poniedziałek, 30 grudnia 2013

VIII. Bal cz.1.

Niedzielę spędziłam w domu. Gadałam z Jess, Kevin’em, a nawet Chris’em. Później przyszedł poniedziałek, wtorek i środa. W czwartek poszłam do szkoły, czując coś dziwnego. Nie wiedziałam, co to było. Nie strach, nie panika, radość czy smutek. To COŚ nie miało definicji.
-Hej Karen!- Jessica, przywitała mnie tuż po tym, jak przekroczyłam bramę szkolną.
-Hej Jess. Masz jakieś plany na dziś???- pocałowałyśmy się w policzek na przywitanie.
-Najpierw przetrwamy na lekcjach, potem do domu, najprawdopodobniej trzeba będzie odrobić lekcje i wypad na miasto!!!
-Bomba.- uśmiechnęłam się.
-A!! Pomiędzy pierwszym, a drugim etapem dnia, ma być jakiś apel czy coś.
-Aha spoko. Czyli zapowiada się nuuuudny dzień.- zaśmiałyśmy się i weszłyśmy do budynku.
Pokonywałyśmy korytarz w wolnym tempie, noga za nogą. Kiedy weszłyśmy do klasy, gdzie miałyśmy fizykę, okazało się, że Kate była z rodzicami w weekend na ściankach wspinaczkowych i złamała nogę. No!! Chociaż jedna dobra wiadomość, tego dnia. Pierwsze trzy lekcje, minęły normalnie. Na matmie stałam przy tablicy, na geografii zarobiłam pałę, bo przez sobotę (wielkie dzięki Max) zapomniałam o pracy domowej. W stołówce usiadłam razem z Jessic’ą i Kevin’em. Kiedy moi zakochani, co było widać na kilometr, przyjaciele rozmawiali zacięcie nawet nie wiem o czym, zauważyłam Max’a, który właśnie wszedł na stołówkę, z plecakiem na jednym ramieniu. Od razu odstawiłam puszkę Pepsi i walczyłam ze sobą. Czy wstać, podejść i przywitać się, na oczach wszystkich, czy jednak zrobić to na osobności??? W końcu wybrałam drugą wersję, kiedy obiekt moich obserwacji, zgadał się z kumplami. Stał z jedną nogą opartą na podłużnej ławce. Łokieć opierał na zgiętym kolanie. I znów, ta luźna postawa, uśmiech, błysk w oku. Podszedł do niego kolega i podał puszkę, śmiejąc się i mówiąc coś do niego. Max lekko uderzył go w brzuch, kiedy odchodził, a ten znów coś powiedział do niebieskookiego. Wtedy popatrzył na mnie. Jego niebieski wzrok obalał mnie ciepłym strumieniem. Ruszył w moją stronę, powoli, cały czas patrząc na mnie. Kiedy w końcu dotarł na miejsce, wpatrywałam się w niego, zadzierając głowę, do góry (wysoki był, tym bardziej, że siedziałam, a on stał).
-Hej Karen.- przywitał się. Miałam odpowiedzieć, ale…
-Siemka stary!!!!- krzyknął Kevin i przybili sobie piątki. Popatrzyłam na nich zdziwionym wzrokiem, uśmiechając się.
-No, co????- Kevin wzruszył ramionami- Mieliśmy razem trening. No, i się poznaliśmy na dobre.- potrząsnęłam głową i ponownie zwróciłam uwagę na Max’a.
-Chciałeś coś??- zapytałam.
-Nie, tylko wiesz. Mój kumpel przyszedł z puszką Pepsi i oznajmił, że cały czas mnie obserwujesz, więc uznałem, że pomogę ci w decyzji i sam do ciebie przyjdę.- Kevin zakrztusił się wodą, Jess zaczęła kaszleć, po właśnie zachłystnęła się sałatką, a ja siedziałam jak ten dureń.
Max wyszczerzył się widząc reakcję moich przyjaciół. Debilka!! Przecież każdy mógł widzieć, jak przeszywałam Max’a wzrokiem. Ja jednak widziałam tylko jego. Ech…no nic, może dużo osób tego nie zauważyło. Rozejrzałam się, jakbym mogła zyskać pewność. Nagle rozległo się długie i wysokie piśnięcie, po którym na całą stołówkę dało się słyszeć głos dyrektorki.
-Uwaga, Uwaga!!!! Ogłaszam, że z okazji 20 rocznicy wygranej naszej szkoły w turnieju tańców klasycznych w piątek o godzinie, 21:10 organizujemy bal. Jest obowiązkowy, więc oczekujemy obecności wszystkich osób. Szczegółowe informacje znajdziecie na tablicach ogłoszeń, na parterze i pierwszym piętrze.- wstałam razem z Jess i Kevin’em, mówiąc Max’owi, że musimy już iść. Przytaknął. Kiedy pchnęłam drzwi, od stołówki, by opuścić, zatłoczone pomieszczenie, pełne stolików i jedzenia, zatrzymaliśmy się, bo znów rozległ się piskliwy odgłos:
-Zapomniałam dodać, że przesłuchania, na jesienny koncert wygrał zespół… „We Are The Best”!!!! Gratulujemy!!!!!- i cała sala oszalała. Albo mi się wydawało, albo chłopaki, z którymi gadał Max, najbardziej się cieszyli?? Czyżby…ale, nie Max nic nie mówił, że ma zespół. Potrząsnęłam głową i wyszłam z moją trzyosobową paczką.
Reszta dnia minęła tak samo. Miałam godzinę dłużej, z kilkoma osobami z kółka artystycznego. Umiałam malować, więc nie będę marnować talentu. Właśnie, po skończonych lekcjach, kierowałam się do schodów, ze szkicownikiem w ręku, kiedy usłyszałam cichy dźwięk gitary, dochodzący z klasy, którą mijałam. Zatrzymałam się, marszcząc brwi. Kto jeszcze był w szkole o tej porze???? Zajrzałam przez szybkę, do wnętrza. Na jednym z krzeseł tyłem do drzwi, siedział wysoki chłopak. Gitarę opierał na jednym kolanie, na drugim opierał łokieć ręki, która płynnymi ruchami kreśliła linie na kartce w pięciolinie. Co chwilę, chłopak odrywał rękę od kartki i grał jakiś kawałek na gitarze, dokonywał poprawek i znów wracał do kartki. Po dłuższym przypatrzeniu się, poznałam go………Max, to on. Po moim długim szoku, chłopak odłożył długopis, i zagrał całość. W połowie cicho weszłam do klasy, modląc się by drzwi nie skrzypiały. Były całkiem cicho. Weszłam i oparłam się o ścianę bokiem, zakładając ręce na piersi. No patrzcie, nie powiedział mi. Ciekawe, dlaczego?? Wysłuchałam utworu do końca i odezwałam się.
-No, no, no…patrzcie, kogo tu mamy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz