwonię później.- pocałował mnie w czoło i
ruszył do drzwi. Kiedy już je zamykał, zdążyłam jeszcze krzyknąć:
-Kocham cię !!!
-Ja ciebie też.- odpowiedział z powrotem wsuwając głowę do
pokoju, po czym zniknął. Nie ruszyłam się, dopóki nie usłyszałam znajomego mi
dobrze warczenia silnika Chevroleta.
Popatrzyłam w sufit i przypomniałam sobie, wszystkie chwile
spędzone z Max’em. Zaczynając od tamtej przerwy, kiedy zobaczyłam go pierwszy
raz, aż do dnia dzisiejszego. Uśmiechnęłam się ze szczęścia i zakryłam twarz
poduszką, po czym wypiszczałam całą moją radość w jej materiał.
------------------
w te, czy we w te*- nie jestem pewna czy dobrze napisałam xD
Kochana Moja!
OdpowiedzUsuńAAAAAAAA! Mam ochotę wrzeszczeć, taka jestem napruta emocjami :D Rozdział jest super!!!! <3 Ubóstwiam!!!
Rzeczywiście w głowie Karen utworzył się diabelski plan, ale tak naprawdę to zapewne hormony :D Zresztą wcale się dziewczynie nie dziwię. Max to takie ciacho, że przy nim można oszaleć!
Ale nie sądziłam, że Karen będzie chciała cokolwiek przyspieszyć, sądziłam że to Max będzie prowodyrem. A jednak!
Ale nadarzył się moment, rzadko można mieć spokój w postaci wolnej chaty. A jak szybko Max przybył! Jakby go sam diabeł gonił!
Musiał się zdziwić, kiedy Karen rzuciła się na niego i niemal przyssała jak pijawka. Pożądanie aż kipiało, ja mam nadal czerwone policzki, świetnie opisałaś te sceny!
No i żeby śmiesznie było, mamuśka musiała przerwać. Dzięki kochani rodzice! Napięcie uszło, a pojawił się niekontrolowany śmiech. Mi nie było do śmiechu, bo liczyłam na coś więcej ;) Ach ja i moje zboczone myśli!
Niemniej jednak rozdział to C U D O. Cud, miód i fistaszki! ;)
Nie każ nam długo czekać na następny! Ściskam gorąco i życzę dużo weny! :*
Hihi, trafiłam. I tak pocałunkiem w czoło z Twojego opowiadania, myślę, że bohater wiersza na dziś powinien zaprosić Cię na mojego bloga. Niestety to kobieta pisze bloga, ale za to zaprasza serdecznie na wiersze - Twilight
OdpowiedzUsuńKochana Lily! Rozdział jest genialny! Tyle w nim uczuć, emocji, pożądania. Rozpływałam się czytając go! Cudownie przestawiłaś myśli kochających się osób, które chcą zrobić krok naprzód w swoim związku. Bardzo spodobała mi się postawa Maxa. Nie krzywił się z powodu powrotu jej matki, nie zniechęcił i nie miał żadnych wyrzutów. A faceci potrafią tacy być! Poza tym bez jej zgody nic by nie zrobił i nie posunął się dalej, a to wielki plus. I najważniejsze! Wcześniej nie zmuszał jej do współżycia, a cierpliwie czekał aż ona będzie gotowa. Max to zdecydowanie porządny facet. I za to go lubię! Ależ demon opętał naszą Karen. Widać, że chciała to zrobić z miłości, a takie coś pochwalam. No cóż, nie tym razem to innym. Zaskoczyłaś mnie strasznie tym rozdziałem;D Jestem w szoku;D
OdpowiedzUsuńŚciskam i teraz cholernie niecierpliwie czekam na kolejny;D ;* I zapraszam na pierwszy do mnie, w wolnej chwili;*