-Widział ktoś łańcuchy????!!!!!- wydarłam się stojąc na schodach.
-Są na strychu!!- otrzymałam odpowiedź, która padła z ust mamy.
-Szukałam!!! Nie ma ich tam!!!!- odpowiedziałam. Zapadła cisza.
-Pomogę ci.- nagle koło mnie pojawił się Chris.- Chyba wiem gdzie są.
-Widzisz!!!! Niech Chris ci pomoże!!!- usłyszeliśmy krzyk mamy. Sprzątała salon i kuchnię.
-Ok.- zgodziłam się na pomoc brata i ruszyliśmy schodkami w górę. Po paru minutach szukania, Chris wraz ze zdobyczą, wyłonił się zza sterty pudeł.
Zbliżają się święta, po jutrze jest Wigilia, a my jesteśmy w lesie z choinką….hahaha dziwnie to zabrzmiało. Tata musiał pilnie gdzieś wyjść, więc na razie tylko przygotowujemy dekoracje. Dwa pudła z bombkami, pudełko z lampkami i papiery na prezenty są już w salonie i czekają na świąteczne drzewko. Uwielbiam święta. To ciepło, śmiechy, kolacja wigilijna, choinka, kolędy, prezenty, wspólnie spędzony czas… Mało tego!!!! Na święta będziemy mieli gości. Max, Jess, pani Sophija, Kevin i Luke z ciocią Lily przychodzą do nas na Wigilię!!!!! Juuuuuupiiiii!!!!!
Otworzyłam pudełko, które trzymał Chris i moim oczom ukazały się, błyszczące i mieniące się, srebrne i granatowe łańcuchy na choinkę. Wzięłam jeden do ręki i wyjęłam go z kartonu. Był długi, więc jego koniec miękko upadł na podłogę. Nie mogę się doczekać, kiedy okręcę nim gałązki świerku. To jedno z moich ulubionych zajęć podczas ubierania choinki. Popatrzyłam na brata.
-Widzisz. Mówiłem, że znajdę.- wyszczerzył się, jak głupi do sera. Przewróciłam oczami z uśmiechem na ustach. Zeszliśmy na dół, a to, co tam zobaczyłam wbiło mnie w podłogę. Wydawało się, jakby wszystko lśniło.
Na ławie, która została przesunięta w róg salonu stał świąteczny stroik, na podłodze, leżał dywan w mikołaje, firanki przyozdobione były srebrnymi i złotymi gwiazdkami, stoik na choinkę już zajął swoje miejsce na podłodze, na środku dywanu stały dwa złączone, jeszcze nie przykryte obrusami, stoły. Łuk, pod którym przechodziło się, aby wejść do kuchni, mienił się kolorowymi światełkami. Mama stworzyła cudo…
-Ma-mamo, to jest śliczne.- wydukałam, patrząc na salon, szeroko otwartymi oczyma.
-Dziękuję.- odpowiedziała, wychodząc z kuchni. Podeszła do nas tanecznym krokiem, wzięła z pudełka, które nadal spoczywało w rękach Chris’a, jeden łańcuch i nucąc coś pod nosem, obeszła mnie dookoła, oplatając nim moją szyję. Popatrzyłam na nią marszcząc brwi.
-Eeeee, mamo???? Wszystko w porządku???
-W jak najlepszym. Wszedł we mnie nastrój świąteczny.- podskoczyła, robiąc obrót i śpiewając „Last Christmas” odeszła z powrotem do kuchni. Wymieniłam z bratem spojrzenia i oboje wybuchliśmy śmiechem. Nasza mama czasami potrafi być zwariowana i zachowywać się jak nastolatka- i za to ją kocham. Wtedy własnie wszedł tata.
-Ho ho ho!!!! Daję choinkę pod choinkę!!!!- jakoś przecisną się przez drzwi i z szerokim uśmiechem wszedł do salonu z ogromną choinką. Dobrze, że sufit był wysoko, bo musielibyśmy obcinać czubek.
-Nooo, nieźle.- wydukałam, przeczesując wzrokiem drzewko. Poczułam wibracje w tylnej kieszeni spodni. Wyjęłam telefon jednym ruchem ręki i spojrzałam na ekran. Dostałam wiadomość.
„Spotkamy się???”- Max.
„Szczerze??? Nie wiem. Ale spróbuję się jakoś wyrwać.”- odpisałam.
„Super. Daj znać, jak czegoś się dowiesz. Kocham cię :*”- uśmiechnęłam się do telefonu.
-Dobra. Mamooooo????- przeciągnęłam samogłoskę i mijając Chris’a i tatę, pozbywających się siatki z gałązek świerku, skierowałam się do kuchni.
-Słucham cię kaczuszko??- zapytała, kiedy weszłam do pomieszczenia i usiadłam na wysokim stołku, przy blacie.
-Mamo, prosiłam cię. Wiesz, że nie lubię kaczek. Mam pytanie.- popatrzyłam na nią, bawiąc się telefonem.
-Pytaj.
-Długo zejdzie się nam z choinką??
-Nie wiem. Dlaczego pytasz???- usiadła obok mnie z kubkiem kawy.
-Boooo chciałabym się wyrwać do Max’a.- zatrzepotałam rzęsami i zrobiłam minkę szczeniaczka. Jak byłam mała, zawsze działało. Mama uśmiechnęłam się tylko i walnęła z grubej rury:
-Kochasz go.- to było raczej stwierdzenie niż pytanie. Pokiwałam twierdząco głową.
-Ok. Spróbujemy uwinąć się jak najszybciej.
-Dzięki.- przytuliłam ją Obejmując jej szyję, poczułam wibracje w ręku. Max upominał się o swoje.
„No i???”- puściłam moją rodzicielkę i odpisałam:
„Człowieku kochany, nie minęły dwie minuty, a ty już chcesz wiedzieć :) Uwiniemy się z choinką i jestem wolna. Jakieś pół godziny do godziny ;*”
-No to, co??? Zaczynamy???- zadałam pytanie, podnosząc wzrok. Mama odpowiedziała mi kiwnięciem głowy.
Potem, poszło jak z górki. Zaczęliśmy od bombek. Każdy brał po cztery: dwie srebrne i dwie granatowe. U nas, co roku jest inaczej. W zeszłe święta choinka była srebrno czerwona, a dwa lata temu srebrno fioletowa. I tak dalej :) Kiedy tata wyjął z pudełka lampki, ktoś zadzwonił do drzwi. Byłam najbliżej wiec poszłam otworzyć. Za drzwiami stał Max.
-A ty, co tutaj robisz???- spytałam z uśmiechem, kiedy chłopak oderwał się ode mnie, po niespodziewanym buziaku.
-Czy ty myślisz, że dla mnie „pół godziny do godziny” to naprawdę tak mało?? Nie wiem jak ja w ogóle wytrzymałem te dwadzieścia minut. Chociaż i tak piętnaście spędziłem w samochodzie przed twoim domem.- podniósł brwi. Zaśmiałam się krótko.
-Wejdź.- wpuściłam go i ruszyłam przodem do salonu.- Kochani!!! Mamy gościa!!!- krzyknęłam, a chwilę potem za plecami usłyszałam „Dobry wieczór” padające z ust Max’a.
-Max!!- mama z uśmiechem wyszła z kuchni.- Dawno cię tu nie było.- przytuliła chłopaka, który był o pół głowy wyższy od niej. Tata przywitał Max’a jak starego kumpla, a z Chris’em podali sobie ręce. Nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł.
-Ej lisek!!!- zawołałam na niego siedząc na oparciu fotela.- Skoro, tak bardzo potrzebujesz mojego towarzystwa, to pomożesz nam z choinką.- zeskoczyłam na podłogę, sprzedałam buziaka chłopakowi i wróciłam do taty, pomóc mu z lampkami.
Max przyłączył się do wspólnej pracy i razem z Chris’em rozplątywali łańcuchy, które jakiś idiota, włożył do pudła „na odwal”(ups, to ja, zajmowałam się nimi w zeszłe Boże Narodzenie, yyy nieważne xD), ja z tatą wieszałam lampki, a mama przygotowywała jedzenie w kuchni. W pewnym momencie zaczęło mi czegoś brakować. Rozejrzałam się dookoła i kiedy napotkałam DVD, już wiedziałam.
-Zaraz wracam.- rzuciłam szybko i pognałam do pokoju. Było w nim bardzo przyjemnie i świątecznie. A to wszystko przez te lampki. Kocham święta. Ale wracając do przygotowań. Wzięłam z półki płytę i z powrotem zbiegłam na dół.- Jestem.- powiedziałam, patrząc na rodzinkę.
Podeszłam do DVD i włożyłam płytę. Kiedyś miałam „fazę” na świąteczne piosenki i zgrałam chyba z trzydzieści na płytę. DVD podłączone było do wierzy, więc za chwilę usłyszeliśmy hit nad świątecznymi hitami „Wham-Last Christmas”. Uśmiechnęłam się i wstałam z kucek. Popatrzyłam na zebranych w domu, tata naprawiał lamkę, która się spaliła, Chris stał za choinką i wieszał łańcuchy, mama śpiewała w kuchni, (co oczywiście słyszałam, nie widziałam), a Max stał przeżywiony i kręcąc głową z uśmiechem, wpatrywał się we mnie.
-No, co???- zapytałam, wzruszając ramionami i rozkładając ręce.
-No nic, nic.- zaczęłam iść w jego stronę.- Po prostu kocham cię, jak nie wiem kto.- przytulił mnie i pocałował w czoło.
-Dobra, dobra gołąbeczki. Zostawcie uczucia na później i weźcie się do roboty.- mama stanęła pomiędzy nami i objęła nas rękami.
Zaśmialiśmy się i wróciliśmy do swoich zajęć. Kiedy choinka była już ogarnięta, mama i tata zaczęli tańczyć, ja z Max’em zajęliśmy się sprzątaniem, a Chris robił to, co najczęściej robi- grał na telefonie. Patrzyłam na rodziców i dziękowałam Bogu, że ich mam, a oni mają siebie. Potem, razem z Max’em zaniosłam pudła na strych i jak wcześniej zaplanowaliśmy, zaczęłam ubierać się do wyjścia. Zbiegłam po schodach nie czekając na blondyna, który z nowym pasemko wyglądał bardziej jak szatyn. Założyłam swój czarny płaszczyk z białym futerkiem od wewnątrz, czarne kozaczki z białym puszkiem i byłam gotowa. Spojrzałam na Max’a, który już wcisnął się w swoją kurtkę i krzyknęłam:
-Mamooo!!! Wychodzimy!!! Będę późno!!!!- kiedy usłyszałam krótkie „dobrze”, otworzyłam drzwi i przeżyłam chwilowy szok. Za drzwiami stała czarnowłosa (miała loki) dziewczyna, mojego wzrostu, o brązowych oczach. Ubrana była w czarny, krótki płaszcz, jasne rurki i długie kozaki. Trzymała rękę koło dzwonka.
-Oh, dobry wieczór. Ja do Chris’a. Jest może w domu???- zapytała patrząc na mnie. Zauważyłam, że w ręku trzyma teczkę i jakieś kartki.
-Tak. Jest… Hm. Wybacz, że się narzucam, ale kim jesteś???- zapytałam uśmiechając się. Odwzajemniła gest. Poczułam jak Max mnie obejmuje, rzuciłam na niego krótkie spojrzenie.
-Jestem Samantha.- o proszę….
-Oooo, witam, słynną Samanth’ę.- podałam jej rękę. Uścisnęła ją.- Jestem Karen, siostra Chris’a. Max. Chłopak Karen.- zrobił to, co ja.
-Miło was poznać. Mama pytanie, dlaczego słynną??- zwróciła się do mnie.
-Mój brat, dużo o tobie opowiadał…- miałam jeszcze coś dodać, ale przerwał nam pewien osobnik.
-Siostra, na miłość Boga,-odsunęliśmy się z Max’em od drzwi.- zamykaj drzwi, bo potem oczywiście wszystko spadnie…- urwał, kiedy zobaczył, z kim rozmawiam.-…na mnie.- głośno przełknął ślinę.- Sam-Samantha??
-Hej Chris.-przywitała się.- Przyniosłam ci notatki. Dzięki.- podała mojemu skostniałemu bratu papiery.
-Nie-ma-za-co.- wydukał. Szturchnęłam go łokciem i nagle otrzeźwiał.-…Wejdź proszę.- odsunął się, pokazując ręką w głąb domu.
-Nie. Dziękuję, ja nie powinnam…
-Nalegam.- dziewczyna popatrzyła na mnie, na Max’a, a na końcu na Chris’a. W rezultacie zgodziła się. Zamknęliśmy drzwi.
-Tak….No cóż, wygląda na to, że mój braciszek, pakuje się w nielegalny związek.- powiedziałam idąc do samochodu Max’a. Uwielbiam tego Chevroleta.
-Dlaczego, nielegalny???- zapytał Max, otwierając drzwi od strony kierowcy.
-Bo ta dziewczyna ma chłopaka.- odpowiedziałam, wsiadając do samochodu.
(…)
Po drodze, nie wiadomo gdzie, wstąpiliśmy do kafejki, która mieniła się złotymi światełkami i z zewnątrz i od wewnątrz. Wzięliśmy po jednym Late i wróciliśmy do auta. Max zawiózł nas do parku, bo wpadł na genialny pomysł wieczornego spaceru.
-No, więc. Opowiadaj.- zaczął rozmowę, kiedy szliśmy parkiem. Latarnie oświetlały drogę, z Placu Głównego napływała do nas świąteczna muzyka, mijaliśmy zakochane pary i grupki młodzieży, a także starszych ludzi siedzących na ławkach. Dobrze, że miałam kubek kawy, bo ręce miałabym jak z lodu. Strasznie zimno się zrobiło. Jakieś globalne oziębienie, czy co???
-Ale, o czym???- zapytałam.
-O tej lasencji, co przyszła do twojego brata.- zaśmiałam się krótko i zaczęłam opowiadać idąc przodem do Max’a.
-Dużo o niej nie wiem. Tylko tyle, że chodzi do tej samej klasy, co Chris, uwielbia jazdę na rolkach i zimą na łyżwach, ma dwa psy i rybkę, jej ulubionym przedmiotem w szkole jest chemia, a piętą achillesową- biologia, mieszka z mamą, bo jej rodzice się rozwiedli, nie ma rodzeństwa, jak się uśmiecha, to ma cudowne iskierki w oczach, a jej śmiech to najpiękniejsza melodia świata. A! No i jeszcze to, że mój braciszek jest w niej szaleńczo zakochany.- opowiedziałam tyle ile się dowiedziałam z opisu Chris’a. Nagle coś do mnie dotarło- Ej!!!- wskazałam na niego palcem.- Nie wyjeżdżaj mi tu z „lasencją”, bo zacznę robić się zazdrosna.- wybuchliśmy śmiechem.
-Wooow. Rzeczywiście, nie dużo wiesz. Zakładam, że sprzedałaś mi właśnie historyjkę, którą wcześniej usłyszałaś od Chris’a.- podniósł brwi.
-Dokładnie.- i nagle mnie zamurowało. Coś poczułam. Mojej ręki trzymającej kubek coś dotknęło. Coś zimnego i mokrego, ale szybko topniejącego, zapewne przez moją temperaturę ciała (biorąc pod uwagę kubek kawy). Za chwilę, poczułam to samo tyle, że na głowie i drugiej ręce. Spojrzałam w górę i niedowierzałam własnym oczom. Śnieg. Padał śnieg. W San Diego padał śnieg.- Czy, czy to jest śnieg???- zapytałam dla upewnienia. Ostatni raz to zjawisko widziałam, jak miałam dziesięć lat i spędzałam święta u mojej cioci we Francji.
-Tak.- usłyszałam głos Max’a.- To prawdopodobnie, sprawka tego nagłego spadku temperatury.- pomimo, że nie kocham zimy, wydaję mi się, że tegoroczne święta otulone białym puchem i kolorowymi światełkami, rozbrzmiewające kolędami i śmiechem małych dzieci, cieszących się na widok wymarzonych prezentów, będą szczególne. Nagle napłynęło do mnie pewne uczucie. Jakbym wyczuwała, że coś się stanie. Złego, czy dobrego??? Tego nie wiem.
Nie było wiatru, więc nie było także śnieżycy. Tylko lekki puszek spływał powoli na ziemię. Pospacerowaliśmy jeszcze trochę po parku, po czym postanowiliśmy wrócić. Przez drogę, zauważyłam, że napadało już sporo. Szykują się magiczne święta. W głowie cały czas miałam wspomnienie Bożego Narodzenia we Francji i aż mi się buzia sama śmiała. Dojechaliśmy do domu, szybciej niż myślałam. Wyszłam nie czekając na Max’a, a kiedy ten opuścił auto, dostał śnieżką w głowę. Zaśmiałam się widząc jego minę, a on tylko z łobuzerskim uśmiechem zapytał czy jestem pewna tego, co robię, podbiegł do mnie i natarł mnie śniegiem. Śmiałam się w niebogłosy, nie myśląc o biednych sąsiadach. Ale nie wszyscy chyba spali, bo dzieci państwa Withmoore bawiły się przed domem. Kiedy mojemu chłopakowi znudziło się faszerowanie mnie śniegiem, wstałam i otrzepałam się z białej posypki. Cały czas śmiejąc się podeszliśmy do schodków, weszłam na jeden, wiec byłam wzrostu Max’a.
-Dzięki za ten wieczór.- powiedziałam patrząc mu w oczy.
-Ni ma, za co.- i pocałował mnie. Namiętnie i delikatnie. Objęłam jego szyję, wtapiając palce we włosy. Objął mnie w tali i przyciągnął do siebie. Wzmocnił pocałunek, nie protestowałam. Staliśmy na schodkach całując się jakbyśmy nie widzieli drugiej osoby przez milion lat, wokół nas padał biały śnieg, a cała okolica świątecznie udekorowana, tworzyła romantyczny nastrój. Nagle usłyszeliśmy krzyk:
-Max!!!!- oderwaliśmy się od siebie. W uszach szumiała mi krew i miałam nierówny i szybki oddech. Jego klatka tez podnosiła się szybko. Spojrzeliśmy w górę, gdzie na balkonie stał mój tata.- Zostaw już moją córkę, bo się udusi i nie dożyje nawet dwudziestki!!!- zaśmialiśmy się i nasze spojrzenia znowu si spotkały. Tym razem ja pocałowałam jego. Trzy krótkie pocałunki.
-Muszę już lecieć. Spotkamy się jutro? Mam jeszcze coś do załatwienia.- popatrzyłam na niego uważniej. Miał rozpalone policzki.
-Mhm. Zadzwoń.- zbliżył się do mnie. Ale ja odwróciłam głowę.
-A-a.- zaprotestowałam i popukałam opuszkiem palca w policzek. Z uśmiechem na twarzy przewrócił oczami i dał mi buzi w policzek.
-Kolorowych snów!!!- krzyknął kiedy stał jedną noga w samochodzie, a ja otwierałam drzwi,
-Dzięki!! Nawzajem!!- popatrzyłam jeszcze krótką chwilę, po czym weszłam do domu.
(…)
Po krótkim prysznicu i ogarnięciu, zlepionych od śniegu włosów, weszłam pod ciepłą kołderkę i cała się pod nią zanurzyłam. Zgasiłam nocną lampkę zostawiając tylko świąteczne światełka i zasnęłam z myślą: „Co takiego niezwykłego wydarzy się w te święta???”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz