niedziela, 16 lutego 2014

XXV. Praca i randka, czyli szansa na zmianę.

Witam!!! :) Dzisiaj daję nowy rozdział, bo wczoraj się nie wyrobiłam  :/ Mam nadzieję, że się spodoba :) Zaraz lecę do Rudej, nadrabiać zaległości, a potem do reszty. Idę po kolei- dopiero, kiedy skończę jeden blog, zaczynam drugi :) Zapraszam do czytania i życzę wszystkim zaległych wesołych Walentynek ;)

--------------------


Tydzień minął jak z bicza strzelił. Dzisiaj mamy poniedziałek, więc pracę zaczynam po szkole. Szczerze??? Niby trudna nie jest, ale trochę się denerwuję.  A jeśli mnie nie polubią??? Nie mówię o dzieciach, ale o pracownikach…

Wzięłam głęboki wdech i jednym zwinnym ruchem wstała z łózka. Odruchowo włączyłam radio i rozsunęłam zasłony. Pociągnęłam za klamkę i otworzyłam drzwi balkonowe. Uderzyło we mnie mroźne powietrze. Mimo, że słońce grzało, co było bardzo dziwne o tak wczesnej porze, to zimno i tak wygrywało. Zima…niech ona się już skończy.

Stanęłam przed szafą i ręce mi opadły. Miałam wrażenie, jakby kończyły mi się ubrania. Poprzewracałam trochę w nich i w rezultacie, po porannej toalecie, z lekkim makijażem, ubrana w czarne rurki i fioletową koszulę w niebieską kratę, schodziłam po schodach, jednocześnie kończąc pakować książki do torby. Wyciągnęłam telefon i na prędkości napisałam SMS’a:

„Kevin!!! Przepraszaaaaaaaaam!!! Wiem, że cię ostatnio zaniedbywałam i szczerze nie wiem jaki diabeł mnie do tego podkusił!!! :’( Mam nadzieję, że mi wybaczysz :’( Możemy się spotkać za dziesięć minut koło ciebie??? Jak cię nie będzie, zrozumiem…”

-Witaj droga siostro. Co zjesz na śniadanie???- Chris przywitał mnie z uśmiechem w kuchni, smażąc jajecznicę. Stanęłam jak wryta, z telefonem w rękach, podniosłam brwi i zszokowana spojrzałam na brata.

Po jakimś czasie drgnęłam, ocknęłam się i na jednym wdechu powiedziałam:

-Gdyby nie fakt, że jesteś moim zwariowanym bratem, zdolnym do wszystkiego pomyślałabym, że z samego rana, uderzyłeś się w głowę. Nie zjem nic, bo muszę ratować moją przyjaźń. Wiec, żegnaj drogi bracie.- pomachałam mu, w tempie ekspresowym założyłam kozaki i płaszcz, po czym wybiegłam z domu.

Postawiłam pierwszy krok na chodniku i zachwiałam się do tyłu. O mało, co nie upadałam. Szklanka się zrobiła, bo w noc był mróz, a wczoraj cały dzień świeciło słońce, więc rozpuścił się śnieg. Woda + mróz = lód. Na sztywnych nogach dotarłam do znajomej już skrzynki pocztowej, na podwórku mojego przyjaciela. Może się nie obraził??? Ale- z całym szacunkiem dla Kevin’a- gdyby się obraził, nie byłby prawdziwym przyjacielem. Chociaż, ja tez nie jestem idealną przyjaciółką. Przecież, gdybym takową była, znalazłabym dla niego przynajmniej pięć minut, tak???

Dziesięć minut z zegarkiem w ręku!!!  Drzwi wejściowe od domu otworzyły się, a w progu stanął Kevin. Uśmiechnął się na mój widok, zrobił obrót, zamknął drzwi i zeskakując ze schodków, błyskawicznie znalazł się koło mnie.

-Cześć dulcis*.- pocałował mnie w czoło. Ruszyliśmy wolnym krokiem.

-Kevin przepraszam. Nie wiem jak to się stało, ale po prostu…no…nie wiem jak wytłumaczyć to, że nie rozmawiałam z tobą prawie tydzień, a mieszkam trzy domy dalej. Wybaczysz mi???- popatrzyłam  na niego, jak zbity pies.

-No pewnie, że tak. Nie mógłbym się na ciebie, tak po prostu obrazić. Jaki byłby ze mnie wtedy przyjaciel???- uśmiechnął się wkładając ręce do kieszeni kurtki.

-Ooooo, dzięki ci Boże!!! Kevin, dzisiaj jestem cała twoja.- popatrzył na mnie z uśmiechem, przekręcając głowę i podnosząc brwi. A, faktycznie…

-Aaaaam, no tak. Będę potrzebowała pół godzinki, dla Max’a i Jess.- uśmiechnęłam się słodko i zatrzepotałam rzęsami. Chłopak zaśmiał się, podnosząc głowę do nieba. Zawtórowałam mu i postawiłam pechowy krok. Noga poślizgnęła mi do przodu, druga się ugięła i poleciałam do tyłu. Na szczęście mój przyjaciel miał refleks i złapał mnie, nim runęłam jak długa na lód. Zastygliśmy w takiej pozycji, po czym buchnęliśmy gromkim śmiechem.

                                                                         (…)

-I biję.- powiedziałam, zbijając króla Kevin’a. Zaśmiałam się i klasnęłam w dłonie. Siedzieliśmy po turecku na korytarzu, pod szafką chłopaka i graliśmy w szachy.- Co cię naszło na szachy???

-A tak jakoś. Nie graliśmy w nie od trzeciej klasy gimnazjum. A jak się dowiedziałem, że w szkolnej bibliotece, jest plansza do wypożyczenia, nie zastanawiałem się długo.- wzruszył ramionami.

-No proszę. A do mnie to nawet nie łaska napisać.- natychmiast rozpoznałam głos, odwróciłam się do tyłu i uśmiechnęłam.

-Przepraszam!!!- krzyknęłam rzucając mu się na szuję. Objął mnie ramionami i wtulił twarz w moje włosy. Zaśmiał się cicho. Usłyszałam, jak Kevin pakuje szachy i wstaje.

Po długim czasie puściłam chłopaka i popatrzyłam w jego niebieskie tęczówki. Już miałam go pocałować, kiedy zadzwonił dzwonek, a ja podskoczyłam jak oparzona.

-Karen!!!- Jess dopadła mnie jakby się paliło. Odwracając się, kątem oka zauważyłam, że mój przyjaciel, obserwuje mnie i Max’a, a na jego twarzy widnieje szczery uśmiech.-Miałam nadzieję, że złapie cię przed lekcją. Masz.-podała mi jakąś ulotkę.

Pocałowała Kevin'a, oznajmiła, że pędzi na matmę i już jej nie było. Zaśmialiśmy się głośno, po czym po krótkim pożegnaniu rozeszliśmy się na lekcje. Kevin kończył po tej godzinie, więc umówiliśmy się, że jak skończę pracę, spotykamy się u niego.

-Śliczna, wieczorem zabieram cię na kolację.- Max objął mnie ramieniem, a drugą rękę schował do kieszeni spodni, trzymając książki. No pięknie!!! W co ja się ubiorę, jak mi się ubrania kończą???

-Już nie mogę się doczekać. O której???

-A jak stoisz z czasem???- zapytał przepuszczając mnie pierwszą w wejściu do klasy.

-Pracę kończę za dziesięć szósta.  Potem do Kevina na jakieś półtorej godzinki, także możemy się umówić na ósmą. Pasi???- w czasie wypowiedzi doszłam do naszego ostatniego stolika i zajęłam miejsce przy oknie. 

-Jak najbardziej.- wyszczerzył ząbki i usiadł koło mnie. Chciał jeszcze coś dodać, ale do klasy wkroczył nauczyciel, więc wszyscy ucichli.

Pan Cooper znowu zaczął rzępolić trzy po trzy, o zachowaniu niektórych uczniów. Na jego lekcjach, można porządnie się wyspać. Jeśli ktoś ma trudne i nieprzespane noce, zapraszam na lekcje historii Mark’a Cooper’a!!! Nagle przypomniałam sobie o ulotce, którą niecałe dziesięć minut temu dostałam od mojej przyjaciółki. Wyjęłam kartkę z tylnej kieszeni spodni i rozłożyłam. Na środku widać było wielką kolorową maskę, pod nią drukowane literki, które składały się w słowa: BAL PRZEBIERAŃCÓW oraz data- dziś wieczór godzina dwudziesta trzydzieści. Oj, Max nie będzie zadowolony. Szturchnęłam go w ramię, a kiedy na mnie spojrzał podałam mu ulotkę szepcząc:

-Chyba nici z kolacji.- wziął ode mnie kartkę, po czym uśmiechnął się.

-O nie! Co to, to nie. Dziś wieczór jesteś moja, a Jess niech szuka sobie kogoś innego. Już wszystko zaplanowane.

-Ja się nie chcę z wami kłócić, więc załatwicie to między sobą.- kiwnął tylko twierdząco głową i chyba zaczął słuchać Cooper’a. W każdym razie, ja patrzyłam na błyszczący w słońcu śnieg.

Swoja drogą biały puch znikał coraz szybciej i było go coraz mniej, a na zewnątrz, temperatura z każdym dniem rosła. W krótce rozległ się upragniony dzwonek, wszyscy poderwali się z miejsc i nie czekając na nic, opuścili salę, zostawiają Cooper’a w połowie tłumaczenia…czegoś. Dużo bardziej wolałam zajęcia historii w Seattle z panią Callin. Wyszłam z sali trzymając Max’a za rękę. Spletliśmy palce i jednocześnie popatrzyliśmy na nasze dłonie, potem w oczy i uśmiechnęliśmy się do siebie. 



W takich chwilach, nie wierzyłam w to, co aktualnie się dzieje. Miałam wrażenie, że to jakiś piękny sen, a ja zaraz obudzę się w jakichś głupich okolicznościach. Na przykład u Louis’a na kolanach, w samochodzie w drodze do San Diego, albo rankiem, kiedy będę musiała wstać do szkoły w Seattle. Nagle jak spod ziemi wyrośli przed nami Kavin i Jess.

-Moment siostro. Musimy porozmawiać.- Max porwał moją przyjaciółkę na stronę i zaczęli rozmowę. Usiadałam wraz z Kevin’em na pobliskiej, jedynej w tej szkole ławce i obserwowaliśmy całe zdarzenie z daleka. Widziałam jak oboje gestykulują rękami, jak jedno śmiej się z drugiego itp. Była to raczej luźna kłótnia.

-O, co chodzi???- Kevin w końcu zadał to pytanie.

-O mnie.- odpowiedziałam zgodnie z prawdą. W końcu sprzeczali się o to, z kim i gdzie dzisiaj idę.

-Jak to???- wzruszyłam ramionami.

-Umówiłam się dzisiaj z Max’em na kolację, a w tym samym czasie, Jess chce zaciągnąć mnie na bal przebierańców. Wiesz, że uwielbia takie zabawy. Max ma wszystko już przygotowane, wiec powstał spór. Grunt, że nie mnie wybierać. Uparli się, niech się kłócą.- zaśmialiśmy się cicho.- Ale po pracy mam dla ciebie półtorej godzinki.- puściłam do niego oczko. 

Po pewnym czasie wróciło rodzeństwo West’ów, a ja czekałam na werdykt. Szczerze??? Chyba bardziej zależało mi na tej kolacji. Rodziców nie ma dziś w domu, a Chris, ma podobno jakiś wypad z chłopakami, więc do jutra chata jest pusta… W końcu na twarzy Max’a pojawił się szeroki uśmiech. Wiedziałam, co to oznacza. Pisnęłam i rzuciłam mu się na szyję. Zaśmiał się i objął mnie silnymi ramionami. Jess prychnęła…

-Pfff, zdrajca.- skrzyżowała ręce na piersi i odwróciła głowę.

-Ojj Jess. Nie strzelaj focha.- przytuliłam się do jej boku.- Chodź muszę z tobą pogadać.- zaciągnęłam ją na bok, a Max zajął moje wcześniejsze miejsce koło Kevin’a.

-Jess, posłuchaj mnie. Bardzo chciałabym iść z tobą na ten bal, ale ta kolacja to dla mnie szansa.- popatrzyłam na nią z nadzieją w oczach.

-Na, co???- uśmiechnęła się i podniosła brwi.

-Mam wobec Max’a szczególne plany.- minęła chwila, a potem blondyna powoli otworzyła usta w uśmiechu, oczy jej zabłysnęły, a palec wskazał na mnie.

-Chcesz zaciągnąć mojego brata do łózka, ty małpo jedna.- zmarszczyłam noc, zrobiłam krzywą minę pomieszaną z uśmiechem i pokiwałam twierdząco głową, po czym obie buchnęłyśmy śmiechem. Nie rozmawiałyśmy więcej, tylko rechocząc podeszłyśmy do zdziwionych chłopaków. Usiadłam Max’owi na kolanach i objęłam jego szyję.

-Stało się coś???- zapytał, patrząc to na mnie, to na siostrę.

-Nic szczególnie szczególnego. –wypaliłam i wpiłam się w jego usta. Całował mnie namiętnie. A ja przyklejona do niego, myśląc o tym, co może stać się dziś wieczorem, cicho się śmiałam. Kiedy oderwaliśmy się od siebie, chłopak popatrzył na mnie pytająco, ale żadne pytanie nie padło. Mrugnęłam tylko do niego i uśmiechnęłam się.

                                                                          (…)

Z łomoczącym sercem, stanęłam przed brązową bramą. Byłam tu już kiedyś, ale w celach rozmownych, a nie pracy. Wzięłam głęboki wdech i nacisnęłam guzik domofonu.

„Tak słucham???”- Z głośnika wydobył się zmodyfikowany, kobiecy głos.

-Witam. Przyszłam w sprawie pracy. Moja nauczycielka miała do państwa dzwonić. Podobno potrzebujecie pomocnika do dzieci.

„Już otwieram”- powiedziała, po czym brama drgnęła i zaczęła powoli usuwać mi się z drogi. 

Kiedy była otwarta na tyle, że mogłam przejść, jeszcze raz głęboko odetchnęłam i ruszyłam przed siebie. Podwórko było dość duże. W rogu wielkiego muru, który otaczał całą placówkę, znajdował się wielki plac zabaw, obecnie w połowie skuty lodem i przykryty śniegiem. Gdzie nie gdzie było widać zszarzały piasek. Po środku placu stał wielki budynek, mieszczący przedszkole. Były tu zdaje się trzy klasy. Rozejrzałam się dookoła. Resztki śniegu pokrywały niektóre krzaczki, gałęzie drzew i poszczególne kawałki trawnika. Nagle drzwi frontowe otworzyły się, a w nich stanęła kobieta. Miała na oko lekko po trzydziestce, krótkie rude włosy i długie nogi. Ubrana była w białą sukienkę lekko przed kolano i czarne szpilki.

-Zapraszam do środka!!!! Wchodź, bo zimno!!!- krzyknęła pocierając rękami o ramiona, przykryte jedynie cienką apaszką. Kiedy wypowiedziała słowo „zimno” poczułam chłodny dreszcz. Czym prędzej pobiegłam do przodu, pokonałam małe schodki i weszłam za nią do środka.

-Witam.- uścisnęłyśmy sobie dłonie.- Ty zapewne jesteś Karen.- kiwnęłam twierdząco głową.- Miło mi cię poznać. Jestem Diana.

-Mnie również miło cię poznać.- odpowiedziałam zdejmując płaszcz. Ruszyłyśmy w głąb, wąskim korytarzem.

-Dziękuję ci bardzo, że zgłosiłaś się do pomocy. Od kiedy Miranda jest na zwolnieniu macierzyńskim, nie wyrabiam. Dzieci są cudowne i w ogóle, ale po paru godzinach okiełznanie ich staj się trudne i męczące.

-Cała przyjemność po mojej stronie.- uśmiechnęłam się, a ona odwzajemniła gest. Zdaje się, że ją polubię. Oczywiście zrobię wszystko, żeby ona polubiła również mnie.

W końcu dotarłyśmy do dużej sali. Ściany pomalowane były na ciepły żółć, a większa część pokryta była niebieskimi korkowymi tablicami. Wisiały na nich rysunki dzieci. Przy jednej ze ścian, jedna koło drugiej ustawione były cztery komody pełne zabawek, lalek, pluszaków, pudełek z klockami, gier, puzzli i tego typu rzeczy. Cała podłoga przykryta była czerwonym dywanem w złote wzory. Pod oknami stały niskie stoliki, po pięć krzeseł przy każdym. Po mojej prawej(czyli naprzeciwko stolików) stało duże drewniane biurko. Po sali biegały dzieci śmiejąc się perliście. Zajmowały również miejsca przy stolikach i na podłodze. Bawiły się wesoło i beztrosko. Uśmiechnęłam się, kiedy wróciło do nie wspomnienie Liska, bawiącego się z tymi maluchami, z lisimi uszami na głowie. Diana przedstawiała mnie dzieciom, po czym maluchy wróciły do swoich zajęć. Okazało się, że w podziękowaniu za moją pomoc, mogę dzisiaj wyjść wcześniej. Tak więc, prawie dwie godziny spędziłam na zabawie, rysowaniu, pomaganiu i rozmowie. Bardzo polubiłam moją współpracownicę i zdaje się, że ona mnie też. Po piątej, kiedy rodzice odebrali większą część dzieci, zebrałam się, pożegnałam z Dianą i maluchami, po czym opuściłam przedszkole.

Zaczęło się ściemniać, kiedy dotarłam do domu Kevina. Zdziwił się, że jestem tak wcześnie, a jednocześnie ucieszył. Byłam piekielnie głodna, więc ugotowałam z przyjacielem spaghetti. Dawno się tak nie czułam. Jak za starych czasów. Ja, Kevin, kuchnia i gotowanie, przy muzyce. Rzucaliśmy się przyprawami, póki nie zauważyliśmy, że niedługo mogą się skończyć. Potem z talerzami usiedliśmy w salonie przed telewizorem i oglądaliśmy „Bad Boys”. Nie zdążyłam się obejrzeć, a już musiałam wychodzić. W końcu nie mogłam spóźnić się na randkę nie??? :) Pożegnałam się z Kevin’em i wyszłam. Pokonałam śliski chodnik i otworzyłam drzwi od domu.

                                                                          (…)

-Łaaaaa, przeklęta sukienkaaaaa!!!!- krzyknęłam, próbując zapiąć suwak na plecach. Ten był wyjątkowo uparty. Usłyszałam pukanie do otwartych drzwi mojego pokoju. Potem Chris oparł się o framugę.  

-Siostra, wszystko ok???- przejechał po mnie wzrokiem od dołu do góry. Czarne szpilki, mała czarna, srebrna biżuteria i fryzura. Czy to naprawdę coś nadzwyczajnego???- Wow.

-Nie jest ok.- powiedziałam wyginając rękę w najbardziej dziwną stronę. Spojrzałam na niego błagalnie.- Pomożesz???- chłopak uśmiechnął się, podszedł do mnie i zasunął suwak, po czym położył mi ręce na ramionach i oboje spojrzeliśmy w lustro. Był ode mnie wyższy prawie o głowę. Oczy miał tego samego koloru, co ja i mama.

-Moja siostra mi dorasta.- westchnął.- No i z kim, ja się będę przekomarzał, jak mi cię sprzątną sprzed nosa???- Uśmiechnęłam się do niego.

-Kocham cię Chris.- zrobiłam obrót i przytuliłam chłopaka w pasie.

-Ja ciebie też. Ślicznie wyglądasz.- odsunął mnie od siebie i uśmiechnął się. Wtedy usłyszeliśmy piszczenie. To jego zegarek.- O kurde. Spóźnię się. Miłej zabawy mała.- pocałował mnie w czoło i wyszedł.

Chris się zmienił. Zrobił się bardziej opiekuńczy, miły i w ogóle. Podoba mi się taka odmiana. Uśmiechnęłam się i wzięłam torebkę, spakowałam telefon, błyszczyk i chusteczki, po czym zeszłam na dół. Poczekałam chwilę, w międzyczasie zrobiłam sobie drinka. Chris dawno wyszedł. W końcu usłyszałam upragniony dzwonek do drzwi. Podbiegłam do nich, mało, co nie łamiąc sobie nóg na szpilkach i pociągnęłam za klamkę.

-Cześć Ka…- zaciął się i spojrzał na mnie, tak jak wcześniej Chris.- Wooooow, wyglądasz…cudownie, pięknie, zjawiskowo…po prostu….wooooooow.- popatrzyłam na jego dziwną minę i zaśmiałam się cicho. Max pocałował mnie krótko, ale namiętnie, założyłam płaszcz, który przysłaniał całą sukienkę, czyli sięgał lekko przed kolano i wyszłam. Zamknęłam dom, klucze włożyłam do torebki i wzięłam chłopaka pod rękę. Uśmiechnął się do mnie i zaprowadził do samochodu.

--------------------

dulcis*- (włoski) piękna

Przepraszam, że obrazek nie jest dopasowany do sceny (Max i Karen idą po szkolnym korytarzu), ale bardzo mi się podoba i musiałam go wstawić. Inny mi po prostu nie pasował :D Mam nadzieję, że mi wybaczycie ;*

sobota, 15 lutego 2014

Powrót :)

Witam Was !!!! Powracam do świata blogowego :)

Mam dwa tygodnie na nadrobienie zaległości u Was. Postaram się skomentować każdy nieskomentowany przeze mnie rozdział. Mam nadzieję, że żadnego nie pominę :)

Semestr zakończyłam z uśmiechem na ustach. :) Po pierwsze- ferie, po drugie- książki w kąt, po trzecie- dobra średnia (a myślałam, że będzie gorzej.) Szkołę opuściłam z dyplomem gratulacyjnym i walącym sercem :) Dlaczego walącym??? Bo ostatniego dnia, moja koleżanka powiedziała, że na dyskotece poprzedniego wieczoru, "całkiem niechcący" podsłuchała, jak taki jeden faaaaaaaaaaajny chłopak, mówi, że mu się podobam !!!!! AAAAAAAAAAA, normalnie motylki w brzuchu :3 Ale on ma cykora i normalnie mi tego nie powie, więc będę musiała wkroczyć do akcji :D

Ale, ja się przechwalam xD Łoj, źle ze mną... No nic, lecę do Was :D

Co do nowości u mnie, jeśli wyrobię się na dziś wieczór, to się wyrobię, jeśli nie, nowy rozdział opublikuję jutro :)

Całuski :***

sobota, 1 lutego 2014

XXIV. Piosenka.

Hejoł !!!! :) Sobota właśnie dobiega końca, a ja na "dobra noc" daję wam nowy rozdzialik. Tak do poduszki ;) Jest dość krótki, ale sama to przyznam, że jestem w miarę z niego zadowolona. Mam krótką informację dla Rudej: ROZGRYZŁAŚ MNIE NIEDOBROTO!!! CZEKAJ!!! JA CI SIĘ JESZCZE ODPŁACĘ!!! (mam nadzieję, że wiesz o co chodzi ;)) Licz na szczere opinie !!! Całuję :*

-------------------


-Co się stało?!?!?- mama przeszła na trzeci stopień paniki szokowej.

Siedziałam na kanapie, a wacikami nasączonymi wodą, wycierałam rany na twarzy Chris’a. Po jego drugiej stronie siedziała Samantha i robiła to samo. Mój brat intensywnie nad czymś myślał. Luke robił herbatę w kuchni, a ciocia Lily stojąc koło nas trzymała miskę z wodą.

-Chris, proszę cię!!!- moja rodzicielka wyprostowała się i stanęła na baczność.

-Kochanie uspokój się.- tata od pół godziny powtarzał to samo.  Jednak mama zdawała się całkowicie go ignorować. Nagle Chris jakby dostał olśnienia bujnął się do tyłu i splatając ręce na brzuchu oparł o oparcie kanapy. Nieprzytomnie spojrzał na Samanthę i przemówił:

-Może gdybym jednocześnie przywalił z prawego w twarz, a z lewego w brzuch to może bym nie dostał??

-Chris…-dziewczyna z żalem spojrzała na mojego brata.-  Dlaczego to zrobiłeś???

-Zachował się jak dupek, a udawał niewiniątko. Nie mogłem puścić mu tego wolno. Za bardzo mi na tobie zależy.- uśmiechnął się słabo.

-Ale nie musiałeś przepłacać tego swoim cierpieniem.- Sam złapała go za rękę.

-To, co miałem zrobić??? Pocałować go???- podniósł brwi i mimo poważnego tematu, oboje się zaśmiali.

-O, czym wy do cholery gadacie???- mama powróciła do gry. Dwójka spojrzała na moją rodzicielkę.

-O chłopaku Samanth’y.- zaczął Chris.- Odprowadzałem ją do domu i po drodze zauważyliśmy jak ten…całuje się z jakąś lalą w krótkiej spódniczce. Mam nadzieję, że jej te nogi zamarzły. Kiedy zobaczyłem Sam bliską płaczu nie wytrzymałem i zrobiłem awanturę.

-Awanturę???- zapytałam nie dowierzając.- Tak się kończą awantury???- wskazałam na jego pokancerowaną twarz.

-A widziałaś kiedyś żeby kończyły się inaczej???

-Tak! Widziałam. Niektóre kończą się nawet zgodą miedzy ludźmi.

-Siostrzyczko, oglądasz za dużo filmów. Nie daruję mu tego.

-Dobrze, dobrze, dobrze. Proszę wszystkich o opuszczenie tego pomieszczenia. Chcę porozmawiać z własnym synem.- zanim ulotniliśmy się z salonu każdy dostał kubek owocowej herbaty. Ciekawe, co mama powie Chris’owi. Takie rozmowy to był standard. Mnie też to spotkało, kiedy dowiedziałam się o zdradzie Louis’a. Zaciągnęłam Samath’ę do mojego pokoju.

-Wow. Nieźle się urządziłaś.- powiedziała stojąc na środku.

-Dzięki. Ale i tak mam zamiar zrobić coś z kolorem ścian.- popatrzyłam na mangowy kolor.- Może fiolet.

-Niezły pomysł.- rozejrzała się po pokoju.- Żartujesz???-  wybuchła nagle i skierowała się w stronę biurka. Wyciągnęła zza niego gitarę.- Grasz???- spytała podnosząc instrument do góry. Uśmiechnęłam się.

-Nie. Max ją tutaj zostawił. Ma alzheimer’a, ale uparcie twierdzi, że to moja wina, bo go rozpraszam.

-To twój chłopak. Tak??- pokiwałam twierdząco głową. Usiadła z gitarą na łóżku i oparła ją o kolana. Przejechała palcami po strunach, a one wydały cudowny dźwięk.- Jak myślisz, jak to wszystko się skończy???

-Ale, co???- odpowiedziałam pytaniem na pytanie, siadając koło niej.

-Ta cała akcja z Chris’em i moim ex’em.- zaczęła pojedynczo „szarpać” palcami struny, co wytwarzało cudowną, lekką i płynną melodię.

-Uwierz mi. Mój brat nie da sobie w kaszę dmuchać i wszystko się ułoży. A jeśli twój były zacznie się stawiać, to gwarantuję, że wszyscy będziemy po twojej stronie.- położyłam dłoń na jej ramieniu.- Zaufaj mi.- posłała mi smutny uśmiech.- Jak to, tak właściwie, jest z tobą i twoim- jak go nazwałaś- ex’em??- pokręciła przecząco głową.

-Nie lubię o tym rozmawiać. To zbyt boli.- nastała cisza. Nagle popatrzyła na mnie.- A ty??? Jak to z tobą jest??? Oczywiście, jeśli nie chcesz, nie mów.

-Nie w porządku.- zaczęłam opowiadać jej całą moja historię. Czasami po wygadaniu się było mi lżej. Kiedy skończyła zorientowałam się, że dziewczyna wylądowała na podłodze, oparta o łózka, z wyciągniętymi nogami i gitarą na udach. Natomiast ja leżałam wyciągnięta na łóżku. Aż dziwne, jak bardzo pochłonęła mnie moja własna opowieść.- Także, tak to wszystko się potoczyło. Nie wiem czy Louis jeszcze wróci, czy nie, ale jak na razie jest spokój.

-Wow. A ja myślałam, że to JA mam najgorzej. Współczuję ci Karen.- popatrzyła na mnie z żalem. Polubiłam ją. To świetna dziewczyna. Zaśmiałam się krótko i cicho, aż nagle coś mi się przypomniało i parsknęłam śmiechem.- Aaaammm, czy powiedziałam coś nie tak???

-Nie, nie, wszystko w porządku. Po prostu przypomniało mi się, jak po pijaku, z moja koleżanką opowiadałyśmy sobie swoje żenujące historie. Byłyśmy lekko wstawione, ale nie aż tak bardzo, więc pamiętam dokładnie jak zwijałyśmy się ze śmiechu, kiedy strzeliła tekst: „To świetna historia na piosenkę. Po prostu opera mydlana.” Teraz to nie ma sensu, ale wtedy…

-To nie jest taki zły pomysł.- słucham?????? Podniosłam brwi.

-Mówisz serio???- zapytałam wskazując na nią palcem.

-Tak. No dawaj. Ja umiem grać. Złożymy teks i nuty, i zrobimy coś fajnego. No chodź.- pociągnęła mnie za rękę, po czym usiadła przy biurku.- Daj jakąś kartkę i ołówek.- ona to jest dopiero szalona.

Tak właśnie zaczęła się nasza praca. Razem wymyślałyśmy zdania, składałyśmy je w całość, żeby piosenka miała ręce i nogi i ewentualnie zmieniałyśmy cały tekst. Z dziesięć zgniecionych kartek leżało na podłodze. Po piętnastu minutach pisania, Samatha wzięła się za nuty. Jako, że praktycznie nic o tym nie wiedziałam (tylko tyle ile zapamiętałam po krótkiej lekcji Max’a.) poszłam na dół, zrobiłam kakao i pokroiłam ciasto. Poprosiłam, żeby nam nie przeszkadzano i wróciłam do pokoju. Ku mojemu zdziwieniu mama nadal rozmawiała z Chris’em. „To musi być coś naprawdę ważnego.”

-I jak???- zapytałam zamykając nogą drzwi.

-Jeszcze chwilka i będzie gotowe.- odpowiedziała zapisując nutki.

-Przepraszam, że tak długo, ale czajnik nam zdechł.- powiedziałam, stawiając tacę na biurku.

-W porządku. Chcesz posłuchać tego kawałka??

-Jasne.- usiadałam na sąsiednim krześle i zamieniłam się w słuch. Oczywiście w przenośni mówiąc. Sam zagrała tyle ile miała, czyli prawie całość. Wyszło świetnie. Nigdy nie myślałam, że ten spontaniczny, w ogóle nieprzemyślany pomysł za napisaniem piosenki o tematyce, mojej porąbanej przeszłości, będzie taki…taki…trafiony.

-Wow. To jest genialne. Dawaj do końca i jedziemy.- kiedy czarnowłosa napisała ostatnie nuty i przeleciała wzrokiem jeszcze raz każda literkę, zaczęłyśmy. Pierwsze dźwięki rozbrzmiały w całym pokoju. Samantha zaczęła: (link do piosenki, proszę o włączenie :D)

„Oh, Oh
Say you're sorry, that face of an angel
Comes out just when you need it to
As I paced back and forth all this time
Cause I honestly believed in you
Holding on the days drag on
Stupid girl, I should have known
I should have known

That I'm not a princess, this ain't a fairytale
I'm not the one you'll sweep off her feet
Lead her up the stairwell
This ain't Hollywood, this is a small town
I was a dreamer before you went and let me down
Now it's too late for you and your white horse
To come around

Maybe I was naive, got lost in your eyes
And never really had a chance

My mistake, I didn't know to be in love
You had to fight to have the upper hand

I had so many dreams about you and me
Happy endings, now I know

I'm not a princess, this ain't a fairytale
I'm not the one you'll sweep off her feet
Lead her up the stairwell
This ain't Hollywood, this is a small town
I was a dreamer before you went and let me down
Now it's too late for you and your white horse
To come around

And there you are on your knees
Begging for forgiveness, begging for me
Just like I always wanted, but I'm so sorry...

Cause I'm not your princess, this ain't a fairytale
I'm gonna find someone someday
Who might actually treat me well
This is a big world, that was a small town
There in my rearview mirror disappearing now
And it's too late for you and your white horse
Now it's too late for you and your white horse
To catch me now

Oh, try and catch me now, oh

It's too late to catch me now” ***


Dzieliłyśmy się wersami. Raz śpiewała Sam, raz ja, raz we dwie. Wydawało mi się, że przy tej dziewczynie, mój głos stawał się bardziej…idealny. Samatha to bardzo fajna, energiczna i mająca poczucie humoru, pełna życia, osóbka. Aczkolwiek jest moją dobrą koleżanką. Przyjaciółkę mam jedną: Jessic’ę.

-No, to jest genialne.- skomentowałam, po czym wymieniłyśmy uśmiechy. Okręciłam się na fotelu i kątek oka zauważyłam, że o futrynę, ze skrzyżowanymi rękami na piersi, jednym ramieniem opiera się Chris. Wbijał rozmarzony wzrok w Smanth’ę, więc nawet nie zauważył, że na niego patrzę. Chrząknęłam tak, żeby dziewczyna zwróciła na mnie uwagę. Przeniosła na mnie wzrok, a ja oczami nakazałam jej spojrzeć za siebie. Zrobiła to i uśmiechnęła się. Chris prawdopodobnie nie wiedział, że dziewczyna zmienił swoje położenie. Podeszła do niego i dotknęła klatki piersiowej. Wtedy, jak porażony prądem drgnął i spojrzał na nią. Uśmiechnął się szczerze i przytulił niższą od siebie o prawie całą głowę czarnowłosą dziewczynę. Uśmiech sam pchnął mi się na usta. Byłam szczęśliwa, że (to jest raczej pewne) w końcu będą razem.

Wszystko zaczęło się układać...

--------------------

*** piosenka należy do Taylor Swift, ale postanowiłam wybrać ją do mojego opowiadania. Wyobraźcie sobie, że w świecie Karen, ta piosenka w spisie utworów Taylor nie istnieje ;)