poniedziałek, 30 grudnia 2013

X. Bal cz.3.

W piątkowy wieczór, kiedy to grzecznie i kulturalnie szykowałam się na bal, w samej koronkowej bieliźnie i z ręcznikiem na głowie, usłyszałam krzyk mamy:
- Karen!!! Kevin do ciebie!!!”- Kevin??? A, co on tu robi o tej porze??? Odłożyłam lakier do paznokci i wstałam z łóżka. Zarzuciłam szlafrok i krzyknęłam:
- Wpuść go!!!
Chwilę potem do moich uszu dobiegło pukanie. Coś się naprawdę musiało stać, bo Kevin bardzo rzadko puka do moich drzwi. Jeśli już to robi, to tylko, kiedy szykuje się afera. Ruszyłam przed siebie i chwile po tym, pociągałam za klamkę. Moim oczom ukazał się zielony Kevin. Wpatrywał się w przestrzeń przerażonym wzrokiem, opierając się jedną ręką o framugę, ledwo stał na nogach. Mimowolnie moje brwi uniosły się do góry. Tymczasem przyjaciel stał tak nic nie mówiąc. Nie wytrzymałam długo.
-Kevin do cholery. Co się stało???- chłopak jakby uderzony ocknął sią i jeszcze nieprzytomnym wzrokiem spojrzał na mnie.
-Co???
-Wyglądasz jakbyś przed chwilą zjadł 3kg galaretki, a później zobaczył kosmitów pożerających ludzi. Co się stało???
-Idę na bal…
-Ta. To wiem. I co dalej???
-…z…
-Z???….Kevin wykrztuś to z siebie albo przywalę ci patelnią!!!
-Z Jessic’ą.- moje zdziwienie sięgnęło zenitu, a jednocześnie chciało mi się śmiać.
-I to, dlatego wyglądasz jakby podeptał cię renifer???- spytałam patrząc jak jest ubrany. Wytarte jeansy, stary podkoszulek z dwoma dużymi i kilkoma mniejszymi dziurami, kilkuletnie adidasy, a do tego jeszcze rozczochrana czupryna i zielone kolorki. Nieźle:) Uśmiechnęłam się.- Wejdź.- dokończyłam wpuszczając go do środka.
-Boże kochany zaprosiłem ją na bal.-powiedział roztrzęsiony, siadając na łóżku.
-Przecież, dla ciebie to nie nowość. Miałeś wiele dziewczyn…
-No, tak, ale…Jess jest wyjątkowa. Trochę szurnięta i zwariowana, ale słodka i zabawna. I ten uśmiech…
-Czekaj, czekaj. Czyżby mój drogi przyjaciel szukający tej jedynej, wybrał właśnie moją naj???- spojrzał na mnie nieśmiało.
-Nie jesteś zła?? Prawda???
-Ja?? A niby, za co??? Ale wiesz, ten związek nie potrwa długo, jeśli pójdziesz z nią na bal w takim stanie.- zaśmialiśmy się.
-A ty???
-Co ja???
-Idziesz sama???- spuściłam wzrok.
-Nie.- uśmiechnęłam się.
- No, to, z kim???
- Z takim jednym…
-Karen…gadaj albo pójdę po garnek. Będzie bardziej boleć niż patelnią..
-Idę z Max’em.- mój przyjaciel doznał szoku.
-Ja…ja przepraszam, że jestem zszokowany, ale jakim cudem??? Znaczy, wiem, że się lubicie, a nawet więcej, ale to jest bal i będą tam wszyscy no i…
-Mogą powstać plotki, wiem. Nowa zjawia się w mieście i po kilku tygodniach ma największe ciacho na widelcu, przywiązane na smyczy do łóżka.- wzruszyłam ramionami- Zaprosił mnie, a ja nie potrafiłam odmówić. Swoją drogą bardzo szybko się zgodziłam.- nastała chwila ciszy. Każde z nas, pogrążyło się w swoich myślach. W końcu wzięłam głęboki wdech.- Dobra. Muszę się szykować, ty też musisz się szykować, także- powiem brzydko- wypad stad.- zaśmialiśmy się. Oboje wstaliśmy i ruszyliśmy do drzwi. Kiedy Kevin już stał za progiem powiedziałam- Jakby coś to pamiętaj. Wdech i wydech.
-Ha ha. Bardzo śmieszne Karen, naprawdę. – zaśmialiśmy się. Chłopak ruszył do schodów, a ja zamknęłam drzwi.
Odwróciłam się z uśmiechem. Cieszyłam się jak nie wiem. Moja przyjaciółka idzie z moim przyjacielem na bal. Gdzieś tam w głębi, zawsze chciałam żeby byli razem. A ja??? Idę na ten sam bal z Max’em. Chłopakiem, który zaintrygował mnie, jak tylko pierwszy raz go zobaczyłam. Blond włosy, szczery uśmiech, zawsze na luzie, lekka chrypka i te niebieskie, prawie chabrowe oczy. Pomimo traumy z poprzednim chłopakiem, zgodziłam się na wspólną zabawę. 
Rozmyślałam tak dalej, kończąc malować paznokcie. Kiedy usiadłam przy toaletce, postanowiłam zacząć od włosów. Wysuszyłam je i podkręciłam lokówką. Zabrałam je z tyłu, wysoko w niedbały kok, a wszystkie nierówności, przypięłam czarnymi, drobnymi wsuwkami. Z przodu zostawiłam dwa, kręcone pasma. We włosy, wpięłam cienką, tasiemkę z fioletowymi koralikami. Powieki pomalowałam na fioletowo, podkreśliłam czarną kreską, rzęsy potraktowałam maskarą, usta błyszczykiem i mogłam praktycznie wychodzić. Spojrzałam jeszcze w lustro. Wow…Jessica źle na mnie działa. Coraz częściej chodzę na zakupy, noszę błyszczące ciuchy i się maluję. Ale, nie powiem. Całkiem nieźle wyglądam. Haha nieeeźle :) Sięgnęłam do pokrowca, gdzie wisiała moja sukienka. Założyłam ją i po chwili szłam do drzwi, na wpół zgięta, zapinając szpilki. Boże, przecież ja się na tym czymś zabiję, zanim dotrę na bal. Założyłam drobny naszyjnik z serduszkiem i cienką bransoletkę.  Sięgając po skórkę wiszącą na moim wieszaku koło drzwi, usłyszałam kolejny krzyk.
- Karen!!! Max do ciebie!!!- odkrzyknęłam krótkie:
- Zaraz zejdę!!!
Zabrałam torebkę z błyszczykiem, chusteczkami, proszkami od bólu głowy i telefonem, który wyjęłam i zaczęłam pisać wiadomość do Jess. Schodząc po schodach wystukiwałam literki na klawiaturze: „Max przyjechał. Zaraz wychodzę.” I spojrzałam w górę. Pokonałam schody i teraz stałam naprzeciw blondyna.  Najprawdopodobniej mama dała mu szklankę z wodą, która wylądowała na jego koszuli, kiedy mnie zobaczył.
-Usz, cholera.- szepnął, patrząc na mokrą koszulę. Był ubrany normalnie: biała koszula, czarne spodnie od garnituru, marynarkę, lakierki i… fioletowy krawat. Jego oczy wpatrywały się we mnie, tuż po tym, jak przestudiowały wygląd koszuli. Oblewał mnie ciepłym spojrzeniem, od góry do dołu i z powrotem. Popatrzyłam na siebie.
-Coś nie tak???- zapytałam.
-Nie…nie….wszy…wszy…Wszystko jest w jak najlepszym porządku.- na początku jak na kacu, plątał słowa, ale potem się ocucił i złożył całe zdanie.
-No, to dobrze. Idziemy???- zadałam kolejne pytanie pokazując na drzwi, z telefonem w ręku, który w tym samym czasie zawibrował. „My też już wychodzimy. Widzimy się na miejscu :*”, uśmiechnęłam się i odpisałam „Oki :*”.
-Osz ty w mordę.- usłyszałam męski głos za moimi plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam brata. Wytrzeszczał gały, jakby UFO widział. Zaśmiałam się.- Gościu, coś ty zrobił z moją małą siostrzyczką???- dokończył, zwracając się do Max’a. Ten w odpowiedzi tylko wzruszył ramionami. W drzwiach stanęli moi rodzice, tata obejmował mamę.
-Nasza córcia nam dorasta.- zaczął tata.- Niedługo, wyleci z gniazdka.
-Taato. Daj spokój. Dobra idziemy???- popatrzyłam na blondyna.  Kiwnął głową. Podeszłam do niego, objął mnie ramieniem i otworzył drzwi.- My lecimy!!!
-Tylko kolego pamiętaj, łapy przy sobie!!!!- krzyknął mój tata. Walnęłam się w czoło, otwartą dłonią.
-Jezu, Max przepraszam cię za tatę. On już tak ma. Natura.- popatrzyłam na niego.
-Nie ma sprawy.- odpowiedział.- No, przemyślałaś??
-Ale co??? -usiadłam za nim na motorze.
-Przemyślałaś wszystko o…no wiesz, o nas???
-Coś tam myślałam. Pogadamy później.- i ruszyliśmy.
                                                                  (…)
Sala była cudna. Dominował czerwień, ciemny-pomarańcz, biel i fiolet. Na środku wisiał wielki, szklany żyrandol, z którego zwisały czerwone i fioletowe grube taśmy, przywiązane z obu stron sali. Co chwilę w moje oczy wrzynały się czerwone i fioletowe światła reflektorów. Środek sali był pusty, po bokach stał okrągłe stoły, po cztery krzesła, każdy. Zarówno stoły, jak i krzesła nakryte były białymi obrusami z ciemnopomarańczowymi różyczkami na falowanych końcach. Na oknach, z sufitu i przy drzwiach wisiały kolorowe lampki. W prawym rogu pod oknami, stał DJ, który na razie cicho puszczał wolną muzykę. Nie było jeszcze tłumów. Trzy pary rozmawiały, ze sobą, od czasu do czasu wybuchając śmiechem, grupa chłopaków stała opierając się o parapety, czworo nauczycieli rozmawiając, ze sobą stało koło drzwi, a dziewczyny, które albo czekały na swoich chłopaków albo przyszły same, siedziały przy stolikach i prawdopodobnie prowadziły dyskusje na temat ciuchów i paznokci. Po krótkiej obserwacji, zauważyłam także płatki róż na podłodze. Patrzyłam na pomieszczenie, nieświadomie trzymając rękę Max’a, który zaciągnął mnie do jednego, ze stolików. 
-Niedługo wracam.- szepnął, kiedy zajęłam miejsce i zniknął za drzwiami. Nagle wpadłam na pewien pomysł.
Wyciągnęłam telefon i napisałam SMSa
                „Hej Luke!!! Co u ciebie słychać???”
Nie czekałam długo na odpowiedź.
                „Hej Mała :* U mnie normalka. Roboty w ciul i zmęczony jestem, ale da się wytrzymać :) A jak u ciebie?”
Uśmiechnęłam się.
                „Biedaku mój :* U mnie??? Właśnie siedzę przy jednym ze stolików i czekam, aż wróci Max, bo gdzieś wypruł, a bal się dopiero rozkręca.”
                „Bal??!! Jezu kochany, muszę zapytać tego twojego przystojniaczka, co takiego ci zrobił, że poszłaś na bal!!”
                „Ha-ha-ha naprawdę baaaardzo śmieszne :) To raczej zasługa Jess, ale Max też ma w tym swój udział.”
                „Moja mała Karen dorasta. Nawet nie zauważyłem jak szybko z małej ciemnowłosej dziewczynki o dużych oczach, zmieniłaś się w piękną pannę, za którą ugania się, co drugi chłopak. Kocham cię Mała…”
Łzy cisnęły mi się do oczu na samo wspomnienie dzieciństwa. Luke, ja i Kevin, we trójkę na łące. Luke jeszcze młody (nie to, żeby był jakiś stary, po prostu młodziej wyglądał), my mieliśmy 6 może 7 lat. Wspólne zabawy, beztroskość, brak jakiegokolwiek przywiązania do czegokolwiek innego niż rodzina, zero problemów. Życie było wtedy dużo łatwiejsze…
                „Tęsknię za tobą Luke :’(” Szkoda, że cię tu nie ma :’(„
Otarłam, jedną jedyną, samotną łzę spływającą po moim policzku, w gardle miałam niemiły nacisk.
                „Ja za tobą też Mała. Nie smutaj się tylko korzystaj z zabawy na balu :) Miłego wieczoru :*”
Uśmiechnęłam się smutno. Brakowało mi go. Mojego wujka, części mnie, kawałka mojej duszy i życia, mojego…Luke’a
                „Dzięki :) Pozdrów ciocię :) Tobie również miłego wieczoru :*** Papatki :)”
                „No pa :*”
Odpisał krótko, a ja schowałam telefon z powrotem do torebki, bo właśnie nie wiadomo skąd, wrócił Max. Nawet nie zauważyłam jak zgasły światła, a sala zapełniła się ludźmi. Muzyka grała już głośniej. Niebieskooki wyciągnął do mnie rękę, kłaniając się.
-Mogę prosić???- w odpowiedzi zachiochotałam. 
Ujęłam jego dłoń i wstałam. Powędrowaliśmy na środek parkietu, zgrabnie wymijając sporą ilość tańczących par. Max przyjął fachową postawę, kiedy tylko zatrzymaliśmy się. Mamo!!! Dziękuję ci, że nauczyłaś mnie klasycznych tańców!!! Uśmiechnęłam się do niego i w chwili, kiedy DJ zagrał mocniejszy dźwięk, nasze ciała prostując się i sztywniejąc, przylgnęły do siebie. Potem poszło jak z płatka. On do tylu, ja do przodu i na odwrót, piruety itp. Jak to zwykle w tańcach klasycznych bywa. Na koniec zrobiłam potrójny piruet i wylądowałam w jego ramionach, prostując jedną nogę, drugą zginając. Czyli w rezultacie wisiałam na jego rękach z jedną nogą w górze, on stał nade mną pochylony. Oboje dyszeliśmy. Niby to taniec klasyczny, a jednak męczy. Kiedy wróciliśmy-że tak powiem- to postawy pierwotnej, wokół nas rozbrzmiał szum braw. Dopiero wtedy zorientowałam się, że tańczyliśmy tylko my, reszta stała w kółku, oglądając całe przedstawienie. Uśmiechnęliśmy się i wróciliśmy do stolika, Max poszedł po coś do picia.
-Patrzcie, państwo, nasza tancerka.- usłyszałam damski głos, który rozpoznałam w tempie natychmiastowym. Odwróciłam się i ujrzałam Jess i Kevina. Moja naj miała na sobie ubrania, które kupiła wczoraj, a mój przyjaciel wyglądał tak jak Max. Z tą różnica, że Kevin miał turkusowy krawat.
-Gdzie wyście byli???- zapytałam, kiedy uścisnęłam moich przyjaciół.
-Aaa tu i tam.- odezwała się Jess patrząc znacząco na Kevina….Okeeej, nie wnikam.- Taaaa…więc, zaczynamy zabawę???
-Jasne. Tylko, to nie będzie taka prawdziwa zabawa. To jest bal, a nie…- szukałam odpowiedniego słowa.
-Spoko luzik maleńka. Odreagujemy potem jakąś imprezą na mieście.- Jessica mrugnęła do mnie, po czym zaciągnęła w tłum.
                                                                        (…)
Bal, jak to bal wolny spokojny przytulany taniec, przeplatany z nieco szybszymi ruchami. Aż w końcu klimat drastycznie się zmienił. Czerwień i biel zostały zastąpione przez kolory niebieskie i ciemnozielone. Kolorowe lampeczki przybrały zimniejsze kolory. Światła całkowicie zgasły, paru chłopaków usunęło stoliki z pomieszczenia, muzyka gwałtownie się zmieniła. Łagodne i słodkie dźwięki zostały zastąpione przez, ciężkie i głośne nuty. Po sali przebiegł okrzyk zadowolenia i pogwizdywanie. Wszyscy zaczęli rytmicznie podskakiwać z rękami w górze. Kiedy „kawałek” się skończył, DJ zabrał głos:
-A teraz kochani, niespodzianka, czyli wasze klimaty!!!!! Zaczynamy zabawę!!! No jeszcze młoda, bawcie się!!!! Łoooo!!!!!- i znów puścił muzykę.
Mam nadzieję, że wiecie, jak jest na imprezach i co się dzieje, bo nie mam najmniejszej ochoty opisywać, co miało miejsce na tej. Dlaczego??? Bo było tego duuuużo. Szaleństwa, wygłupy, tańce i takie tam. Wszystko skończyło się około 4 rano. Kiedy na sali zostało tylko parę osób do sprzątania, a moi przyjaciele usunęli się do domu, zajęłam miejsce na czarno srebrnym motorze, obejmując Max’a w pasie i odjechaliśmy z terenu szkoły. Do domu dojechaliśmy w niecałe 10min. Mój towarzysz zatrzymał pojazd nieco dalej, bo naszło go na spacerek. Wariat. Szliśmy wolnym krokiem w świetle latarni, wokół nas grały świerszcze. Całkiem romantyczna atmosfera. W pewnym momencie Max wziął mnie za rękę. Splotłam swoje palce z jego, co spowodowało, że wzmocnił uścisk.
-Więc?? Co będzie dalej??- zaczął rozmowę.
-Ale, z czym??- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Z nami.- weszliśmy na dróżkę prowadzącą do moich drzwi wejściowych.
-Aaaam, myślałam o tym i…
-I???
Owszem, myślałam o tym. Rozważałam wszystkie za i przeciw, wszystkie plusy i minusy. Nie dawało mi to spokoju. Z jednej strony Lewis, z drugiej, pożądanie miłości. Lewis zniszczył moje życie, zamknął mnie na miłość przez parę dobrych miesięcy. Wspomnienie o nim, nie pozwalało mi żyć jak normalna nastolatka. Nie pozwalało mi się zakochać, przyjąć czyichś uczuć. Przez pewien czas byłam rozdarta na pół, ale po dłuższym zastanowieniu…
-Doszłam do wniosku, że…
-Że??? Karen, do cholery, ja zaraz dostanę świra. Wykrztuś do z siebie. Powiedz tak i włóż mnie w końcu do swojego życia, albo zaprzecz i walnij z prawego sierpowego, po czym odwróć się i każ spadać. Jeśli nie odezwiesz się przez następne pięć minut, padnę przed tobą na kolana i będę błagał o litość…
-Tak.
-Świetnie tylko bądź delikatna….Zaraz, co??- popatrzył na mnie jakby nic nie usłyszał.
-Tak. Powiedziałam tak.- podniósł brwi, a w kąciku jego ust zaczął krążyć uśmiech.
-Czy to znaczy, że..że my…- wywróciłam oczami, przybliżyłam się do niego i pocałowałam.
Żarliwie, z utęsknieniem. On zrobił tak samo. Tęskniłam za nim. Za jego miękkimi i idealnie wyrobionymi wargami, za jego ciepłymi dłońmi na mojej talii, miękkimi, jasnymi włosami, które przelewały się pomiędzy moimi palcami, oddechem, który głaskał mój policzek, kiedy mnie całował. Wkrótce oderwaliśmy się od siebie. Jak to po pocałunku bywa, oboje dyszeliśmy. Przyłożył swoje czoło do mojego, miałam zamknięte oczy, więc, kiedy poczułam jego skórę otworzyłam je. Oddychał ciężko z zamkniętymi oczami.
-Czyli, jesteśmy…- zaczął.
-Razem.- dokończyłam, jego powieki uniosły się. Jeszcze raz mnie pocałował.- Muszę lecieć.
-Tak, ja też. Chociaż w domu nie ma nikogo poza moim bratem, padam z nóg.- uśmiechnął się i wyprostował.
-Na razie.- pocałował mnie w czoło i prawie w podskokach skierował się w stronę motoru.
Uśmiechnęłam się, nie wierząc w to, co się stało. Jestem z chłopakiem, który najprawdopodobniej został właśnie częścią mnie.
Czy wyjdzie mi to na dobre??? Nie wiem, zobaczymy jak Max sprawdzi się w praktyce. Przekonam się, czy postąpiłam słusznie, ufając mu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz