Hej, hej :) Przedstawiam Wam nowy, trochę dziwny i raczej zwyczajny rozdział. Mimo prostoty, mam nadzieje, że się spodoba. Jak głosi informacja na pasku bocznym, blogi ~Bez imiennej i ~Elaims odwiedzę dopiero w ferie, natomiast blogi które czytam na bieżąco, mam- że tak powiem- zaliczone, ale skomentuję dopiero w wolnej chwili. Powiem tylko, że są świetne i cudowne, zresztą to nie nowość :) Pozdrawiam :*
--------------------
-Panno Murphy!!- krzyk piszczał mi w uszach. Aż podskoczyłam
na krześle i oszołomiona spojrzałam na panią Morrel.
-Huh???- zamrugałam kilka razy i wróciłam do
rzeczywistości.- Słucham???- zapytałam wstając.
-Zadałam pani pytanie. Jest pani w stanie na nie
odpowiedzieć???
-Nie-niestety nie. Przepraszam. – spuściłam głowę. Graaaaaaw,
musze się w końcu przestawić, bo mnie ze szkoły wywalą.
-W porządku. Proszę, aby została pani po lekcjach. Mam do
zamienienia z panią kilka słów.- obdarzyła mnie krótkim spojrzeniem i wróciła
do prowadzenia lekcji. Usiadłam i spojrzałam na wolne miejsce obok mnie.
Gdzie do jasnej, podziała się Jess??? Przecież ona nigdy nie
przegapia angielskiego. Coś musiało się stać.
Muszę do niej zadzwonić. Lekcja skończyła się w miłej atmosferze. Zresztą,
każda lekcja z panią Emmą tak się kończy. W końcu rozległ się dzwonek, a ja
przysypiałam. Nie spieszyłam się z pakowaniem, bo tak czy siak, musiałam
zostać. Kiedy ostatnia osoba, opuściła salę, podeszłam do biurka pani Morrel. Byłą
to kobieta trochę po czterdziestce, o czarnych włosach, zielonych oczach i
przemiłym uśmiechu. Zwykle nosiła szpilki, więc przewyższała mnie wzrostem o
parę centymetrów. Teraz siedziała na miękkim krześle z okularami na nosie, w białej
bluzce z czarnymi akcentami w kształcie jaskółek oraz czarnej dopasowanej
spódnicy, sięgającej trochę przed kolano i uzupełniała notatki.
-Będzie ze mną bardzo źle??? Mam tylko nadzieję, że nie zrobiłam
sobie u pani tyłów.- powiedziałam szczerze. Nie chciałam zajść jej za skórę,
nawet w minimalnym stopniu. Jest bardzo fajna i szkoda by było gdybym straciła
z nią tak dobry kontakt, jaki mam dotychczas.
-Skąd ten pomysł??- popatrzyła na mnie spod okularów.- Mam
do ciebie pewną sprawę aczkolwiek nie ukrywam mojego zainteresowania. Co się
dzisiaj stało???- uśmiechnęłam się.
-Nic szczególnego. Po prostu to pierwszy dzień i musze się,
że tak powiem „przestawić” na nurt szkolny.
-No to kamień z serca.- uśmiechnęła się przyjaźnie.
-A, co to za sprawa???- wróciłam do tematu.
-A tak!- przekręciła się na krześle i zdjęła okulary, po
czym sięgnęła po teczkę i zaczęła się pakować. Za drzwiami słychać było gwar
szkolny.- Dostałam ostatnio wiadomość od opiekunki z pobliskiego przedszkola.
Jej koleżanka poszła na macierzyńskie zwolnienie i ona zwyczajnie nie radzi
sobie z dzieciakami. Wiesz jak to jest- niektóre maluchy są jak aniołki, ale
reszta rozrabia. A ona na głowie ma prawie trzydziestkę.- wolnym krokiem skierowałyśmy
się w stronę drzwi.- Zapytała mnie, a właściwie poprosiła, czy któraś z
dziewczyn od nas, nie mogłaby jej pomóc. To tylko dwie godziny po lekcjach.
Pomyślałam o tobie, ponieważ wydaje mi się, że jesteś na tyle odpowiedzialna.
Co o tym sądzisz???- pomyślałam chwilę i doszłam do wniosku, że nie mam nic
przeciwko. Zresztą, znam to przedszkole. Byłam tam przed świętami z Liskiem-
tam też właśnie dostał to miano.
-Myślę, że mogłabym skorzystać z tej propozycji.- wyszłyśmy
z klasy i rozmawiałyśmy przed drzwiami.
-Bardzo się cieszę. Zadzwonię do koleżanki i powiem o
zgłoszeniu. Zaczynasz od przyszłego tygodnia.
Szczerze, to nie wiem, dlaczego
tak późno. Dziękuję ci bardzo.- uśmiechnęła się.
-Nie ma, za co.- powiedziałam z uśmiechem i odwróciłam się.
Przeszłam parę kroków i nagle przypomniała mi się Jess.
Wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer.
-Halo????- zapytała zaspana.
-Jess??? Gdzie ty jesteś??
-Karen??? Jezuu!! Gdzie ty jesteś??? W pociągu??
-Nie, w szkole.- uśmiechnęłam się mijając Kevin’a, który
pędził z chłopakami na salę gimnastyczną. Skręciłam w prawo i skierowałam się
do mojej szafki.
-To już się zaczęła???!!!- zapytała lekko ożywiona.
-Tak, moja droga. A,
co z tobą???
-Jezu, kochany. Zaspałam!!! Straciłam rachubę czasu i
myślałam, że do szkoły idziemy jutro. Yhhh, zaraz będę.
-Jesteś pewna???
-Nie, ale zaraz będę. Kocham cię, poczekaj na mnie przy
wejściu.
-Ok.- i rozłączyłyśmy się. Zmieniłam książki i poszłam do
drzwi wejściowych. Oparłam się o ścianę i czekałam.
Życie powróciło na stary tor. Znowu w szkole, ten tłum,
roześmiane twarze, chłopaki z zespołu, grający pałeczkami na ścianach i
szafkach, śpiewający na cały głos, dziewczyny patrzące na nich pożerającym
wzrokiem. Wszystko znowu było jak dawniej. Uwolniłam się od mojego byłego i
poczułam ulgę. Czy może być lepiej???
„Hej śliczna :* Gdzie jesteś???”- mój telefon zawibrował.
Max. A jednak może być lepiej :)
„Przy wejściu. Czekam na twoją spóźnialską siostrę.”
„Zaraz będę.”- uśmiechnęłam się. Wtedy właśnie otworzyły się
drzwi, a moja przyjaciółka dosłownie wpadła do środka.
-Jessica!!- powiedziałam, pomagając jej wstać.
-Ała.- jęknęła wstając.- Dużo mnie ominęło???- spytała,
kiedy szłyśmy w stronę jej szafki. Było już po dzwonku, więc korytarze były
puste.
-Tak mniej więcej, trzy lekcje i moje przyjęcie pracy.-
wzruszyłam ramionami.
-Pracy???- przeniosła na mnie zdziwiony wzrok.- Jakiej
pracy???
-Będę pomagać opiekunce w pobliskim przedszkolu. Nic
trudnego. Oczywiście mam zajęte dwie godziny po lekcjach, ale zaczynam od przyszłego
tygodnia, także luzik.
-Fajnie. Będę mogła do ciebie wpadać???- zapytała zamykając
szafkę.
-Jasne.- odwróciłam się i o mało, co nie straciłam
równowagi. Napotkałam mianowicie przeszkodę w postaci Max’a.
-No witam.- popatrzył na mnie tymi swoimi chabrowymi
tęczówkami i pocałował. Zatopiłam się totalnie. Liczył się tylko on, ja i ta
chwila. Nic innego nie istniało. Zapomniałam kompletnie o bożym świecie. To
było coś.
-Dobrze!!!- wybuchła Jess, kiedy oderwaliśmy się od siebie.
O jej obecności też zapomniałam.- Wystarczy tego, bo aż się za słodko zrobiło.
Lecę, muszę znaleźć klasę, a potem Kevin’a. Kocham was.- powiedziała na
odchodnym.
-My ciebie też!!!- odkrzyknęliśmy chórem patrząc jak znika za
rogiem. Spojrzeliśmy na siebie. W oku chłopaka dostrzegłam tajemniczy błysk.
-Zbieraj się mała.
-Co???
-Zbieraj się. Wynosimy się stąd.- on chyba oszalał.
-Słoń ci na mózg nadepnął??? Chcesz iść na wagary???
Teraz???- popatrzyłam na niego podnosząc brwi.
-No ba.- odpowiedział z łobuzerskim uśmiechem.
-Max, jest środek dnia
-Ojej. Jeden dzień nie zrobi różnicy. A wymówka się
znajdzie.- spojrzałam na niego niepewnie Już kilka razy byłam z nim na wagarach
i na dobre mi to nie wyszło.- Proszę.- zaczął szeptać przykładając nos do mojego
czoła.- Proszę, proszę, proszę…- ale z drugiej strony, te niezapomniane chwile.
Popatrzyłam w bok, przeanalizowałam wszystkie za i przeciw, po czym spojrzałam
na Max’a nie ruszając głową. Zrobił minę szczeniaczka…
-Dobra.- powiedziałam, wcześniej przewracając oczami.
Rozdzieliśmy się, każde poszło do swojej szafki. Założyłam
płaszczyk, zabrałam torbę i pobiegłam do drzwi. Czym prędzej wybiegliśmy ze
szkoły i skierowaliśmy się do samochodu. Przez ten krótki czas ręce zdążyły mi
zmarznąć. Srogą zimę mamy tego roku. Kiedy tylko Max odpalił, włączyłam
ogrzewanie i zapięłam pasy. Jechaliśmy słuchając radia i rozmawiając ze sobą.
Powiedziałam mu o pracy, na co on chętnie zaoferował swoją pomoc. Wiedziałam, że
polubił te dzieciaki, a one polubiły jego. Z resztą, słodko wyglądał bawiąc się
z maluchami. Skręcił w znaną mi uliczkę i już wiedziałam, dokąd jedziemy.
Uwielbiałam ten dom. Należał do Rick’a, chłopaka z zespołu. Dom służył, jako
miejsce prób. Często tam bywałam. Garaż albo sala muzyczna w połączeniu z
chłopakami- mmm coś wspaniałego!!!
Cały dzień przesiedzieliśmy w budynku oglądając telewizję i
ganiając się po domu. Była nawet bitwa na poduszki, a Max dał mi lekcje gry na
gitarze. O dwudziestej pierwszej blondyn odwiózł mnie do domu. Muszę pomyśleć
nad usprawiedliwieniem.
-Dzięki za ten miły dzień.- powiedziałam, stojąc na schodku.
W takiej pozycji byłam wzrostu chłopaka, więc bez problemu mogłam zagłębiać się
w niebieskości jego oczu.
-Nie ma, za co. Już nie masz żalu, że to były wagary???-
poruszył brwiami uśmiechając się.
-Po pierwsze, nigdy nie miałam o nic do ciebie żalu. Po
drugie, już mi przeszło.- chciał coś dodać, ale pokrzyżowałam jego plany,
całując go.
Nie mogliśmy się od siebie oderwać, ale w końcu musiałam zrobić
to na siłę, bo palce u nóg zaczęły mi zamarzać. Rozstaliśmy się z bólem serca. Po wejściu do domu przywitałam się ze wszystkimi i przeprosiłam za długą nieobecność. Rodzice przytuleni do siebie, siedzieli na kanapie i oglądali jakiś film, a Luke i ciocia Lily
zostawali do jutra, więc dzisiaj się pakowali. Brakowało mi tylko Chris’a.
Siedzieliśmy wszyscy w salonie, kiedy rozległ się dzwonek do
drzwi. Mama poszła otworzyć. W tym czasie nie przerywałam opowieści o tym, jak
zdobyłam pracę. Nagle rozległ się krzyk mamy:
-O mój Boże!!!!-
wszyscy poderwali się z miejsc i pobiegli do przedpokoju. Drzwi były otwarte i
trzymane przez ledwo stojącą na nogach mamę. Za progiem stała Samantha, o
której barki jednym ramieniem opierał się Chris, dziewczyna podtrzymywała go w
pasie. Brat miał podbite oko, rozdartą wargę i łuk brwiowy, z nosa leciała krew,
a knykcie u jednej dłoni czerwone. Kierowana zdrowym rozsądkiem i troską o
brata, podbiegłam do stojącej na zimnie dwójki i stanęłam po drugiej stronie
chłopaka.- Co się stało???- mama powoli wpadała w panikę.
Myślałam, że wszystko znowu jest po staremu, że każdy nawet
najmniejszy skrawek mojego życia, wrócił na dawny tor. Tymczasem mój brat
przestawił kierunkowskaz…