poniedziałek, 30 grudnia 2013

XII. Odwiedziny i przemyślenia.

-Luke???!!!- krzyknęłam upuszczając komórkę na podłogę, po czym rzuciłam się wujkowi na szyję. Zaczął się śmiać. Ściskałam go mocno, prawie wbijając się w skórę. Luke trzymał mnie pod łopatkami, oplatając ramionami tak, że wisiałam na nim z ugiętymi nogami.
-Mała udusisz mnie!!- na chwilę wzmocniłam uścisk do granic możliwości i puściłam. Wujek postawił mnie na nogach.
-Co ty tu robisz???- spojrzałam na niego z uśmiechem.
-Przyjechałem w odwiedziny.- ruszyliśmy do salonu.- Pojutrze mieli mnie posłać w delegację na drugi koniec Ameryki Południowej. A, że do was mam po drodze, to wybrałem się wcześniej.- uśmiechnął się.
-Ale zajebiście!!!!- uściskałam go w pasie. Tak jak kiedyś, jak byłam małą dziewczynką.
-Dobrze, dobrze!!!- mama weszła pomiędzy nas i oboje objęła rękami w pasie.- Luke na kanapę, Karen wyrażaj się, Chris przycisz tę grę.- dopiero teraz zauważyłam, że na kanapie siedzi mój brat.- Za 10min przyjedzie pizza, tata poszedł do wypożyczalni po kilka horrorów, gdzieś w piwnicy powinny być zapasy, coli, wina i piwa. Kto skoczy???
-Ja!!!!!- wydarłam się podnosząc rękę. Rzuciłam torbę, na podłogę, i ruszyłam w stronę piwnicy. Weszłam za schody, otworzyłam drzwi i poczułam chłód. Jak to zawsze w piwnicach bywa, tak i w naszej, było zimno. Wzięłam skrzynkę i załadowałam osiem puszek coli, sześciopak Heineken’a i trzy wina, włoskie, hiszpańskie i francuskie. Udźwignęłam jakoś ten ciężar i wróciłam tą samą drogą, zatrzaskując drzwi nogą.- Jestem!!!!- krzyknęłam, kiedy ponownie znalazłam się w salonie. Nagle koło mnie coś wybuchło. Mało nie opuściłam skrzynki.- Jezu!!!
-To tylko ja!!! Ale często jestem mylony.- Chris stał koło mikrofalówki i uśmiechał się jak idiota. Otworzył drzwiczki, a nam ukazało się wnętrze całe w niedopieczonym jeszcze popcornie.- Torebka się rozdupcyła…- zaśmialiśmy się. Pokręciłam głowa i postawiłam skrzynkę koło niskiej ławy w salonie.
-Wróciłem!!!!- usłyszeliśmy głos taty.- Spotkałem po drodze dostawce pizzy.- powiedział wnosząc pięć pudełek okrągłego ciasta z dodatkami i siedem filmów.
Wybraliśmy „Straszny film 5”. Komedia i horror w jednym ;) Wieczór spędziłam najlepiej jak mogłam sobie wymarzyć. Cała rodzina, pizza, cola, piwo, film, wygłupy, śmiechy itp. No po prostu świetnie. Obejrzeliśmy kilka filmów, więc trochę się zeszło, ale następnego dnia sobota, także siedzieliśmy prawie do 1 w nocy. Potem każdy z nas totalnie padnięty poszedł do łóżek. Nawet sprzątanie na jutro zostawiliśmy. Usnęłam z uśmiechem na ustach. Luke przyjechał, spędziłam zajebiaszczy wieczór i ani razu nie pomyślałam o tym, co stało się, po wyjściu ze szkoły.
                                                                                                              (…)
Zabawne, jak szybko poukładany, idealny świat może zniknąć. Za sprawą, jednej tajemnicy pomiędzy dwojgiem bliskich ci ludzi, kolorowe królestwo, może rozsypać się jak domek z kart, pod wpływem lekkiego podmuchu. Myślicie pewnie, że chłopak, który robił praktycznie, wszystko, żeby być z tobą, nie może tak po prostu zaprzestać wszystkiemu. Otóż nie! Jak się okazuje, może. Może mówić i pokazywać, że jest wniebowzięty trzymając cię za rękę lub całując cię, jako swoją dziewczynę, ale tak naprawdę, za plecami skrywa tajemnicę (nie mówię, że każdy chłopak). Mało tego, tajemnicę wspólnie z twoją najlepszą i jedyną przyjaciółką. Dziewczyną, której zwierzałaś się ze swojej przeszłości, na którą mogłaś liczyć w każdej, nawet najgłupszej trudności życiowej, której pomagałaś po zerwaniu z chłopakiem, z którą napisałaś wiele referatów i wypracowań…wszystko może zniknąć. Wystarczy tylko podsłuchać, pierwszą lepszą piątkową kłótnię za szkołą. Tylko tyle…jedno popołudnie i wszystko zmienia się diametralnie. Nagle życie z powrotem jest do dupy. Tak naprawdę nigdy nie wiesz, czy jeszcze kiedykolwiek będziesz wiedziała wszystko o twoich najbliższych. Nie wiesz, czy jeszcze kiedykolwiek będziesz w stanie komuś zaufać. Bo niby, po co??? Żeby zaufać, a potem przez czysty przypadek dowiedzieć się, że jednak byłaś oszukiwana. Max mi obiecał…obiecał, że mnie nie skrzywdzi. A, ja mu zaufałam i jak na tym wyszłam??? Spędziłam cały weekend w domu. Jednak nie płakałam. Obiecałam to sobie, nie będę ryczeć. Nie wyszłam na sobotnią huczną imprezę w znanym każdemu klubie, nie wyszłam z Kevin’em na piwo i kawę, nie pojechałam z Luke’iem i Chris’em do kina, nie zrobiłam nic!!!! Poza tym, ze wujek siłą wyciągnął mnie na spacer po lesie, nie ruszyłam się z czterech ścian. Kevin’owi powiedziałam, że muszę parę rzeczy przemyśleć- nie będę go przecież okłamywać. Zrozumiał i nie naciskał. Leżałam całą sobotę i całą niedzielę na łóżku, brzuchem do góry i myślałam nad moim popieprzonym życiem… Dlaczego mi się nic nie układa???!!! Dlaczego zawsze muszę dostawać w cztery litery???!!! Co ja, komu zrobiłam???!!! …
                                                                                         (…)
W sobotę rano, zamówiłam sobie nowe wypasione słuchawki, bo stare po pamiętnym upadku, na podłogę w piątkowe popołudnie, kiedy to zwisałam na Luke’u jak małpka, nie nadawały się do użytku. Dostawa była w niedzielę wieczorem. Punktualnie o 19:30 usłyszałam dzwonek do drzwi. Akurat siedziałam w salonie i gadałam z mamą o wypadzie na miasto, żeby wywołać zdjęcia.
-To do mnie. Otworze.- i w podskokach dotarłam do drzwi.- Słuchaweczki, słuchaweczki, moje nowiuteńkie słuchaweczki…- po otwarciu drzwi zamarłam…Max i Jessica…
-Hej Karen. Musimy pogadać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz