poniedziałek, 30 grudnia 2013

XIII. "West..."

-O czym???- skrzyżowałam ręce na piersi, nie wpuszczając ich do środka.
-Mamy ci coś do powiedzenia.- głos zabrała Jess.- Nie wiem, czy uznasz to za bardzo ważne, czy tylko ważne. Ale….uhhh, nie mogę. Możemy wejść???
-Tak.- powiedziałam i odsunęłam się od drzwi, przepuszczając ich. Zatrzasnęłam je nogą, przepychając się pomiędzy moimi gośćmi.- Mamo!!! Przyszli Max i Jess. Jakbyś coś chciała, jesteśmy na górze.- krzyknęłam przechodząc obok salonu, po czym skierowałam się schodami w górę.
Kiedy już znaleźliśmy się w moim pokoju, zaczęłam:
-Więc…..co takiego macie mi do powiedzenia?
-Na sam początek. Nie denerwuj się, nie krzycz. Ogółem zachowaj  spokój.- popatrzyłam krytycznie na Max’a.
-Będę spokojna w zależności od sytuacji.- usiadłam na fotelu obok biurka.- Proszę siadajcie. Zamieniam się w słuch.
Usiedli na łóżku, naprzeciw biurka, a blondyn zaczął opowiadać:
-Jak wiesz, mieszkam z moją chorą babcią. Jej choroba związana jest z nadciśnieniem i częstym denerwowaniem się…
-Ale, co ona ma z tym wspólnego???- uciszył mnie gestem ręki.
-Poczekaj. Daj dokończyć. Mieszkaliśmy tu od mojego urodzenia. Mama pracowała w dobrej firmie, ojciec też. Żyło nam się świetnie. Mieliśmy kasę, byliśmy bogaci, mieliśmy super dom, trzy samochody. Jednak w pewnym momencie, coś zaczynało być nie tak. Rodzice coraz rzadziej bywali w domu. Kiedy już z łaski swej się zjawili, nie można było się z nimi porozumieć. Nie słuchali nikogo. Żyli tylko pracą i interesami. Śniadania, obiady, kolacje spędzane były przy telefonach i laptopach. Babcia już w podeszłym wieku nie mogła sama dobrze poruszać się, nie była w stanie odpowiednio funkcjonować. Miała świadomy umysł, lecz ograniczone ruchy. Bardzo często opuszczałem zajęcia w szkole, spotkania z kumplami, próby, żeby tylko zostać w domu i opiekować się babcią. Byłem tak wściekły na rodziców, że czasami robiłem kłótnie z niczego. Kończyło się to cichym wieczorem. Starzy coraz częściej nie wracali na noc do domu, bo albo mieli nocną pracę, albo po prostu spali w biurze, żeby zacząć z samego rana i nie tracić czasu na dojazd do pracy. Traciłem z nimi kontakt. Przez czas, kiedy oddalałem się od rodziców, zbliżałem się do babci. Była dla mnie jak siostra. Rozumiała mnie, pomagała mi, nawet w pracach domowych. Najbardziej uwielbiałem i uwielbiam wieczorne opowieści.- uśmiechnął się z uczuciem.- Dzięki tej bliskiej mi kobiecie, prawie zapomniałem o piekle jaki robili mi rodzice. Ale to musiało kiedyś wrócić. Pewnego deszczowego dnia, kiedy siedziałem z kumplami w garażu i grałem, drzwi się otworzyły, a do środka weszli w pełni spakowani rodzice, krótko oznajmili, że wyjeżdżają, po czym wsiedli do samochodu i….odejchali.- kurczę, aż mnie coś zakuło w mostku. Wow, niezła historia.
-Max…-szepnęłam. Jego ręka znowu powędrowała w górę.
-Zabrali ze sobą moja młodszą siostrę.- sio-siostrę?????? Podniosłam do góry brwi.- Buntowała się i protestowała, ale dali dobry argument i musiała jechać. Nie widzieliśmy się ponad dwa lata, aż w końcu wróciła, kiedy po rozprawie sądowej, została- że tak powiem- uwolniona z pod władzy rodziców. – popatrzył się na blondynę, która dotychczas siedziała cicho. Zabrała głos:
-Prawie rok temu, wróciłam tu z pewnej podróży. Przez cały pobyt w innym miejscu, byłam pod kloszem. Nie wolno mi było wielu rzeczy. Nie mogłam się przeciw temu zbuntować, bo nie dostawałabym kasy na lekcje…chodziłam do bardzo fajnego chłopaka. Starszy ode mnie o cztery lata brunet uczył mnie jak robić naprawdę wyjechane mixy. He he.- uśmiechnęła się smutno, skubiąc paznokciem o paznokieć.- Podobało mi się to, ale miałam już dosyć rygoru, więc…poszłam do sądu. Nie wiem, jakim cudem, ale wygrałam sprawę i uwolniłam się spod szponów starych.- zaraz, zaraz, czy tylko dla mnie te dwie historie są do siebie podobne. Jakby jedna kończyła drugą…
-Ale, co jedno ma do drugiego??? Powiedzcie mi wprost, o co chodzi!!! Widziałam i słyszałam was pod szkołą w piątek po lekcjach. Wiecie jak się czułam????!!!! Dzięki Bogu, że Luke przyjechał z wizytą, bo już myślałam, że w piątek wieczorem będę miała doła…
-Nie denerwuj się to piękności szkodzi. Zaraz ci wszystko powiemy…- Max stanął naprzeciw mnie. Nieświadomie wstałam.
-Karen, Max ma rację.- Jess odezwała się uspokajającym głosem.
-Patrzcie państwo!!! Max West i Jessic’a Lion się w czymś zgadzają!!!! Nie do wiary!!!!- oboje spuścili wzrok. No, co tym razem????- Co???
-West…-odezwała się blondynka.- Jestem Jessic’a West.- podniosła wzrok, wbijając go we mnie.
Nagle wszystko nabierało sensu. Przez moją głowę, zaczęły- jak na filmie- przelatywać obrazki. Wiedza, jaką Jess miała O Max’ie. Oboje blondyni. Podobny kolor oczu. Taki sam dołek w prawym policzku…Nawet to, że nigdy nie byłam, ani u Jess, ani u Max’a w domu, prawdopodobnie dlatego, że mieszkają razem… Trochę czasu stałam będą w szoku. Kiedy wróciłam na ziemię, zapytałam:
-Dlaczego?? Dlaczego nie powiedzieliście mi, że…że…- z powrotem usiadłam na swoim miejscu.
-Jesteśmy rodzeństwem.- Max zabrał głos.- Nic nie mówiliśmy, bo byliśmy pośmiewiskiem prawie całego miasteczka. „Bogacze, których zostawili rodzice.” Po czasie to ucichło. Do szkoły przyjeżdżali coraz to nowsi uczniowie. To, co stało się w przeszłości, dotknęło nas oboje i nie chcieliśmy do tego wracać. Dlatego też, Jessic’a West wyjechała na dobre, za to przyjechała Jessic’a Lion…
-Tylko nieliczne osoby, które pozostały w tych stronach, wiedziały o mojej prawdziwej tożsamości…- dokończyła blondyna.
-Przecież mogliście mi powiedzieć. Wyjaśnilibyście mi to, tak jak zrobiliście to przed chwilą i nie byłoby soboty spędzonej w domu, myśląc, co przede mną ukrywacie… Dlaczego mi nie powiedzieliście? Przecież mówiłam, że możecie mi ufać…- Max podszedł do mnie, ukucnął przy moich kolanach i obejmując dłońmi, moje dłonie, pocałował je, a potem zaczął głaskać.
-Nie wiedzieliśmy jak na to zareagujesz. Baliśmy się, że cię stracimy, przez naszą cudowną przeszłość…- kątem oka spojrzałam na Jess. Zakrywała usta ręką, a na policzkach błyszczały się łzy. Mimo to, uśmiechała się.
-Jess, co się dzieje??- zapytałam. Max odwrócił głowę i spojrzał na…siostrę…
-Płaczę z dwóch powodów: przez wspomnienia i ze szczęścia. Zakrywam usta, żeby nie wybuchnąć. Ze szczęścia płaczę, bo tak cudownie razem wyglądacie…-pociągnęła nosem-…dlatego też się uśmiecham.- Uśmiechnęłam się, Max chyba też to zrobił, po czym odwrócił się z powrotem do mnie.
-To jak??? Bardzo się gniewasz???
-Wracając to tematu, tego, jak zareagowałabym na waszą przeszłość: byłam wcześniej skrzywdzona i też mam przeszłość, która zostawiła na moim sercu dużą bliznę. Z tego wniosek: nie zdarzyłoby się coś takiego jak odrzucenie was z mojej strony.- popatrzyłam głęboko w niebieskie, prawie chabrowe oczy.- Rozumiem was. Nic nie doprowadzi to tego, żebyście zniknęli z mojego życia.
-Czyli, że miedzy nami nie ma zmiany??? Tak???- Jess podeszła do nas z nadzieją w oczach. Wyrwałam się z rąk Max’a i rzuciłam się mojej przyjaciółce na szyję.
-Jasne, że nie ma zmiany. Wszystko jest po staremu. No, poza nowa informacją o was.- oderwałam się od blondynki i spojrzałam na stojącego już koło nas Max’a. Uśmiechnęłam się do niego, potem do Jess…
Niby to była tajemnica. Są rodzeństwem i nie powiedzieli mi o tym, ale patrząc na zdarzenia przeszłe, wybaczam im. Też dotknęła mnie niezbyt przyjemna przeszłość i w pełni ich rozumiem. Też chciałam ukryć to, co się stało z Lewis’em przed całym światem. Fakt, złapałam doła i mam do nich o to żal. Ale resztę im wybaczam. Znów wszystko jest po staremu… Oczywiście, mam jeszcze w sobie to uczucie, które towarzyszyło mi po usłyszeniu kłótni, związanej z tajemnicą…
                                                                                              (…)
-Dzięki, że wszystko mi wytłumaczyliście, bo już miałam zamiar zerwać z wami kontakt na pewien czas.- powiedziałam, kiedy podchodziliśmy do drzwi. Jessic’a szła przed nami, trzymałam Max’a za rękę.
-Mówiłam, żebyśmy przyszli dzisiaj, to ty nieeeeeeeee, powiemy jej jutro. Tchórz!!!- Jessica, wskazała palcem na Max’a. Uśmiechała się przy tym szczerze, zapewne szczęśliwa, że wszystko dobrze się skończyło. Ubrali się i już mieli wychodzić, kiedy nie powstrzymałam się dłużej i po prostu musiałam to zrobić. Pociągnęłam Max’a za rękę. Oparłam się o ścianę i spojrzałam w jego oczy. Uśmiechał się, a w jego oczach tańczył iskierki. Już mieliśmy kontynuować, kiedy przypomniało mi się o obecności jeszcze jednej osoby. Spojrzałam w stronę otwartych drzwi, w których stała Jess. Ocknęła się, spojrzała na mnie świadomie i wywróciła oczami:
-Tak jasne, jasne. Gołąbeczki…Czekam w samochodzie.- i wyszła.
Zaśmiałam się krótko, chłopak mi zawtórował. Pogłaskał mnie po lewym policzku, wierzchem dłoni i zjechał do szyi, wplatając palce we włosy. Zbliżył się do mnie zamykając oczy. Kiedy wiedziałam, że już się nie wycofa, również zamknęłam oczy i po chwili poczułam jego usta.

Pocałował mnie lekko i powoli. Miałam wrażenie, że nasze usta do siebie pasują jak ulał. Jego wargi były ciepłe i miękkie. Jak zrobione z najdelikatniejszego materiału. Ich dotyk przyprawiał mnie o dreszcze na plecach, biegnące wzdłuż kręgosłupa. Po kilku ruchach, wspólnego delikatnego tańca, oderwaliśmy się od siebie. Popatrzyłam w jego roześmiane oczy. Oparł czoło o moje i wyszeptał:
-Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że wszystko dobrze się ułożyło.
-Ja się cieszę bardziej.- mrugnęłam do niego, sprzedałam buziaka i popchnęłam w stronę drzwi.- Leć już.- zaśmiał się.
-Widzimy się jutro.- ostatni raz na mnie spojrzał i wyszedł, pozostawiając po sobie zamknięte drzwi.
Po chwili nadal wpatrując się w wiszący w zawiasach, brązowy blat usłyszałam dźwięk odpalanego silnika i odjeżdżającego samochodu. Uśmiechnęłam się sama do siebie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz