poniedziałek, 30 grudnia 2013

VI. Zakupy z Jessic'ą.

Sobota. Nareszcie !!! Mogłam się wyspać. Wstałam około 10. Luke’a i rodziców przywitałam w piżamie, rozwalonym wysokim koku, na wpół śpiącą i z ciepłymi skarpetkami na nogach
-Hej, śpiąca królewno.- Luke uścisnął mnie w pełni ubrany, z ciemnymi okularami na oczach.
-Heeej. Idziesz gdzieś???
-Niunia, dziś wyjeżdżam. Muszę załatwić parę spraw.- jeszcze się nie obudziłam, więc myślałam, że mi się przesłyszało.
-Słucham??-zapytałam, a kiedy treść odpowiedzi była taka sama, nie mogłam w to uwierzyć.-Dlaczego??? Przecież miałeś zostać do końca roku.
-Hej, i tak jestem tu dłużej o trzy tygodnie. Mam żonę i obowiązki. Muszę wracać. Ale będziemy was z ciocią odwiedzać. I proszę, nie utrudniaj mi wyjazdu i nie dyskutuj ze mną.- powiedział, po czym przytulił mnie. Wychodząc krzyknął jeszcze, że wróci za godzinę, pożegnać się i zabrać rzeczy, i zniknął.
-Kiedyś się na niego zdenerwuje.- warknęłam idąc do lady.
-Karen, będzie dobrze. Przecież powiedział, że będą nas odwiedzać.- bezskutecznie pocieszył mnie tata, kiedy ja robiłam sobie kawę.
-No wiem, ale to nie to samo. Nie będzie mnie witał, co rano, nie będzie robił pysznych śniadań, nie będzie opowiadał wieczornych kawałów przy pizzy, nie będzie wysłuchiwał durnych historii ze szkoły.- żaliłam się siadając przy stole.
-Moje biedactwo.-powiedziała mama, pocałowała mnie w czoło i z kubkiem w ręce opuściła dom. 
Potem przyszedł jeszcze Chris, tata wybył gdzieś, prawdopodobnie na piwo z kolegami z pracy, a ja ogarnęłam swój wygląd i miałam się brać za lekcje, kiedy zadzwonił mój telefon.
-Jak zdróweńko paróweńko ???- usłyszałam głos mojej przyjaciółki po drugiej stronie.
-W porządelu serdelu.-odpowiedziałam. Zaśmiałyśmy się.
-Masz jakieś plany na dziś??
-Właściwie, to miałam odrabiać lekcje, potem sprzątać, a na wieczór mieliśmy się wybrać rodziną do kina. Moja mam wymyśliła takie rodzinne wypady w jedną sobotę miesiąca.- wyjaśniłam kręcąc się na fotelu.
-Lekcje??!! Kim jesteś i, co zrobiłaś z Karen?? W sobotę chcesz odrabiać lekcje?? Pogwizdało cię???
-Nie. No, to w takim razie, co proponujesz???
-Zakupy!!!!- wydarła się tak głośno, że zaczęło mi piszczeć w uchu.
-Wariatka. No, w sumie ok. Za ile się spotykamy???
-Przyjdę do ciebie. Ok??
-Jasne. Czekam.
-Papa.- i rozłączyłyśmy się.
Swoją droga, przerażały mnie zakupy z Jessic’ą. Pewnie nie da mi tknąć nawet jednej bluzy. Niestety uświadomiłam sobie to po fakcie. Stanęłam przed szafą. Po dłuższym czasie, sterczenia bezwładnie gapiąc się w stertę ciuchów, wybrałam jasne jeansy rurki i szary top na ramiączka. Poszłam do łazienki, ochlapałam się wodą, związałam włosy w wysokiego kucyka i po pół godzinie (stłukłam zapachową świeczkę i musiałam posprzątać) opuściłam pomieszczenie w pełni ubrana i gotowa. W pokoju, zaczęłam szukać po kątach i nierozpakowanych jeszcze walizkach, kasy i w rezultacie nazbierałam około ośmiu stów. Hm, powinno wystarczyć.
-Karen!!!!! Przyszła Jessica!!!- zawołał Chris, który jako jedyny był w domu. No, poza mną.
-Idę!!- odkrzyknęłam i wybiegłam z pokoju w kierunku schodów. Na dole czekała na mnie Jessica, w luźnej tunice w drobne kwiatki i czarnych leginsach. Na nogach oczywiście, jak to ona, założone miała paskowate buty na koturnach.
-Ale fajny.- stwierdziła, kiedy opuściłyśmy dom.- A ty mówiłaś, że wcale nie.
-Ale co??
-No, twój brat.
-Żartujesz prawda?? Powiedz, że żartujesz.
-Nie. A, co?? Jest, aż tak źle??
-No…w sumie to nie. Już nie. Wcześniej to była masakra, ale teraz mój braciszek, chyba złagodniał.
-A, no widzisz.
-Ale, ty mówisz, o moim bracie. Lepiej powiedz, jak u ciebie i Kevin’a.
-Co??!! U mnie i Kevin’a?? Przecież my się tylko kumplujemy.
-Taaaak. Kumplujecie. Hahahaha. Skarbie, znam tego chłopaka, od kiedy biegaliśmy po podwórku w pieluchach, a nawet wcześniej i wierz mi, żadnej dziewczynie, po trzech tygodniach znajomości, nie pożyczył bluzy, bo było jej zimno. Z żadną nawet nie tańczy, po tak krótkim czasie, tego waszego „kumplowania się”.- powiedziałam, przy dwóch ostatnich słowach, pokazując na palcach niewidzialny cudzysłów.
-Co masz na myśli??
-Tooooo…że moja jedyna przyjaciółka i mój najlepszy przyjaciel, się w sobie zabujali!!!
-Wcale nie!!!
-Wcale tak!! I nie kłóć się ze mną. Ja swoje wiem i potrafię rozpoznać takie sytuacje.
-Ale…
-A!! Powiedziałam coś.
-No, dobra. Nie mam siły i ochoty dzisiaj się z tobą sprzeczać.-wzięła głęboki wdech.- No, dobra, a teraz trochę o tobie. Co tam u Max’a?? Słyszałam o waszym wybryku w kafejce.- stanęłam jak wryta. Jakim cudem mogłam zapomnieć??!!
-O cholera.- szepnęłm sama do siebie.
-Karen?? Wszystko ok??- Jessica złapał mnei za ramię.
-Umówiłam się dzisiaj z Max’em. Miał mnie gdzieś zabrać. Kompletnie o tym zapomniałam.- walnęłam się w czoło, otwartą dłonią.
-No to masz problem.
-Uhhh i to jaki.
-Nie o tym mówię. Znaczy o tym też, ale jest coś innego.- popatrzyłam na nią, marszcząc brwi. Wskazała palcem przed siebie. Spojrzałam w tamtym kierunku. Max. Stał przy motorze, wieszając kask na kierowniku.
-Osz ty w dupę.- szepnęłam.- Spadamy, zabierz mnie stąd.
-O nie. Nie będziesz tchórzyć. Idziemy.- pociągnęła mnie za ramię.
-Nie, nie, nie, nie, stój Jess.- ale było już za późno. Max nas zauważył. Chwilę potem, stałam przed nim, jak przed sądem. Był wpatrzony we mnie.
-Gotowa???- zapytał i jego wzrok spadł na stojącą obok mnie Jessic’e, która od dłuższego już czasu tłumaczyła moją sytuację- Hej Jessica, mówiłaś coś???- wyrzuciła ręce i oczy ku niebu.
-Ja się zabije. Zakochani. Miłość, a po, co ona, komu.- o nie!!! Patrzcie ją, specjalistka się znalazła!!!
-O przepraszam cię bardzo !!! To ty podrywasz mojego przyjaciela !!!- zaprotestowałam wytykając ją palcem.
-Uhhh, ty zawsze wiesz co powiedzieć!!
-Czyli się przyznajesz ?? Hahaha, wiedziałam!!!!
-Hej. O, co chodzi??? Pokręciłem coś??? Nie byliśmy umówieni???- nagle odezwał się Max. Uwielbiam tę jego chrypkę…
-O nie!!! Ona jest dzisiaj moja!!!- spojrzała na zegarek.- Za dwie godziny zamykają górny sklep z butami i wyprzedażą. Dotarcie na miejsce zajmie nam jakieś pół godziny, czyli masz 20 min na wyjaśnienie wszystkiego. Ja nie będę się drugi raz produkować.- założyła ręce na piersi. Nastała chwila ciszy. Nagle znów spojrzała na mnie.- No, na co czekasz???- wywróciłam oczami i wzięłam głęboki wdech.
- Max posłuchaj. Umówiliśmy się wczoraj, że dziś spotykamy się pod moimi drzwiami, dokładnie pięć minut temu, owszem.- zaczęłam tłumaczyć spoglądając na zegarek w komórce.- Ale, po drodze jeszcze doszła zarwana nocka, z…O Mój Boże…z moim bratem- w tym momencie uświadomiłam sobie ten straszny fakt. Przegadałam 3/4 nocy z Chris’em!!!!- i jeszcze wyjazd Luke’a, z którym mam nadzieję zdążę się pożegnać i tak to wszystko się pomieszało, że w rezultacie umówiłam się z Jessic’ą, a o tobie, za…zapomniałam.- spuściłam głowę, nie odrywając wzroku od Max’a, który zacząć się sztucznie zastanawiać i czekałam na wyrok.
-Hmmm….no, w sumie, mogę ci wybaczyć. Ale przekładamy spotkanie na wieczór…
-Yyyy wieczorem wychodzę na rodzinny wieczór.
-5 min.- wtrąciła się Jess.
-A postarasz się wrócić na 21.00 ???- zapytał uwodzicielskim głosem, przybliżając się do mnie i kładąc dłonie na talii.
-Max przestań. Nie mogę się skupić.- powiedziałam, kiedy w mojej głowie powstał kłąb myśli, zrobiło mi się gorąco, a po plecach przebiegł dreszcz.
-Wyrobisz się na 21.00 ???- zapytał ponownie tym samym tonem.
-Wyrobię. Obiecuję.- powiedziałam po dłuższym czasie milczenia, kiedy zebrałam w sobie siły na trzeźwą odpowiedź.
-No, to idziemy.- Jessica bez chwili czekania, pociągnęła mnie w stronę następnego budynku.
-Czekam!!!- krzyknął za nami chłopak.
-Na razie!!!!- odkrzyknęłam mu.
                                                                                                         (…)
-Czy ty zwariowałaś???- spytałam, kiedy stanęłyśmy w wejściu jednego z największych sklepów w centrum handlowym.
-Nie.- odparła z błyskiem w oczach.
-Dziewczyno przecież tutaj jest, co najmniej 3.000.000 ciuchów.- jęknęłam patrząc na wieszaki pełne bluzek, spodni, sukienek, szalików, apaszek, bluz itp.
-Tym lepiej, mamy czas.- odparła ciągnąc mnie za rękę w głąb sklepu.
-Tak, do 19.00.- szepnęłam wywracając oczami.
-Do której???!!!
-Do 19.00 bo o 20.00 musimy być w kinie, a droga trwa pół godziny no, więc musimy wyjść o 19.00.
-Aha…hmm kurde szkoda, że tak krótko.- krótko??!! Cztery godziny to dla niej krótko!!! Wariatka!!!- no, ale nic. Zdążymy ci znaleźć jakąś kieckę na wieczór.
-Ale, po co??? 
-Słodka, największe ciacho w szkole, zabiera cię Bóg wie gdzie, a ty chcesz iść w…
-Jeansach i ciepłej bluzie.- dokończyłam tym samym przerywając jej wypowiedź.
-Nie załamuj mnie. Proszę!!!
-Jess bądź rozsądna. A jak zabierze mnie nad klif albo coś, to myślisz, że będę łazić po krzakach i drzewach w sukience???- spytałam i założyłam ręce na piersi.
-No fakt…-przyznała.
                                                                                                                       (…)
„Mangus Bane wziąłby go bez zastanowienia.” Pomyślałam oglądając różowy szalik, cały w cekiny. Ostatnio przeczytałam Sagę Dary Anioła. Uśmiechnęłam się. Rozejrzałam się za przyjaciółką. Nic, nigdzie jej nie było. Pewnie się utopiła w tym morzu ubrań. Wariatka. Przez te 20min w sklepie, wpadło mi w ręce parę bluz, koszulek a nawet dwie pary spodni. Przeszłam do następnego rzędu wieszaków.
-Zobacz, zobacz, zobacz.- usłyszałam pisk Jessi’ci za moimi plecami. Odwróciłam się i moim oczom ukazał się długa do pół uda, fioletowa sukienka bez rękawów, zasłaniająca całą szyję. W pasie miała gruby turkusowy pas, ze srebrną klamerką. Popatrzyłam niepewnie na przyjaciółkę a potem sięgnęłam do metki…O Chryste.
-Jess, na Boga zlituj się. To kosztuje fortunę.- wzruszył ramionami.
-To, co?? Dziś szalejemy. Jak kupię tą sukienkę, teraz, to zostanie mi na później.- rzuciła bez zastanowienia i odwróciła się w stronę przebieralni.
Teraz zauważyłam, że na drugim ramieniu wiszą świecące sukienki, bluzki, a także- ku mojemu zdziwieniu- spodnie. Pokręciłam z uśmiechem głową i odwróciłam się do bluzki, którą oglądałam, lecz ona zniknęła z mojej ręki. Podniosłam wzrok, kiedy usłyszałam chichot. Kate.
-Ojoj, chciałaś ją kupić??? Wybacz mi, to nie twój rozmiar, a zresztą, Max lubi taki kolor, ale on bardziej pasuje do czarnych włosów. Paaaa.- i odwróciła się.
Miałam ochotę, skoczyć jej na barana i udusić. Jej szpilki stukały o drewnianą podłogę sklepu, a krótka, skórzana spódniczka, marszczyła się to z lewej, to z prawej, przy wykonywanych ruchach. Wzięłam głęboki wdech i z ilością ubrań, które miałam zajęłam jedną z wolnych przebieralni. Mierząc ciuchy zastanawiałam się, dlaczego Kate jest taka uparta. Ja rozumiem, Max jest przystojny, ma zajebisty charakter i wie, czego chce, ale żeby być aż tak nierozumnym i nachalnym, jak Kate?? Przecież to, że jest szkolną DIVĄ, nie znaczy, że pierwszy lepszy, chłopak, który jej się podoba, jest od razu, przeznaczony dla niej. Max ma swoje życie i sam podejmuje decyzje, co chce robić i z kim być. W mojej głowie, pojawił się obraz zachowania czarnowłosej wtedy w kafejce, po tym jak na jej oczach pocałowałam Max’a, a on to odwzajemnił (:D). Ubzdurała sobie ich wirtualny związek, prawdopodobnie tylko, dlatego, że szkolne ciacho ją odrzucało. Ciekawe ilu osobom nagadała tych głupot?? W końcu dojdzie do tego, że po szkole będą latać plotki, że Max zdradza Kate ze mną. Osz kurcze…Zapomniałam!!! Miałam pogadać (nawrzucać i nakrzyczeć) z Drake’iem. Uhhh, przeklęta krótkometrażowa pamięć. Z ubrań, które wybrałam tylko jedne spodnie odpadły, za krótkie nogawki. Odwiesiłam je na miejsce i podeszłam do kasy. Stojąc w kolejce, dostałam SMSa. Jessica.
                                                                              „Czekam na zewnątrz”
                                                                                              „OK”
Odpisałam szybko, zapłaciłam i opuściłam sklep. Jess stała oparta o barierkę przed sklepem. Centrum handlowe, miało pięć pięter, z czego ostatnie, to były kafejki, cukiernie, McDoland i KFC. My byłyśmy na trzecim piętrze.
-Sklep na górze już zamknęli, więc trzeba zjechać na drugie.- zaczęła rozmowę.
-Ok, co teraz kupujemy??
-Buty.- i znowu ten błysk w oczach.
Jęknęłam cicho i podążyłam za nią. Po drodze kupiłyśmy po francuskim rogaliku i kawie, po czym weszłyśmy do jednego z czterech sklepów, które miałyśmy zwiedzić. Reszta dnia wyglądała tak samo. Buty, buty, buty i jeszcze raz buty. Moja szanowna przyjaciółka kupiła chyba z dziesięć par szpilek, i trzy pary butów na koturnach. Jezu!!! Ja zostałam przy dwóch parach trampek i- o dziwo- jedną parę butów na koturnach, które naprawdę mi się podobały. O 19:00 opuściłyśmy centrum i ruszyłyśmy w stronę domu. Nie chciało nam się tachać tych zakupów na piechtaka, więc wzięłyśmy taksówkę. Świetnie bawiłam się z moją przyjaciółką, pomimo tego, że nie przepadam, za tego rodzaju zakupami. 
-Jestem!!!- krzyknęłam wchodząc do domu.
-Do dobrze. Ubieraj się kochanie.- mama paradowała po domu w czarnej bieliźnie i jasnych rajstopach.
-Jasne.- i pognałam do pokoju.
Wybrałam ciemne jeansy i czerwony golf. Umalowałam się lekko, podkręciłam włosy i pokonałam schody. Na dole czekali rodzice. Tata krzyknął na Chris’a żeby się pośpieszył i w rezultacie po pół godzinie, siedziałam w kinie, pomiędzy mamą, a bratem, (z którym dzieliłam popcorn, Chris chyba się zmienił) oglądając komedię pt.”Powiedz tak”. Film nawet, nawet przyjemnie się go ogląda. Opuściliśmy kino rozmawiając o wszystkim, a jednocześnie o niczym. Powiedziałam mamie, że o 21:00 wychodzę z kolega, a ona jakby troszcząc się o mnie, spytała:
-Jesteś pewna??
-Tak. Mamo na pewno.
-Ale, przecież mówiłaś, że po tym, co zrobił ci Lewis, nie chcesz na razie chłopaka.
-Lewis, to był, jest i będzie dupek, a Max obiecał mi, że mnie nie skrzywdzi.
-No dobrze. Ale, gdyby coś się stało, pamiętaj, że możesz do mnie przyjść, nawet w środku nocy.
-Wiem, dziękuję mamuś.
Wróciliśmy do domu w dość krótkim czasie. Pierwsza dopadłam drzwi i pokonałam odległość dzielącą mnie od pokoju w tempie ekspresowym. Nie zmieniałam spodni, tylko zamiast czerwonego golfu, założyłam białą, zwiewną bluzkę, cienką apaszkę w czarne grochy i zrobiłam sobie makijaż. W pewnym momencie, usłyszałam warczenie, parkującego motoru. Upuściłam tusz do rzęs. Cholera, dzięki Bogu, się nie rozlał. Trzęsącymi się rękami, posprzątałam wszystko. Dlaczego się tak denerwuję??? Zeszłam ze schodów, założyłam trampki, skórkę i otworzyłam drzwi. Za progiem stał jasnowłosy, wysoki chłopak, o niebieskich oczach, który na mój widok uśmiechnął się i zapytał:
-Jedziemy???

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz