poniedziałek, 30 grudnia 2013

IX. Bal cz.2.

-Karen???!!!- Max odwrócił się na krześle, nie wstając z niego. Kiedy uświadomił sobie, że to naprawdę ja, w jego oczach pojawiło się przerażenie.
-Ja.- nie zmieniłam postawy.
-Co, co ty tu robisz??
-Miałam kółko artystyczne, a ty, zdaję się od godziny jesteś w domu.- podniosłam brwi, lekko się uśmiechając.
-Eeeee, bo wiesz….ja….mam….miałem….nic…nic ci nie….
-Masz zespół.- zamilkł.- I to wy wygraliście.
-Aaaa, bo…- uciszyłam go gestem ręki.
-Nie produkuj się, nie tłumacz. Tylko, powiedz mi, dlaczego nic wcześniej nie mówiłeś???
-Boo…-przełknął ślinę, odłożył gitarę i wstał.- Bo, to miała być niespodzianka. To miało być coś szczególnego dla ciebie, miałem już wszystko zaplanowane, a tu nagle się zjawiłaś.- przeczesał włosy ręką, zabierając je z czoła.- Ja…kurde, to miało mieć swój cel i nawet nadarzyłaby się okazja. Graaaał…- warknął zakładając splecione dłonie na kark, głowę odchylił do tyłu, w tym samym czasie wykonując obrót. Już miał zacząć dalszą część dylematu, kiedy postanowiłam interweniować.
-Hej.- podeszłam do niego i obejmując go w pasie, przytuliłam jego smukłe i wysportowane ciało. Przez cienką koszulkę, czułam jego mięśnie brzucha.- Nic się nie stało. Nie tłumacz się i zostaw tę tajemnicę, do zrealizowania.- dokończyłam trzymając głowę, przy jego klatce piersiowej, tak, że słyszałam jego bijące serce. Objął mnie rękami i przytulił do siebie.
-Na pewno??- kiedy głos wydobył się z jego gardła, klatka piersiowa lekko zawibrowała.
-Na pewno. Będę udawać, że nic o tym nie wiem.- odchyliłam głowę i mrugnęłam do niego. Już miałam zamiar coś zrobić, już nasze twarze dzieliły centymetry, kiedy wszystko legło w gruzach przez dzwonek mojego telefonu.
-Halo??- odebrałam, nie patrząc, kto dzwoni.
-No, gdzie ty jesteś??- po drugiej stronie była Jess. W tle zatrąbił samochód i było słychać szum.
-Jeszcze w szkole a co…- i przypomniało mi się.- O kurczę!!! Zapomniałam!!! Jess sorki, już pędzę. Gdzie jesteś???
-Na przystanku. Czekam, masz 20 min.
-Jasne.- i rozłączyłyśmy się.
Pożegnałam się z Max’em i wybiegłam z budynku szkoły pędząc 100/1h :) Równe 20min, zajęło mi dotarcie do przyjaciółki. Znowu przywitałyśmy się całusem w policzek i ruszyłyśmy w stronę centrum handlowego. Po drodze kupiłyśmy po rogaliku francuskim i zjadłyśmy go popijając Cappuccino. Kontynuowałyśmy drogę i po 10min wolnym krokiem, wchodziłyśmy przez wielkie szklane drzwi. Przed nami rozpościerały się schody, prowadzące w górę, a potem spadające w dół. Na ich szczycie były dwa sklepy z AGD i RTV. Ominęłyśmy je zdejmując skórki, bo było ciepło i skręciłyśmy w pierwszą uliczkę, pełną sklepów. Taaaa, kolejne zakupy. Ostatnio za często na nie chodzę. No, ale cóż. Na ogłoszeniu było wyraźnie napisane: sukienki, szpilki i małe torebki. A, takowych rzeczy nie posiadam. Weszłyśmy do sklepu z ubraniami wyjściowymi i już na wystawie można było zauważyć szykowne kreacje, jak np. czarna świecąca sukienka, bez rękawów, zapinana z tyłu, suwakiem biegnącym przez całą długość sukienki. Jednak moja przyjaciółka szukała czegoś odpowiedniego i opuściłyśmy lokal z pustymi rękami.
                                                                              (…)
-Długo jeszcze będziemy tak latać, ze sklepu do sklepu??- zapytałam wycieńczona, siadając na ławce, drugiego piętra. Minęło kilka godzin, a my dopiero na drugim piętrze. Zostały jeszcze dwa. O matko…
-Jeszcze jeden sklep tutaj i z tego, co pamiętam dwa na trzecim i trzy na czwartym.- wyszczerzyła się w odpowiedzi- No, chyba, że znajdziemy coś wcześniej.
-Chcesz mnie dobić.
-Oj rusz się!!!- krzyknęła, z uśmiechem pociągając mnie za rękę. Poddałam się i wstałam, po czym ruszyłam za nią. Kierowałyśmy się, do sklepu z butami. Zrobiłam minę cierpiętnicy, patrząc jak trzy dystyngowanie panie przymierzają wysokie szpilki.
-Em, Jess. Czy to jest konieczne??- zapytałam przyglądając się jak, moja przyjaciółka, ogląda ze wszystkich stron i różnych kątów, kremowe szpilki ze złotym paskiem.
-Tak.
-Ale…
-Tak. Mówię tak, to tak.- wywróciłam oczami i przekręciłam głowę.
Los chciał, że mój wzrok spadł, na czarne plecione szpilki z dwoma klamerkami z boku. Nie wiedzieć, dlaczego, strasznie mi spodobały, choć nie jarałam się butami tego typu. Może to dlatego, że nie były one jakieś szczególne jak, przypuśćmy, dziesięciocentymetrowe srebrne szpilki z dwoma szerokimi, czarnymi paskami biegnącymi po długości buta. Uśmiechnęłam się i podeszłam do czarnych szpilek. Miękkie i lekkie w dotyku.
-Jess. Już mam.- powiedziałam podchodząc do przyjaciółki po przymierzeniu butów, z pudełkiem w ręku. Jessica wytrzeszczył oczy, mówiąc, że nie spodziewała się takiego zwrotu akcji…
Wyszłyśmy ze sklepu z dwoma parami butów. Ja z upolowanymi szpilkami, a Jess z podobnymi tylko, że w turkusowym kolorze, ze złotymi klamerkami. Śmiałyśmy się, rozmawiając o ostatnich wydarzeniach. Idąc w stronę sklepu z sukienkami, który znajdował się na następnym piętrze, zaczęłam rozmowę o Kevinie i jego stosunkach z moją przyjaciółką.
-Ej, ale ja mówię poważnie. To uczucie, jakie się między wami…tworzy…może doprowadzić do czegoś więcej. Ty będziesz czuła się lepiej po zdradzie Drake’a, a Kevin, w końcu zajmie się czymś więcej niż moimi problemami i grą na komputerze.- tłumaczyłam, kiedy oglądałyśmy kolorowe sukienki. Swoją drogą, żadna nie przypadła mi jeszcze do gustu.
-Tak, tak wiem. Ja doskonale wiem, że ty chciałabyś być naszą świadkową, na ślubie. Ja wiem….- odpowiedziała, oglądając turkusową sukienkę z czarnym pasem. Ślubie???!!!
-Łoł, łoł, łoł. Hej, jakim ślubie?? Nie wybiegaj tak daleko w przyszłość i nie zabieraj mojego przyjaciela w swoje szpony, aż tak szybko.- zaczęłyśmy się śmiać.
Nagle wpadła mi w ręce fioletowa sukienka krótsza z przodu, dłuższa z tyłu, zakończona falowaniami, ściągana pod biustem, gdzie na środku, była srebrna gwiazdka. Miała cienkie ramiączka i była zrobiona z dość cienkiego materiału. Przymierzyłam ją  w czasie, kiedy Jess przymierzała wspomnianą już wcześniej sukienkę do połowy uda. Ten sklep również opuściłyśmy z ciuchami w torbach. Nie musiałyśmy szukać dalej, więc przeszłyśmy, a właściwie przejechałyśmy ruchomymi schodami, na następne, czwarte piętro. Jess zaprowadziła mnie do sklepu z kosmetykami, gdzie kupiłam sobie srebrny lakier do paznokci i okrągłe srebrne kolczyki z fioletowymi kryształkami w kształcie łez, które zwisały po trzy z każdego kolczyka. Oczywiście zabiegane wariatki zapomniałyśmy o torebkach, więc kiedy wychodziłyśmy, na parterze zahaczyłyśmy o sklep z torebkami, torbami, plecakami, walizkami itp. Wybrałam dość skromną, czarną torebkę na długim, cienkim paseczku, zapinaną na suwak błyskawiczny. Dół miała cały w różyczki, a na grubym, gładkim pasku u góry torebki, pośrodku była kokardka. Spodobała mi się w trybie natychmiastowym. Jessica również upolowała czarną torebkę i obie opuściłyśmy centrum handlowe z zakupami. Na zewnątrz trochę się schłodziło, co spowodowało, że musiałam założyć cienki sweterek pod skórkę. Wracałyśmy do domu śmiejąc się i opowiadając wymyślone, ściskające od śmiechu żołądek, historie.
                                                                              (…)
-Dzięki, za zakupy. Uwielbiam się Jess.- przytuliłam ją, kiedy stałyśmy na rozwidleniu dróg. Ja szłam w prawo, Jess w lewo.
-Nie ma sprawy. To była czysta przyjemność. Polecam się na przyszłość.- mrugnęła do mnie.- Dobra, ja lecę. Na razie.- pocałowałyśmy się w policzek na pożegnanie i rozeszłyśmy się. Szłam do domu niecałe 10min i nim się obejrzałam, już wchodziłam do domu.
-Łohoh!!!!- tata wydał z siebie zduszony krzyk.- Widzę, że zakupy się udały. Po co ci tego tyle???- tata podnosił wzrok znad gazety. Siedział na kanapie z nogami, na niskiej ławie. Mamy jeszcze nie było, bo siedziała dłużej w pracy.
-Tato, po pierwsze tego nie jest aż tak dużo. A po drugie, jutro wieczorem jest bal i muszę na niego iść i…- urwałam.
-Iiii???- dopytywał się tata. Uświadomiłam sobie, że od samego początku zakupów nie sprawdziłam telefonu. Szybkim ruchem wyjęłam go z kieszeni spodni i wytrzeszczyłam oczy. 40 nieodebranych połączeń i 15 widomości. 10 nieodebranych od Kevina i 30 od Max’a. Plus 5 SMSów od przyjaciela, reszta od blondyna.
-…i właśnie muszę lecieć.- ocknęłam się i nie czekając na odpowiedź, ruszyłam do pokoju. Rzuciłam torby na podłogę i siadając na łóżku wybrałam numer do Max’a.
-No patrzcie, patrzcie!!!! Kot tu się odezwał??- usłyszałam jego głos po dwóch sygnałach.
-Przepraszam, ale wciągnął mnie wir zakupów z Jess.- odpowiedziałam.
-Taaaaaaaa, baby.- zaśmiał się cicho. Zawtórowałam mu.
-To, co??? Zgoda??
-Nom. Jest ok.
-Dzwoniłeś bardzo dużo razy. Stało się coś??
-Leże w szpitalu z rozciętą głową, złamaną nogą i wstrząsem mózgu.- gwałtownie usiadałam prosto.
-Co???!!!- zaczął się śmiać.
-Hahah, żartuję.- odetchnęłam z ulgą.
-Wariat.- zaśmiałm się krótko.
-Ale, tak na poważnie, to chciałem zapytać czy….
-Czy???
-…czy nie poszłabyś, nie poszłabyś ze mną…- jąkał się.
-Taaak???- uśmiechnęłam się szeroko.- No, wyduś to z siebie.
-Na bal??
-Co??- wiedziałam, o co zapytał, ale chciałam usłyszeć całość.
-Chciałem zapytać, czy nie poszłabyś ze mną na bal???- wykrztusił w końcu.
-Jasne.- odpowiedziałam od razu. Czekałam, aż mnie zaprosi. Jednak wiedziałam, że nie musi tego robić i w razie czego, poszłabym sama.
-Serio???
-No pewnie.- uśmiechnęłam się.
-Bomba.
-Tylko włóż fioletowy krawat.- zaśmiałam się.
-Ale, dlaczego fioletowy???
-Nie ważne. Po prostu załóż.
-Ok. Nie wiem, co kombinujesz, ale ok.
-No, grzeczny chłopiec.
-Haha, ma się to złote i potulne serduszko.- zaśmialiśmy się.
-Dobra Max, muszę kończyć. Widzimy się jutro w szkole.
-No dobra. Na razie.
-No, hej.
-Kolorowych snów.
-Dzięki.- uśmiechnęłam się i rozłączyłam.
Jutro czekał mnie bardzo ciekawy dzień. Piątek- mało lekcji, luźny dzionek i jeszcze do tego bal. No!!! Należy też zwrócić uwagę, na to, z kim idę na ten bal. Swoją drogą, szybkość z jaką zgodziłam się z nim pójść, była dość zaskakująca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz