--------------------
Tydzień minął jak z bicza strzelił. Dzisiaj mamy poniedziałek,
więc pracę zaczynam po szkole. Szczerze??? Niby trudna nie jest, ale trochę się
denerwuję. A jeśli mnie nie polubią???
Nie mówię o dzieciach, ale o pracownikach…
Wzięłam głęboki wdech i jednym zwinnym ruchem wstała z
łózka. Odruchowo włączyłam radio i rozsunęłam zasłony. Pociągnęłam za klamkę i
otworzyłam drzwi balkonowe. Uderzyło we mnie mroźne powietrze. Mimo, że słońce
grzało, co było bardzo dziwne o tak wczesnej porze, to zimno i tak wygrywało.
Zima…niech ona się już skończy.
Stanęłam przed szafą i ręce mi opadły. Miałam wrażenie,
jakby kończyły mi się ubrania. Poprzewracałam trochę w nich i w rezultacie, po
porannej toalecie, z lekkim makijażem, ubrana w czarne rurki i fioletową
koszulę w niebieską kratę, schodziłam po schodach, jednocześnie kończąc pakować
książki do torby. Wyciągnęłam telefon i na prędkości napisałam SMS’a:
„Kevin!!! Przepraszaaaaaaaaam!!! Wiem, że cię ostatnio
zaniedbywałam i szczerze nie wiem jaki diabeł mnie do tego podkusił!!! :’( Mam
nadzieję, że mi wybaczysz :’( Możemy się spotkać za dziesięć minut koło
ciebie??? Jak cię nie będzie, zrozumiem…”
-Witaj droga siostro. Co zjesz na śniadanie???- Chris
przywitał mnie z uśmiechem w kuchni, smażąc jajecznicę. Stanęłam jak wryta, z
telefonem w rękach, podniosłam brwi i zszokowana spojrzałam na brata.
Po jakimś
czasie drgnęłam, ocknęłam się i na jednym wdechu powiedziałam:
-Gdyby nie fakt, że jesteś moim zwariowanym bratem, zdolnym
do wszystkiego pomyślałabym, że z samego rana, uderzyłeś się w głowę. Nie zjem
nic, bo muszę ratować moją przyjaźń. Wiec, żegnaj drogi bracie.- pomachałam mu,
w tempie ekspresowym założyłam kozaki i płaszcz, po czym wybiegłam z domu.
Postawiłam pierwszy krok na chodniku i zachwiałam się do
tyłu. O mało, co nie upadałam. Szklanka się zrobiła, bo w noc był mróz, a
wczoraj cały dzień świeciło słońce, więc rozpuścił się śnieg. Woda + mróz =
lód. Na sztywnych nogach dotarłam do znajomej już skrzynki pocztowej, na
podwórku mojego przyjaciela. Może się nie obraził??? Ale- z całym szacunkiem
dla Kevin’a- gdyby się obraził, nie byłby prawdziwym przyjacielem. Chociaż, ja
tez nie jestem idealną przyjaciółką. Przecież, gdybym takową była, znalazłabym
dla niego przynajmniej pięć minut, tak???
Dziesięć minut z zegarkiem w ręku!!! Drzwi wejściowe od domu otworzyły się, a w
progu stanął Kevin. Uśmiechnął się na mój widok, zrobił obrót, zamknął drzwi i
zeskakując ze schodków, błyskawicznie znalazł się koło mnie.
-Cześć dulcis*.- pocałował mnie w czoło. Ruszyliśmy wolnym
krokiem.
-Kevin przepraszam. Nie wiem jak to się stało, ale po
prostu…no…nie wiem jak wytłumaczyć to, że nie rozmawiałam z tobą prawie
tydzień, a mieszkam trzy domy dalej. Wybaczysz mi???- popatrzyłam na niego, jak zbity pies.
-No pewnie, że tak. Nie mógłbym się na ciebie, tak po prostu
obrazić. Jaki byłby ze mnie wtedy przyjaciel???- uśmiechnął się wkładając ręce
do kieszeni kurtki.
-Ooooo, dzięki ci Boże!!! Kevin, dzisiaj jestem cała twoja.-
popatrzył na mnie z uśmiechem, przekręcając głowę i podnosząc brwi. A,
faktycznie…
-Aaaaam, no tak. Będę potrzebowała pół godzinki, dla Max’a i
Jess.- uśmiechnęłam się słodko i zatrzepotałam rzęsami. Chłopak zaśmiał się,
podnosząc głowę do nieba. Zawtórowałam mu i postawiłam pechowy krok. Noga
poślizgnęła mi do przodu, druga się ugięła i poleciałam do tyłu. Na szczęście
mój przyjaciel miał refleks i złapał mnie, nim runęłam jak długa na lód.
Zastygliśmy w takiej pozycji, po czym buchnęliśmy gromkim śmiechem.
(…)
-I biję.- powiedziałam, zbijając króla Kevin’a. Zaśmiałam
się i klasnęłam w dłonie. Siedzieliśmy po turecku na korytarzu, pod szafką
chłopaka i graliśmy w szachy.- Co cię naszło na szachy???
-A tak jakoś. Nie graliśmy w nie od trzeciej klasy
gimnazjum. A jak się dowiedziałem, że w szkolnej bibliotece, jest plansza do
wypożyczenia, nie zastanawiałem się długo.- wzruszył ramionami.
-No proszę. A do mnie to nawet nie łaska napisać.-
natychmiast rozpoznałam głos, odwróciłam się do tyłu i uśmiechnęłam.
-Przepraszam!!!- krzyknęłam rzucając mu się na szuję. Objął
mnie ramionami i wtulił twarz w moje włosy. Zaśmiał się cicho. Usłyszałam, jak
Kevin pakuje szachy i wstaje.
Po długim czasie
puściłam chłopaka i popatrzyłam w jego niebieskie tęczówki. Już miałam go
pocałować, kiedy zadzwonił dzwonek, a ja podskoczyłam jak oparzona.
-Karen!!!- Jess dopadła mnie jakby się paliło. Odwracając
się, kątem oka zauważyłam, że mój przyjaciel, obserwuje mnie i Max’a, a na jego
twarzy widnieje szczery uśmiech.-Miałam nadzieję, że złapie cię przed lekcją.
Masz.-podała mi jakąś ulotkę.
Pocałowała Kevin'a, oznajmiła, że pędzi na matmę i już jej
nie było. Zaśmialiśmy się głośno, po czym po krótkim pożegnaniu rozeszliśmy się
na lekcje. Kevin kończył po tej godzinie, więc umówiliśmy się, że jak skończę
pracę, spotykamy się u niego.
-Śliczna, wieczorem zabieram cię na kolację.- Max objął mnie
ramieniem, a drugą rękę schował do kieszeni spodni, trzymając książki. No
pięknie!!! W co ja się ubiorę, jak mi się ubrania kończą???
-Już nie mogę się doczekać. O której???
-A jak stoisz z czasem???- zapytał przepuszczając mnie
pierwszą w wejściu do klasy.
-Pracę kończę za dziesięć szósta. Potem do Kevina na
jakieś półtorej godzinki, także możemy się umówić na ósmą. Pasi???- w czasie
wypowiedzi doszłam do naszego ostatniego stolika i zajęłam miejsce przy
oknie.
-Jak najbardziej.- wyszczerzył ząbki i usiadł koło mnie. Chciał
jeszcze coś dodać, ale do klasy wkroczył nauczyciel, więc wszyscy ucichli.
Pan Cooper znowu zaczął rzępolić trzy po trzy, o zachowaniu
niektórych uczniów. Na jego lekcjach, można porządnie się wyspać. Jeśli ktoś ma
trudne i nieprzespane noce, zapraszam na lekcje historii Mark’a Cooper’a!!!
Nagle przypomniałam sobie o ulotce, którą niecałe dziesięć minut temu dostałam
od mojej przyjaciółki. Wyjęłam kartkę z tylnej kieszeni spodni i rozłożyłam. Na
środku widać było wielką kolorową maskę, pod nią drukowane literki, które
składały się w słowa: BAL PRZEBIERAŃCÓW oraz data- dziś wieczór godzina
dwudziesta trzydzieści. Oj, Max nie będzie zadowolony. Szturchnęłam go w ramię,
a kiedy na mnie spojrzał podałam mu ulotkę szepcząc:
-Chyba nici z kolacji.- wziął ode mnie kartkę, po czym uśmiechnął
się.
-O nie! Co to, to nie. Dziś wieczór jesteś moja, a Jess
niech szuka sobie kogoś innego. Już wszystko zaplanowane.
-Ja się nie chcę z wami kłócić, więc załatwicie to między
sobą.- kiwnął tylko twierdząco głową i chyba zaczął słuchać Cooper’a. W każdym
razie, ja patrzyłam na błyszczący w słońcu śnieg.
Swoja drogą biały puch znikał coraz szybciej i było go coraz
mniej, a na zewnątrz, temperatura z każdym dniem rosła. W krótce rozległ się upragniony
dzwonek, wszyscy poderwali się z miejsc i nie czekając na nic, opuścili salę,
zostawiają Cooper’a w połowie tłumaczenia…czegoś. Dużo bardziej wolałam zajęcia
historii w Seattle z panią Callin. Wyszłam z sali trzymając Max’a za rękę.
Spletliśmy palce i jednocześnie popatrzyliśmy na nasze dłonie, potem w oczy i
uśmiechnęliśmy się do siebie.
W takich chwilach, nie wierzyłam w to, co
aktualnie się dzieje. Miałam wrażenie, że to jakiś piękny sen, a ja zaraz
obudzę się w jakichś głupich okolicznościach. Na przykład u Louis’a na
kolanach, w samochodzie w drodze do San Diego, albo rankiem, kiedy będę musiała
wstać do szkoły w Seattle. Nagle jak spod ziemi wyrośli przed nami Kavin i
Jess.
-Moment siostro. Musimy porozmawiać.- Max porwał moją przyjaciółkę
na stronę i zaczęli rozmowę. Usiadałam wraz z Kevin’em na pobliskiej, jedynej w
tej szkole ławce i obserwowaliśmy całe zdarzenie z daleka. Widziałam jak oboje
gestykulują rękami, jak jedno śmiej się z drugiego itp. Była to raczej luźna
kłótnia.
-O, co chodzi???- Kevin w końcu zadał to pytanie.
-O mnie.- odpowiedziałam zgodnie z prawdą. W końcu sprzeczali
się o to, z kim i gdzie dzisiaj idę.
-Jak to???- wzruszyłam ramionami.
-Umówiłam się dzisiaj z Max’em na kolację, a w tym samym
czasie, Jess chce zaciągnąć mnie na bal przebierańców. Wiesz, że uwielbia takie
zabawy. Max ma wszystko już przygotowane, wiec powstał spór. Grunt, że nie mnie
wybierać. Uparli się, niech się kłócą.- zaśmialiśmy się cicho.- Ale po pracy
mam dla ciebie półtorej godzinki.- puściłam do niego oczko.
Po pewnym czasie wróciło rodzeństwo West’ów, a ja czekałam
na werdykt. Szczerze??? Chyba bardziej zależało mi na tej kolacji. Rodziców nie
ma dziś w domu, a Chris, ma podobno jakiś wypad z chłopakami, więc do jutra
chata jest pusta… W końcu na twarzy Max’a pojawił się szeroki uśmiech. Wiedziałam,
co to oznacza. Pisnęłam i rzuciłam mu się na szyję. Zaśmiał się i objął mnie
silnymi ramionami. Jess prychnęła…
-Pfff, zdrajca.- skrzyżowała ręce na piersi i odwróciła
głowę.
-Ojj Jess. Nie strzelaj focha.- przytuliłam się do jej
boku.- Chodź muszę z tobą pogadać.- zaciągnęłam ją na bok, a Max zajął moje
wcześniejsze miejsce koło Kevin’a.
-Jess, posłuchaj mnie. Bardzo chciałabym iść z tobą na ten
bal, ale ta kolacja to dla mnie szansa.- popatrzyłam na nią z nadzieją w
oczach.
-Na, co???- uśmiechnęła się i podniosła brwi.
-Mam wobec Max’a szczególne plany.- minęła chwila, a potem
blondyna powoli otworzyła usta w uśmiechu, oczy jej zabłysnęły, a palec wskazał
na mnie.
-Chcesz zaciągnąć mojego brata do łózka, ty małpo jedna.-
zmarszczyłam noc, zrobiłam krzywą minę pomieszaną z uśmiechem i pokiwałam
twierdząco głową, po czym obie buchnęłyśmy śmiechem. Nie rozmawiałyśmy więcej,
tylko rechocząc podeszłyśmy do zdziwionych chłopaków. Usiadłam Max’owi na kolanach
i objęłam jego szyję.
-Stało się coś???- zapytał, patrząc to na mnie, to na
siostrę.
-Nic szczególnie szczególnego. –wypaliłam i wpiłam się w
jego usta. Całował mnie namiętnie. A ja przyklejona do niego, myśląc o tym, co
może stać się dziś wieczorem, cicho się śmiałam. Kiedy oderwaliśmy się od
siebie, chłopak popatrzył na mnie pytająco, ale żadne pytanie nie padło.
Mrugnęłam tylko do niego i uśmiechnęłam się.
(…)
Z łomoczącym sercem, stanęłam przed brązową bramą. Byłam tu
już kiedyś, ale w celach rozmownych, a nie pracy. Wzięłam głęboki wdech i nacisnęłam
guzik domofonu.
„Tak słucham???”- Z głośnika wydobył się zmodyfikowany,
kobiecy głos.
-Witam. Przyszłam w sprawie pracy. Moja nauczycielka miała
do państwa dzwonić. Podobno potrzebujecie pomocnika do dzieci.
„Już otwieram”- powiedziała, po czym brama drgnęła i zaczęła
powoli usuwać mi się z drogi.
Kiedy była otwarta na tyle, że mogłam przejść,
jeszcze raz głęboko odetchnęłam i ruszyłam przed siebie. Podwórko było dość
duże. W rogu wielkiego muru, który otaczał całą placówkę, znajdował się wielki
plac zabaw, obecnie w połowie skuty lodem i przykryty śniegiem. Gdzie nie gdzie
było widać zszarzały piasek. Po środku placu stał wielki budynek, mieszczący
przedszkole. Były tu zdaje się trzy klasy. Rozejrzałam się dookoła. Resztki śniegu
pokrywały niektóre krzaczki, gałęzie drzew i poszczególne kawałki trawnika.
Nagle drzwi frontowe otworzyły się, a w nich stanęła kobieta. Miała na oko
lekko po trzydziestce, krótkie rude włosy i długie nogi. Ubrana była w białą
sukienkę lekko przed kolano i czarne szpilki.
-Zapraszam do środka!!!! Wchodź, bo zimno!!!- krzyknęła
pocierając rękami o ramiona, przykryte jedynie cienką apaszką. Kiedy wypowiedziała
słowo „zimno” poczułam chłodny dreszcz. Czym prędzej pobiegłam do przodu,
pokonałam małe schodki i weszłam za nią do środka.
-Witam.- uścisnęłyśmy sobie dłonie.- Ty zapewne jesteś
Karen.- kiwnęłam twierdząco głową.- Miło mi cię poznać. Jestem Diana.
-Mnie również miło cię poznać.- odpowiedziałam zdejmując
płaszcz. Ruszyłyśmy w głąb, wąskim korytarzem.
-Dziękuję ci bardzo, że zgłosiłaś się do pomocy. Od kiedy
Miranda jest na zwolnieniu macierzyńskim, nie wyrabiam. Dzieci są cudowne i w
ogóle, ale po paru godzinach okiełznanie ich staj się trudne i męczące.
-Cała przyjemność po mojej stronie.- uśmiechnęłam się, a ona
odwzajemniła gest. Zdaje się, że ją polubię. Oczywiście zrobię wszystko, żeby
ona polubiła również mnie.
W końcu dotarłyśmy do dużej sali. Ściany pomalowane były na
ciepły żółć, a większa część pokryta była niebieskimi korkowymi tablicami.
Wisiały na nich rysunki dzieci. Przy jednej ze ścian, jedna koło drugiej
ustawione były cztery komody pełne zabawek, lalek, pluszaków, pudełek z
klockami, gier, puzzli i tego typu rzeczy. Cała podłoga przykryta była czerwonym
dywanem w złote wzory. Pod oknami stały niskie stoliki, po pięć krzeseł przy
każdym. Po mojej prawej(czyli naprzeciwko stolików) stało duże drewniane
biurko. Po sali biegały dzieci śmiejąc się perliście. Zajmowały również miejsca
przy stolikach i na podłodze. Bawiły się wesoło i beztrosko. Uśmiechnęłam się,
kiedy wróciło do nie wspomnienie Liska, bawiącego się z tymi maluchami, z
lisimi uszami na głowie. Diana przedstawiała mnie dzieciom, po czym maluchy wróciły
do swoich zajęć. Okazało się, że w podziękowaniu za moją pomoc, mogę dzisiaj
wyjść wcześniej. Tak więc, prawie dwie godziny spędziłam na zabawie, rysowaniu,
pomaganiu i rozmowie. Bardzo polubiłam moją współpracownicę i zdaje się, że ona
mnie też. Po piątej, kiedy rodzice odebrali większą część dzieci, zebrałam się,
pożegnałam z Dianą i maluchami, po czym opuściłam przedszkole.
Zaczęło się ściemniać, kiedy dotarłam do domu Kevina.
Zdziwił się, że jestem tak wcześnie, a jednocześnie ucieszył. Byłam piekielnie
głodna, więc ugotowałam z przyjacielem spaghetti. Dawno się tak nie czułam. Jak
za starych czasów. Ja, Kevin, kuchnia i gotowanie, przy muzyce. Rzucaliśmy się
przyprawami, póki nie zauważyliśmy, że niedługo mogą się skończyć. Potem z
talerzami usiedliśmy w salonie przed telewizorem i oglądaliśmy „Bad Boys”. Nie
zdążyłam się obejrzeć, a już musiałam wychodzić. W końcu nie mogłam spóźnić się
na randkę nie??? :) Pożegnałam się z Kevin’em i wyszłam. Pokonałam śliski
chodnik i otworzyłam drzwi od domu.
(…)
-Łaaaaa, przeklęta sukienkaaaaa!!!!- krzyknęłam, próbując
zapiąć suwak na plecach. Ten był wyjątkowo uparty. Usłyszałam pukanie do
otwartych drzwi mojego pokoju. Potem Chris oparł się o framugę.
-Siostra, wszystko ok???- przejechał po mnie wzrokiem od
dołu do góry. Czarne szpilki, mała czarna, srebrna biżuteria i fryzura. Czy to naprawdę
coś nadzwyczajnego???- Wow.
-Nie jest ok.- powiedziałam wyginając rękę w najbardziej
dziwną stronę. Spojrzałam na niego błagalnie.- Pomożesz???- chłopak uśmiechnął się,
podszedł do mnie i zasunął suwak, po czym położył mi ręce na ramionach i oboje
spojrzeliśmy w lustro. Był ode mnie wyższy prawie o głowę. Oczy miał tego
samego koloru, co ja i mama.
-Moja siostra mi dorasta.- westchnął.- No i z kim, ja się
będę przekomarzał, jak mi cię sprzątną sprzed nosa???- Uśmiechnęłam się do
niego.
-Kocham cię Chris.- zrobiłam obrót i przytuliłam chłopaka w
pasie.
-Ja ciebie też. Ślicznie wyglądasz.- odsunął mnie od siebie
i uśmiechnął się. Wtedy usłyszeliśmy piszczenie. To jego zegarek.- O kurde.
Spóźnię się. Miłej zabawy mała.- pocałował mnie w czoło i wyszedł.
Chris się zmienił. Zrobił się bardziej opiekuńczy, miły i w
ogóle. Podoba mi się taka odmiana. Uśmiechnęłam się i wzięłam torebkę,
spakowałam telefon, błyszczyk i chusteczki, po czym zeszłam na dół. Poczekałam
chwilę, w międzyczasie zrobiłam sobie drinka. Chris dawno wyszedł. W końcu
usłyszałam upragniony dzwonek do drzwi. Podbiegłam do nich, mało, co nie łamiąc
sobie nóg na szpilkach i pociągnęłam za klamkę.
-Cześć Ka…- zaciął się i spojrzał na mnie, tak jak wcześniej
Chris.- Wooooow, wyglądasz…cudownie, pięknie, zjawiskowo…po prostu….wooooooow.-
popatrzyłam na jego dziwną minę i zaśmiałam się cicho. Max pocałował mnie krótko,
ale namiętnie, założyłam płaszcz, który przysłaniał całą sukienkę, czyli sięgał
lekko przed kolano i wyszłam. Zamknęłam dom, klucze włożyłam do torebki i wzięłam
chłopaka pod rękę. Uśmiechnął się do mnie i zaprowadził do samochodu.
--------------------
dulcis*- (włoski) piękna
Przepraszam, że obrazek nie jest dopasowany do sceny (Max i Karen idą po szkolnym korytarzu), ale bardzo mi się podoba i musiałam go wstawić. Inny mi po prostu nie pasował :D Mam nadzieję, że mi wybaczycie ;*