niedziela, 16 lutego 2014

XXV. Praca i randka, czyli szansa na zmianę.

Witam!!! :) Dzisiaj daję nowy rozdział, bo wczoraj się nie wyrobiłam  :/ Mam nadzieję, że się spodoba :) Zaraz lecę do Rudej, nadrabiać zaległości, a potem do reszty. Idę po kolei- dopiero, kiedy skończę jeden blog, zaczynam drugi :) Zapraszam do czytania i życzę wszystkim zaległych wesołych Walentynek ;)

--------------------


Tydzień minął jak z bicza strzelił. Dzisiaj mamy poniedziałek, więc pracę zaczynam po szkole. Szczerze??? Niby trudna nie jest, ale trochę się denerwuję.  A jeśli mnie nie polubią??? Nie mówię o dzieciach, ale o pracownikach…

Wzięłam głęboki wdech i jednym zwinnym ruchem wstała z łózka. Odruchowo włączyłam radio i rozsunęłam zasłony. Pociągnęłam za klamkę i otworzyłam drzwi balkonowe. Uderzyło we mnie mroźne powietrze. Mimo, że słońce grzało, co było bardzo dziwne o tak wczesnej porze, to zimno i tak wygrywało. Zima…niech ona się już skończy.

Stanęłam przed szafą i ręce mi opadły. Miałam wrażenie, jakby kończyły mi się ubrania. Poprzewracałam trochę w nich i w rezultacie, po porannej toalecie, z lekkim makijażem, ubrana w czarne rurki i fioletową koszulę w niebieską kratę, schodziłam po schodach, jednocześnie kończąc pakować książki do torby. Wyciągnęłam telefon i na prędkości napisałam SMS’a:

„Kevin!!! Przepraszaaaaaaaaam!!! Wiem, że cię ostatnio zaniedbywałam i szczerze nie wiem jaki diabeł mnie do tego podkusił!!! :’( Mam nadzieję, że mi wybaczysz :’( Możemy się spotkać za dziesięć minut koło ciebie??? Jak cię nie będzie, zrozumiem…”

-Witaj droga siostro. Co zjesz na śniadanie???- Chris przywitał mnie z uśmiechem w kuchni, smażąc jajecznicę. Stanęłam jak wryta, z telefonem w rękach, podniosłam brwi i zszokowana spojrzałam na brata.

Po jakimś czasie drgnęłam, ocknęłam się i na jednym wdechu powiedziałam:

-Gdyby nie fakt, że jesteś moim zwariowanym bratem, zdolnym do wszystkiego pomyślałabym, że z samego rana, uderzyłeś się w głowę. Nie zjem nic, bo muszę ratować moją przyjaźń. Wiec, żegnaj drogi bracie.- pomachałam mu, w tempie ekspresowym założyłam kozaki i płaszcz, po czym wybiegłam z domu.

Postawiłam pierwszy krok na chodniku i zachwiałam się do tyłu. O mało, co nie upadałam. Szklanka się zrobiła, bo w noc był mróz, a wczoraj cały dzień świeciło słońce, więc rozpuścił się śnieg. Woda + mróz = lód. Na sztywnych nogach dotarłam do znajomej już skrzynki pocztowej, na podwórku mojego przyjaciela. Może się nie obraził??? Ale- z całym szacunkiem dla Kevin’a- gdyby się obraził, nie byłby prawdziwym przyjacielem. Chociaż, ja tez nie jestem idealną przyjaciółką. Przecież, gdybym takową była, znalazłabym dla niego przynajmniej pięć minut, tak???

Dziesięć minut z zegarkiem w ręku!!!  Drzwi wejściowe od domu otworzyły się, a w progu stanął Kevin. Uśmiechnął się na mój widok, zrobił obrót, zamknął drzwi i zeskakując ze schodków, błyskawicznie znalazł się koło mnie.

-Cześć dulcis*.- pocałował mnie w czoło. Ruszyliśmy wolnym krokiem.

-Kevin przepraszam. Nie wiem jak to się stało, ale po prostu…no…nie wiem jak wytłumaczyć to, że nie rozmawiałam z tobą prawie tydzień, a mieszkam trzy domy dalej. Wybaczysz mi???- popatrzyłam  na niego, jak zbity pies.

-No pewnie, że tak. Nie mógłbym się na ciebie, tak po prostu obrazić. Jaki byłby ze mnie wtedy przyjaciel???- uśmiechnął się wkładając ręce do kieszeni kurtki.

-Ooooo, dzięki ci Boże!!! Kevin, dzisiaj jestem cała twoja.- popatrzył na mnie z uśmiechem, przekręcając głowę i podnosząc brwi. A, faktycznie…

-Aaaaam, no tak. Będę potrzebowała pół godzinki, dla Max’a i Jess.- uśmiechnęłam się słodko i zatrzepotałam rzęsami. Chłopak zaśmiał się, podnosząc głowę do nieba. Zawtórowałam mu i postawiłam pechowy krok. Noga poślizgnęła mi do przodu, druga się ugięła i poleciałam do tyłu. Na szczęście mój przyjaciel miał refleks i złapał mnie, nim runęłam jak długa na lód. Zastygliśmy w takiej pozycji, po czym buchnęliśmy gromkim śmiechem.

                                                                         (…)

-I biję.- powiedziałam, zbijając króla Kevin’a. Zaśmiałam się i klasnęłam w dłonie. Siedzieliśmy po turecku na korytarzu, pod szafką chłopaka i graliśmy w szachy.- Co cię naszło na szachy???

-A tak jakoś. Nie graliśmy w nie od trzeciej klasy gimnazjum. A jak się dowiedziałem, że w szkolnej bibliotece, jest plansza do wypożyczenia, nie zastanawiałem się długo.- wzruszył ramionami.

-No proszę. A do mnie to nawet nie łaska napisać.- natychmiast rozpoznałam głos, odwróciłam się do tyłu i uśmiechnęłam.

-Przepraszam!!!- krzyknęłam rzucając mu się na szuję. Objął mnie ramionami i wtulił twarz w moje włosy. Zaśmiał się cicho. Usłyszałam, jak Kevin pakuje szachy i wstaje.

Po długim czasie puściłam chłopaka i popatrzyłam w jego niebieskie tęczówki. Już miałam go pocałować, kiedy zadzwonił dzwonek, a ja podskoczyłam jak oparzona.

-Karen!!!- Jess dopadła mnie jakby się paliło. Odwracając się, kątem oka zauważyłam, że mój przyjaciel, obserwuje mnie i Max’a, a na jego twarzy widnieje szczery uśmiech.-Miałam nadzieję, że złapie cię przed lekcją. Masz.-podała mi jakąś ulotkę.

Pocałowała Kevin'a, oznajmiła, że pędzi na matmę i już jej nie było. Zaśmialiśmy się głośno, po czym po krótkim pożegnaniu rozeszliśmy się na lekcje. Kevin kończył po tej godzinie, więc umówiliśmy się, że jak skończę pracę, spotykamy się u niego.

-Śliczna, wieczorem zabieram cię na kolację.- Max objął mnie ramieniem, a drugą rękę schował do kieszeni spodni, trzymając książki. No pięknie!!! W co ja się ubiorę, jak mi się ubrania kończą???

-Już nie mogę się doczekać. O której???

-A jak stoisz z czasem???- zapytał przepuszczając mnie pierwszą w wejściu do klasy.

-Pracę kończę za dziesięć szósta.  Potem do Kevina na jakieś półtorej godzinki, także możemy się umówić na ósmą. Pasi???- w czasie wypowiedzi doszłam do naszego ostatniego stolika i zajęłam miejsce przy oknie. 

-Jak najbardziej.- wyszczerzył ząbki i usiadł koło mnie. Chciał jeszcze coś dodać, ale do klasy wkroczył nauczyciel, więc wszyscy ucichli.

Pan Cooper znowu zaczął rzępolić trzy po trzy, o zachowaniu niektórych uczniów. Na jego lekcjach, można porządnie się wyspać. Jeśli ktoś ma trudne i nieprzespane noce, zapraszam na lekcje historii Mark’a Cooper’a!!! Nagle przypomniałam sobie o ulotce, którą niecałe dziesięć minut temu dostałam od mojej przyjaciółki. Wyjęłam kartkę z tylnej kieszeni spodni i rozłożyłam. Na środku widać było wielką kolorową maskę, pod nią drukowane literki, które składały się w słowa: BAL PRZEBIERAŃCÓW oraz data- dziś wieczór godzina dwudziesta trzydzieści. Oj, Max nie będzie zadowolony. Szturchnęłam go w ramię, a kiedy na mnie spojrzał podałam mu ulotkę szepcząc:

-Chyba nici z kolacji.- wziął ode mnie kartkę, po czym uśmiechnął się.

-O nie! Co to, to nie. Dziś wieczór jesteś moja, a Jess niech szuka sobie kogoś innego. Już wszystko zaplanowane.

-Ja się nie chcę z wami kłócić, więc załatwicie to między sobą.- kiwnął tylko twierdząco głową i chyba zaczął słuchać Cooper’a. W każdym razie, ja patrzyłam na błyszczący w słońcu śnieg.

Swoja drogą biały puch znikał coraz szybciej i było go coraz mniej, a na zewnątrz, temperatura z każdym dniem rosła. W krótce rozległ się upragniony dzwonek, wszyscy poderwali się z miejsc i nie czekając na nic, opuścili salę, zostawiają Cooper’a w połowie tłumaczenia…czegoś. Dużo bardziej wolałam zajęcia historii w Seattle z panią Callin. Wyszłam z sali trzymając Max’a za rękę. Spletliśmy palce i jednocześnie popatrzyliśmy na nasze dłonie, potem w oczy i uśmiechnęliśmy się do siebie. 



W takich chwilach, nie wierzyłam w to, co aktualnie się dzieje. Miałam wrażenie, że to jakiś piękny sen, a ja zaraz obudzę się w jakichś głupich okolicznościach. Na przykład u Louis’a na kolanach, w samochodzie w drodze do San Diego, albo rankiem, kiedy będę musiała wstać do szkoły w Seattle. Nagle jak spod ziemi wyrośli przed nami Kavin i Jess.

-Moment siostro. Musimy porozmawiać.- Max porwał moją przyjaciółkę na stronę i zaczęli rozmowę. Usiadałam wraz z Kevin’em na pobliskiej, jedynej w tej szkole ławce i obserwowaliśmy całe zdarzenie z daleka. Widziałam jak oboje gestykulują rękami, jak jedno śmiej się z drugiego itp. Była to raczej luźna kłótnia.

-O, co chodzi???- Kevin w końcu zadał to pytanie.

-O mnie.- odpowiedziałam zgodnie z prawdą. W końcu sprzeczali się o to, z kim i gdzie dzisiaj idę.

-Jak to???- wzruszyłam ramionami.

-Umówiłam się dzisiaj z Max’em na kolację, a w tym samym czasie, Jess chce zaciągnąć mnie na bal przebierańców. Wiesz, że uwielbia takie zabawy. Max ma wszystko już przygotowane, wiec powstał spór. Grunt, że nie mnie wybierać. Uparli się, niech się kłócą.- zaśmialiśmy się cicho.- Ale po pracy mam dla ciebie półtorej godzinki.- puściłam do niego oczko. 

Po pewnym czasie wróciło rodzeństwo West’ów, a ja czekałam na werdykt. Szczerze??? Chyba bardziej zależało mi na tej kolacji. Rodziców nie ma dziś w domu, a Chris, ma podobno jakiś wypad z chłopakami, więc do jutra chata jest pusta… W końcu na twarzy Max’a pojawił się szeroki uśmiech. Wiedziałam, co to oznacza. Pisnęłam i rzuciłam mu się na szyję. Zaśmiał się i objął mnie silnymi ramionami. Jess prychnęła…

-Pfff, zdrajca.- skrzyżowała ręce na piersi i odwróciła głowę.

-Ojj Jess. Nie strzelaj focha.- przytuliłam się do jej boku.- Chodź muszę z tobą pogadać.- zaciągnęłam ją na bok, a Max zajął moje wcześniejsze miejsce koło Kevin’a.

-Jess, posłuchaj mnie. Bardzo chciałabym iść z tobą na ten bal, ale ta kolacja to dla mnie szansa.- popatrzyłam na nią z nadzieją w oczach.

-Na, co???- uśmiechnęła się i podniosła brwi.

-Mam wobec Max’a szczególne plany.- minęła chwila, a potem blondyna powoli otworzyła usta w uśmiechu, oczy jej zabłysnęły, a palec wskazał na mnie.

-Chcesz zaciągnąć mojego brata do łózka, ty małpo jedna.- zmarszczyłam noc, zrobiłam krzywą minę pomieszaną z uśmiechem i pokiwałam twierdząco głową, po czym obie buchnęłyśmy śmiechem. Nie rozmawiałyśmy więcej, tylko rechocząc podeszłyśmy do zdziwionych chłopaków. Usiadłam Max’owi na kolanach i objęłam jego szyję.

-Stało się coś???- zapytał, patrząc to na mnie, to na siostrę.

-Nic szczególnie szczególnego. –wypaliłam i wpiłam się w jego usta. Całował mnie namiętnie. A ja przyklejona do niego, myśląc o tym, co może stać się dziś wieczorem, cicho się śmiałam. Kiedy oderwaliśmy się od siebie, chłopak popatrzył na mnie pytająco, ale żadne pytanie nie padło. Mrugnęłam tylko do niego i uśmiechnęłam się.

                                                                          (…)

Z łomoczącym sercem, stanęłam przed brązową bramą. Byłam tu już kiedyś, ale w celach rozmownych, a nie pracy. Wzięłam głęboki wdech i nacisnęłam guzik domofonu.

„Tak słucham???”- Z głośnika wydobył się zmodyfikowany, kobiecy głos.

-Witam. Przyszłam w sprawie pracy. Moja nauczycielka miała do państwa dzwonić. Podobno potrzebujecie pomocnika do dzieci.

„Już otwieram”- powiedziała, po czym brama drgnęła i zaczęła powoli usuwać mi się z drogi. 

Kiedy była otwarta na tyle, że mogłam przejść, jeszcze raz głęboko odetchnęłam i ruszyłam przed siebie. Podwórko było dość duże. W rogu wielkiego muru, który otaczał całą placówkę, znajdował się wielki plac zabaw, obecnie w połowie skuty lodem i przykryty śniegiem. Gdzie nie gdzie było widać zszarzały piasek. Po środku placu stał wielki budynek, mieszczący przedszkole. Były tu zdaje się trzy klasy. Rozejrzałam się dookoła. Resztki śniegu pokrywały niektóre krzaczki, gałęzie drzew i poszczególne kawałki trawnika. Nagle drzwi frontowe otworzyły się, a w nich stanęła kobieta. Miała na oko lekko po trzydziestce, krótkie rude włosy i długie nogi. Ubrana była w białą sukienkę lekko przed kolano i czarne szpilki.

-Zapraszam do środka!!!! Wchodź, bo zimno!!!- krzyknęła pocierając rękami o ramiona, przykryte jedynie cienką apaszką. Kiedy wypowiedziała słowo „zimno” poczułam chłodny dreszcz. Czym prędzej pobiegłam do przodu, pokonałam małe schodki i weszłam za nią do środka.

-Witam.- uścisnęłyśmy sobie dłonie.- Ty zapewne jesteś Karen.- kiwnęłam twierdząco głową.- Miło mi cię poznać. Jestem Diana.

-Mnie również miło cię poznać.- odpowiedziałam zdejmując płaszcz. Ruszyłyśmy w głąb, wąskim korytarzem.

-Dziękuję ci bardzo, że zgłosiłaś się do pomocy. Od kiedy Miranda jest na zwolnieniu macierzyńskim, nie wyrabiam. Dzieci są cudowne i w ogóle, ale po paru godzinach okiełznanie ich staj się trudne i męczące.

-Cała przyjemność po mojej stronie.- uśmiechnęłam się, a ona odwzajemniła gest. Zdaje się, że ją polubię. Oczywiście zrobię wszystko, żeby ona polubiła również mnie.

W końcu dotarłyśmy do dużej sali. Ściany pomalowane były na ciepły żółć, a większa część pokryta była niebieskimi korkowymi tablicami. Wisiały na nich rysunki dzieci. Przy jednej ze ścian, jedna koło drugiej ustawione były cztery komody pełne zabawek, lalek, pluszaków, pudełek z klockami, gier, puzzli i tego typu rzeczy. Cała podłoga przykryta była czerwonym dywanem w złote wzory. Pod oknami stały niskie stoliki, po pięć krzeseł przy każdym. Po mojej prawej(czyli naprzeciwko stolików) stało duże drewniane biurko. Po sali biegały dzieci śmiejąc się perliście. Zajmowały również miejsca przy stolikach i na podłodze. Bawiły się wesoło i beztrosko. Uśmiechnęłam się, kiedy wróciło do nie wspomnienie Liska, bawiącego się z tymi maluchami, z lisimi uszami na głowie. Diana przedstawiała mnie dzieciom, po czym maluchy wróciły do swoich zajęć. Okazało się, że w podziękowaniu za moją pomoc, mogę dzisiaj wyjść wcześniej. Tak więc, prawie dwie godziny spędziłam na zabawie, rysowaniu, pomaganiu i rozmowie. Bardzo polubiłam moją współpracownicę i zdaje się, że ona mnie też. Po piątej, kiedy rodzice odebrali większą część dzieci, zebrałam się, pożegnałam z Dianą i maluchami, po czym opuściłam przedszkole.

Zaczęło się ściemniać, kiedy dotarłam do domu Kevina. Zdziwił się, że jestem tak wcześnie, a jednocześnie ucieszył. Byłam piekielnie głodna, więc ugotowałam z przyjacielem spaghetti. Dawno się tak nie czułam. Jak za starych czasów. Ja, Kevin, kuchnia i gotowanie, przy muzyce. Rzucaliśmy się przyprawami, póki nie zauważyliśmy, że niedługo mogą się skończyć. Potem z talerzami usiedliśmy w salonie przed telewizorem i oglądaliśmy „Bad Boys”. Nie zdążyłam się obejrzeć, a już musiałam wychodzić. W końcu nie mogłam spóźnić się na randkę nie??? :) Pożegnałam się z Kevin’em i wyszłam. Pokonałam śliski chodnik i otworzyłam drzwi od domu.

                                                                          (…)

-Łaaaaa, przeklęta sukienkaaaaa!!!!- krzyknęłam, próbując zapiąć suwak na plecach. Ten był wyjątkowo uparty. Usłyszałam pukanie do otwartych drzwi mojego pokoju. Potem Chris oparł się o framugę.  

-Siostra, wszystko ok???- przejechał po mnie wzrokiem od dołu do góry. Czarne szpilki, mała czarna, srebrna biżuteria i fryzura. Czy to naprawdę coś nadzwyczajnego???- Wow.

-Nie jest ok.- powiedziałam wyginając rękę w najbardziej dziwną stronę. Spojrzałam na niego błagalnie.- Pomożesz???- chłopak uśmiechnął się, podszedł do mnie i zasunął suwak, po czym położył mi ręce na ramionach i oboje spojrzeliśmy w lustro. Był ode mnie wyższy prawie o głowę. Oczy miał tego samego koloru, co ja i mama.

-Moja siostra mi dorasta.- westchnął.- No i z kim, ja się będę przekomarzał, jak mi cię sprzątną sprzed nosa???- Uśmiechnęłam się do niego.

-Kocham cię Chris.- zrobiłam obrót i przytuliłam chłopaka w pasie.

-Ja ciebie też. Ślicznie wyglądasz.- odsunął mnie od siebie i uśmiechnął się. Wtedy usłyszeliśmy piszczenie. To jego zegarek.- O kurde. Spóźnię się. Miłej zabawy mała.- pocałował mnie w czoło i wyszedł.

Chris się zmienił. Zrobił się bardziej opiekuńczy, miły i w ogóle. Podoba mi się taka odmiana. Uśmiechnęłam się i wzięłam torebkę, spakowałam telefon, błyszczyk i chusteczki, po czym zeszłam na dół. Poczekałam chwilę, w międzyczasie zrobiłam sobie drinka. Chris dawno wyszedł. W końcu usłyszałam upragniony dzwonek do drzwi. Podbiegłam do nich, mało, co nie łamiąc sobie nóg na szpilkach i pociągnęłam za klamkę.

-Cześć Ka…- zaciął się i spojrzał na mnie, tak jak wcześniej Chris.- Wooooow, wyglądasz…cudownie, pięknie, zjawiskowo…po prostu….wooooooow.- popatrzyłam na jego dziwną minę i zaśmiałam się cicho. Max pocałował mnie krótko, ale namiętnie, założyłam płaszcz, który przysłaniał całą sukienkę, czyli sięgał lekko przed kolano i wyszłam. Zamknęłam dom, klucze włożyłam do torebki i wzięłam chłopaka pod rękę. Uśmiechnął się do mnie i zaprowadził do samochodu.

--------------------

dulcis*- (włoski) piękna

Przepraszam, że obrazek nie jest dopasowany do sceny (Max i Karen idą po szkolnym korytarzu), ale bardzo mi się podoba i musiałam go wstawić. Inny mi po prostu nie pasował :D Mam nadzieję, że mi wybaczycie ;*

5 komentarzy:

  1. Ej nie wiem, co Ty chcesz od tego obrazka. Jak dla mnie bardzo pasuje;D
    No to po takim wstepie przechodzę do rzeczy. Na początku bardzo dziekuję, że znalazłaś czs na przeczytanie i skomentowanie każdego rozdziału. Bardzo miło czytało mi się Twoje komentarze i jestem dumna, że potrafiłam wywołać w Tobie takie emocje! ;)

    A teraz, co do Twojego. Jak zwykle jest przecudowny i świetnie się go czytało. Aż się człowiekowi miło robi na sercu czytając o takim szczęsciu. Karen jest prawdziwą szcześciarą. Chociaż powiem Ci, że miałam złe przeczucia gdy wyniknęła ta sytuacja z Maxem i Jess. Myślałam, że Max się obrazi na Karen, że chce iść na ten bal, albo zaczną się o to kłócić. Jak zwykle mnie zaskoczyłaś, a pomysł by to M i J rozegrali to między sobą bardzo mi się spodobał. No i nareszcie doczekałam się jakiejś scenki z Karen i Kevinem;D Cieszę się, że tak dobrze się kumplują. To wspaniałe uczucie mieć tak wiernego przyjaciela. Ah, wszystko pięknie się układa. Chata wolna, a Karen w pięknej sukience i odstawiona, że ło na pewno rozbudzi zmysły w Maxie. Ciekawa jestem czy teraz im wyjdzie. Czekam niecierpliwie na następny rozdział!:) Ty to potrafisz pobudzić wyobraźnię;D

    Ściskam i pozdrawiam;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne to ujęcie z dłońmi w tekście, jak i na ruchomym zdjęciu. Przypomniał mi się bardzo stary wywiad, czy po prostu tekst, który czytałam w którejś z gazet. Który z aktorów, czy gwiazd jest taki, a taki. Czy para taka, a taka. Bo ciągle trzymają się za ręce. Inna jest jakaś, boi ciągle się chyba tulą, jak idą. Inna, jak się za ręce nie trzymają itd. Coś w ten deseń;]
    Pomocny brat, i poczucie, że jest przez niego kochaną również urocze. Naprawdę.
    ps. Dziękuję za komentarze, które u mnie zostawiasz - tak przy okazji, wkrótce kolejne wiersze. Obecnie o wiośnie. Zapraszam, Versemovie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejny wiersz już jest, "Kachorra to ja" - Verse movie :)

      Usuń
  3. Kochana Moja!

    Karen jest kochana. Wie, że nieco zaniedbuje przyjaciół i stara się to im wynagrodzić. Czasem tak niestety jest, że jak pojawia się związek, przyjaciele schodzą na dalszy plan. Ciężko jest pogodzić ze sobą te dwie rzeczy, ale Karen nie zapomina o przyjaciołach i to jest cudowne. Strasznie spodobał mi się jej wieczór z Kevinem, widać, że znają się ja łyse konie i zerwanie lub odsunięcie tej przyjaźni z pewnością byłoby dla obojga ciosem. I Kevin też jest kochany. Karen tu się zamartwia, że przyjaciel się na nią obraził, a tu Kevin jak gdyby nigdy nic wesoły, rezolutny... Dlatego właśnie lubię tego bohatera.
    Karen planuje kolejny niecny plan :D Ciekawe, czy tym razem się uda? Swoją drogą, co ona ostatnio taka napalona???? :D
    Praca też wydaje się całkiem fajna, Karen kocha dzieci więc to coś przyjemnego z pożytecznym. Jestem pewna, że dzieciaki pokochają dziewczynę.
    Było strasznie słodkie, jak Chris powiedział, że jego siostra dorasta. Awwww, kocham tę scenę <3 Ja również widzę, że Chris się zmienia i to w pozytywnym znaczeniu tego słowa.

    Ściskam cieplutko! I zapraszam do mnie:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja się na ten obrazek z dłońmi nie mogę napatrzeć. Czerń, biel. I ten urokliwy gest, tak drobny, a jednak tak wielki...
    ps. u mnie o Edith Piaf, Verse movie

    OdpowiedzUsuń