poniedziałek, 30 grudnia 2013

IV. Impreza i oranżeria.

Ciemna sala, kolorowe reflektory, bar, napoje, alkohol, scena, DJ, tańczące tłumy. Impreza. W starym, znanym klubie. Przyszła, choć dziś środek tygodnia. Jess poszła tańczyć, ja zostałam pod ścianą. Byłam ubrana w czarne rurki i czerwony top, a do tego luźna, zwiewna i krótka, czarna, niezapinana kamizelka i powiem, że było mi trochę ciepło. A do tego jeszcze rozpuszczone włosy. Czekałam, czekałam, czekałam i doczekać się nie mogłam. Oglądałam tańczące, przytulające się, a nawet całujące się pary, wokoło mnie. Leciał właśnie jakiś wolny kawałek, więc wszyscy kleili się do siebie, niczym dwa kawałki plasteliny.  Wzdrygnęłam się. Moja przyjaciółka znalazła sobie partnera. Stałam przy wejściu, z założonymi rękami na piersi. Wystukiwałam jakiś rytm stopą i prawie podskakiwałam w miejscu, czekając . Sześciu chłopaków ze szkoły podchodziło do mnie i prosiło o wspólny taniec, jednak za każdym razem jakoś się wywijałam. Jessica przyniosła mi drinka, jednak nie naciskała żebym poszła z nią do baru. Wiedziała, dlaczego tu stoję.  Dopijałam zimny napój, kiedy koraliki przyczepione do góry wejścia, zabrzęczały wesoło. Odwróciłam się i moje marzenie się spełniło. Przyszedł z dwoma kumplami. Jamie’m i Nathan’em. Jego złote wręcz włosy, lśniły i migotały w różnych kolorach reflektorów. Niebieskie oczy iskrzyły się jak diamenty.  Ubrany był w białą luźną koszulę z czarnymi wykończeniami i z rozpiętymi pierwszymi czterema guzikami, i czarne spodnie. Ręce trzymał w kieszeniach. Na twarzy widniał błogi uśmiech. Kolejna rzecz, jakiej się o nim dowiedziałam. Ubóstwiał zabawy, imprezy, dyskoteki. Nogi aż mnie świerzbiły, żeby do niego podejść, poprosić do tańca, a w rezultacie pocałować. Nie! Nie mogłam. Ledwo go znałam, rozmawiałam z nim dwa, może trzy razy i już chciałam…(głośne przełknięcie śliny) całować. Nie, nie, nie, nie i jeszcze raz nie. Nie mogłam się zakochać. Nie po zdarzeniach z Lewis’em. Wtedy też mnie do niego ciągnęło. Do czasu…Do czasu, kiedy to przyciąganie zaprowadziło mnie do jednego z pokoi hotelowych, gdzie dużą grupą pojechaliśmy na ferie. Wtedy bez namysłu i pukania weszłam i zobaczyłam jego z Melissą, moją DAWNĄ najlepszą przyjaciółką. A jednak, pomimo tego, teraz, kiedy przede mną stał złotowłosy, nowo poznany chłopak o niebieskich oczach, moje serce waliło jak oszalałe. Jakbym właśnie zakończyła szybki wyścig. Musze tam pójść, zatańczyć z nim, najlepiej wolnego, napić się siedząc koło niego, śmiać się, wygłupiać, żartować właśnie z nim. Z Max’em West’em, którego poznałam, w dzień moich urodzin, które w rezultacie okazały się najlepsze. Musiałam iść. Jeden krok, drugi, trzeci…STOP! Nie bądź nachalna. A, jak coś odwalisz? A, jak weźmie cię za zwykłą, łatwą, napaloną panienkę?? Zatrzymałam się i dyskretnie, aczkolwiek gwałtownie odwróciłam głowę, kiedy jego niebieskie spojrzenie spoczęło na mnie. Los chciał, że przez przypadek mój wzrok padł na Jessic’ę, która tańczyła z…O Matko i Józefie Święty! Tańczyła z Kevin’em! I to w dodatku wolnego! Obejmowała jego szyję obiema rękami, jego dłonie spoczywały na jej talii, kołysali się w prawo i lewo, robiąc długi obrót. Oboje byli uśmiechnięci i o czymś rozmawiali. Ubrana była w czerwoną sukienkę sięgającą połowy uda, która przy wykonywanych ruchach lekko falowała. On ubrany był jak…on. Czyli, jeansy i koszula (w podkoszulku byłoby mu za gorąco i niewygodnie). Patrzył na Jess, z czymś TAKIM w oczach. Czyżby miłość? A, może zwykłe zauroczenie. Uśmiechnęłam się. Kontem oka zauważyłam, że w moją stronę ktoś zmierza. Mimowolnie odwróciłam głowę i klnąc na swój los, uświadomiłam sobie, że to Max. Podszedł do mnie powoli, jakby niepewnie, jednak, kiedy już dotarł, oparł się o ścianę, przy której stałam i wbił we mnie wzrok.
-Przyszłaś.- powiedział z wyraźną ulgą. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
-Przyszłam. Musiałam.
-Dlaczego??- wzięłam głęboki wdech.
-Hmm. Coś mnie tutaj ciągnęło.
-Coś, czy ktoś?- podniosłam brwi.
-Do, czego zmierzasz?- zamknął oczy, wziął głęboki wdech i wydech, przeczesał włosy ręką i znów spojrzał na mnie.
-Mówiłem ci już, dlaczego, przykułaś moją uwagę. Nie rozmawialiśmy zbyt dużo, ale kiedy stoisz obok, to mam takie wrażenie, jakbym…jakbym cię znał od zawsze, wiedział o tobie wszystko. A, tymczasem, ty jesteś jak kawałek lądu na ziemi, na którym jeszcze nie byłem. Wiem, że jesteś, że istniejesz, ale nie mam zielonego pojęcia, co lubisz. Jaką muzykę, owoce, kawę? I chciałbym…dowiedzieć się tego w możliwy sposób. Nie wiem czy to odwzajemniasz, ale, no…lubię cię no.-nie powinno, ale zabolało. Ciekawe, co będzie dalej.- Chciałbym, żebyś trochę mi osobie opowiedziała, o zainteresowaniach, o hobby, o…życiu, przygodach, jakie przeżyłaś, opisała mi najwyższą górę, na jaką się wspięłaś…-wow. Nie wiedziałam, że chłopaka stać na taki monolog. Dobra! Wystarczy.
-Uhh. Zamknij się i zatańcz ze mną.- pociągnęłam go za rękę w głąb tłumu. Kiedy znalazłam odpowiednie miejsce, odwróciłam się do niego, położyłam jego rękę na mojej talii (z druga postąpił tak samo), a ręce zarzuciłam mu na szyję. Czyli wyglądaliśmy jak każda para tańcząca w tym pomieszczeniu.
-Czy to znaczy tak?-  zapytał z nadzieją w oczach.
-No, powiedzmy, że tak.
-To…super. Cieszę się.
-Tak, ja też.- nagle do głowy przyszła mi pewna myśl.- Słuchaj, mam takie pytanko. Kojarzysz Drake’a? Tego, o którym teraz huczy cała szkoła, że dopuścił się zdrady.- dziwnie to zabrzmiało, przyznaję.
-A! Ten. No, kojarzę. Co z nim? Zrobił ci coś?- jejku, to dopiero początek…przyjaźni (?), a on już się o mnie martwi. Słodko…
-Nie. Wszystko OK. Tylko, czy on zawsze był taki? Nawet z poprzednią dziewczyną?
-Czemu o to pytasz?- dopiero teraz zauważyłam, że patrzy mi prosto w oczy. O kurde. Te jego niebieskie tęczówki. Przeklęte serce! No, i czego tak walisz, co??!!
-Bo, zdradził dziewczynę, która jest moją przyjaciółką. No, i chciałabym wiedzieć, czy zrobił to z własnej woli, żeby sprać mu tyłek, czy to tamta zdzira go skusiła, żeby ewentualnie, pomóc mu dostać przebaczenie.
-Wow, masz dobre serce, jeśli chcesz przeciwstawić, się takiemu dryblasowi, dla przyjaciółki. Odpowiedź brzmi tak. Zawsze był taki. Bez względu na porę roku.
-A, co to ma do rzeczy?- wzruszył ramionami.
-A, ja wiem?- zaśmialiśmy się.
-Czyli jednak, będę musiała dać mu nauczkę. Tym lepiej, trochę rozrywki, pomiędzy nauką się przyda.-ponownie zaśmialiśmy się.
-Miałem rację. Lubię cię. Nawet bardzo.- spuściłam wzrok.
-Dzięki.
Później tańczyliśmy tylko we dwoje. Szybkie tańce i dwa wolne. Najciekawszy był rock’n’roll. Po ostatnim wolnym, Max nachylił się do mnie i szepnął.
-Chodź ze mną. Coś ci pokażę.- wbrew woli podążyłam za nim.
Wyszliśmy z sali, na wąski, ciemny korytarz. Max cały czas nie puszczał mojej dłoni i chwała mu za to, bo nie raz się śmialiśmy, kiedy potykałam się o stare, zniszczone kafelki podłogi. Wkrótce dotarliśmy do schodów. Chłopak bez namysłu podążył nimi w górę. Na ich końcu znajdowały się drzwi. Pchnął je wolną ręką i wyszliśmy na dach. Już wiedziałam, co chciał mi pokazać. Na dachu znajdowała się oranżeria. Wielki szklany budynek. Max otworzył drzwi i moim oczom ukazały się dzikie rodzaje kwiatów, krzewów, a nawet drzew, których nazw nie znałam. Blondyn nadal trzymał moją rękę i patrzył na mnie z uśmiechem. Idąc przede mną, odwrócony twarzą do mnie, wpatrywał się we mnie z rozbawieniem, zapewne przez moją minę. Oglądałam kolorowe kwiaty i krzewy rosnące w donicach dużych i małych, drzewa wznoszące się wysoko, ponad nasze głowy, lijany pokryte kolorowymi kwiatami, zwisające z sufitu i plączące się wokoło gałęzi, tworząc tym samym kolorowe łańcuchy, pomiędzy zielonymi, błyszczącymi koronami drzew. W pewnym momencie, przyłapałam się na tym, że szłam z otwartą buzią, więc pośpiesznie ją zamknęłam, co wywołało u Max’a cichy chichot. Gdzieniegdzie wisiały pomarańczowe, czerwone, różowe lub żółte lampiony. Na samym końcu stał niski murek. Murek?? A po wuj tam murek.
-Emm, nie chcę być wścibska, ale, po co tu murek??
-Zaraz zobaczysz.- powiedział Max, po czym nakazał mi usiąść. Posłusznie zajęłam miejsce na niskim murku.
Pomimo małego wzrostu było to jednak jakieś podwyższenie. Kiedy podniosłam głowę, moim oczom ukazało się całe miasto, oświetlone domy, bloki a nawet wieżowce. Ulice, uliczki, światła samochodów. Budynek, w którym znajdował się klub, przed chwilą przez nas opuszczony był dość wysoki, więc całą okolicę mieliśmy jak na dłoni. Max stał obok mnie oparty łokciami o murek i wpatrywał się w to samo miejsce, co ja.
-Wow. Jeszcze tylko brakuje wieży Eiffla.- udało mi się wykrztusić. Max zaśmiał się, po czym podniósł głowę.
-Spójrz w górę.- postąpiłam według jego woli i moim oczom ukazało się czarne niebo, okrągły księżyc i miliony, miliony gwiazd, które wesoło mrugały, jakby śmiały się z naszych min. Po krótkiej ciszy postanowiłam się odezwać:
-Więc…co teraz? Zgwałcisz mnie, potniesz nożem i porzucisz, po czym zwiejesz do innego stanu, a mi powiesz, że to wszystko- pokazałam ręką na oranżerię- to dla poprawienia mi humoru, kiedy będę się wykrwawiać leżąc bezwładnie pomiędzy kwiatami??- spuścił głowę śmiejąc się, zawtórowałam mu.
-Nie. Aż takim tyranem nie jestem.
-Więc, czemu mnie tu przyprowadziłeś??
-Chciałem ci coś pokazać. Jesteś tu nowa i musisz się zaaklimatyzować. A, ja nie zostawiam dam w opałach.- uśmiechnął się.
Przyznam, że uwiodła mnie jego uroda. Ale teraz, zaczynałam go lubić, nie tylko przez złote włosy i dołeczek w prawym policzku, kiedy się uśmiechał. Był zabawny, umiał tańczyć, miał styl, ale nie był wypindrzony. Ale, w grę niezaprzeczalnie wchodziły te jego oczy…Karen!!! Uspokój się dziewczyno, co ty wyrabiasz??!! Jakim cudem to przyszło tak szybko?? Czy to w ogóle jest możliwe?? Czy możliwe jest tak szybko, tak nagle się…zakochać??? Nie!!! Nie, zakochałaś się!!! „A, właśnie, że tak!!” W mojej głowie rozbrzmiał głos Chris’a. Dobra, wróć na ziemię.
-Nie zostawiasz dam w opałach…Hmmmm. Złote serduszko.- zaśmialiśmy się.
-Zazwyczaj inaczej mnie nazywano.
-Zazwyczaj?? Czyli mam rozumieć, że każdą dziewczynę, jaka zjawiła się w tej okolicy traktowałeś w ten sposób???- założyłam ręce na piersi i wbiłam w niego wzrok. Naprawdę byłam ciekawa odpowiedzi. Ku mojemu zdziwieniu Max, wyraźnie się zmieszał. Spuścił wzrok, ręce wbił w kieszenie spodni i uśmiechnął się nieśmiało.
-Budowaliśmy tą oranżerię z chłopakami przez ostatnie kilka miesięcy. Ty jesteś jedynym, że tak powiem, nowym nabytkiem w przeciągu kilku lat, więc odpowiedź brzmi nie. Ty jesteś pierwsza.- Podniosłam brwi. Zamurowało mnie.
-Jeju.- wykrztusiłam.- Pierwszy raz ktoś mnie tak traktuje. Dzięki.
-Nie ma, za co.- odchylił głowę do tyłu, zamknął oczy i wziął głęboki wdech.- Dobra, czas się trochę o tobie dowiedzieć. Mogę zadać parę pytań?
-Jasne.
-Mmmmmm. Ulubiony kolor?
-Czarny, fioletowy i pomarańczowy.
-Ulubiony sport?
-Siatka.
-Zwierzę?
-Nie przepadam za zwierzętami, ale jeśli chcesz wiedzieć, to chyba najbardziej psy.
-OK. Najgorsze żarcie, jakie kiedykolwiek jadałaś. I gdzie?
-Hmmmmmm. Burrito u mojej starej ciotki w Seattle.- zaśmialiśmy się.
-Pierwszy pocałunek?- musiałam się nieźle zastanowić.
-Przedstawienie na zakończenie podstawówki. Z moim obleśnym kolegą z klasy, który wygrał casting, tylko dzięki talentowi śpiewania.- skrzywił się, śmiejąc.
-Pierwszy chłopak, jakiemu dałaś w pysk?
-Skąd wiesz, że dałam??- przybliżył do mnie twarz, opierając się jednym łokciem o murek. OMG!!! On ma złote plamki w tęczówkach. Niebieski i złoty, świetnie się komponowały.
-Czytam to z twoich ciemnych oczu. Kiedy coś się wydarzyło, a nie chcesz o tym powiedzieć, pojawiają się w nich iskierki.- uśmiechnęłam się.
-Mój drugi chłopak, którego ręce, na trzeciej randce znalazły się na mnie, tam gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę.
-Prawy sierpowy, czy z liścia??
-Sierpowy.- wyszczerzyłam się. Naprawdę dobrze mi się rozmawiało.
-Tak myślałem.- spojrzał w dół i uśmiechnął się.- Zobacz.- ukucnął.- Moneta.- ukucnęłam koło niego.- Będziemy mieli szczęście.
-Nie. Tylko wtedy, gdyby leżała orłem do góry.- przekręciłam monetę i podniosłam wzrok, co okazało się błędem. Był blisko, bardzo blisko. Wpatrywałam się w jego oczy, jakby tylko one istniały. Po chwili Max zaśmiał się i powiedział.
-Zrób coś, bo zaraz cię pocałuję.- uśmiechnęłam się, spuściłam głowę i wstałam. A jednak, myślał o tym i był tego świadomy.
-Zrobiłbyś to??- spytałam, kiedy z powrotem usadowiłam się na murku, a Max wstał.
-Cooo?
-Pocałowałbyś mnie??- spytałam wgapiając się w moje buty. Po chwili milczenia podniosłam wzrok. Powoli zbliżał się do mnie.
-Pamiętasz jak mówiłem o iskierkach w twoich oczach? Że pojawiają, się, kiedy coś ukrywasz?? Nie tylko wtedy, ale też, kiedy ja jestem blisko.
Byłam rozdarta na pół. Jedna połówka krzyczała „NIE!” i odtwarzała film z Lewis’em, druga połówka pragnęła niebieskookiego. Jego dotyku, dłoni, oddechu, ust. Nie zdążyłam nawet pomyśleć o tym, co się dzieje, kiedy wsunął mi jedną rękę we włosy, druga położył na talii i musnął moje wargi, swoimi. Wiecie, jakie to uczucie? Jakby na waszych ustach leżał płatek róży. Delikatny i lekki. Tak było z nim i na początku. Później, kiedy zorientował się, że mi się podoba, nacisnął mocniej. Nasze wargi wykonywały te same ruchy, tworząc taniec. Żeby tylko nie te wspomnienia z Lewis’em, które zapaliły w mojej głowie czerwone światło. Odsunęłam się od niego delikatnie, aczkolwiek stanowczo. Oboje dyszeliśmy. Założyłam samotne kosmyki włosów za ucho i spuściłam głowę.
-Ja…nie powinnam…-zaczęłam. Swoją drogą, ciekawe czy mu się podobało.
-Dlaczego?- usłyszałam jego szept. Podniosłam wzrok i ujrzałam jego roziskrzone i roześmiane oczy.
-To…przez mojego byłego…Z nim było podobnie. Zabrał mnie do magicznego miejsca, pocałował…zaciągnął do łóżka…a zaledwie dwa miesiące po tym zastałam go z moją najlepszą przyjaciółką.- ponownie spuściłam wzrok. Do oczu cisnęły mi się łzy. Nie, nie będę płakać.
-Hej.- uniósł moją brodę, zmuszając do spojrzenia na niego.- Nie skrzywdzę cię.- powiedział, patrząc mi w oczy.
-Wiem, ale. To i tak boli i…nie obraź się, ale ja chyba nie jestem jeszcze gotowa na poważny związek. Rozumiesz??- spojrzałam na niego z nadzieją.
-Jasne. Ale, zanim się rozejdziemy, pozwól, że…- i pocałował mnie. Inaczej. Z…większym uczuciem. Pozwoliłam mu na to. Niech się chłopaczyna nacieszy. To w pewnym sensie dla niego pocieszenie. Bo trawił na oporną dziewczynę, która ma popieprzoną przeszłość. Po chwili oderwaliśmy się od siebie. Znowu dyszeliśmy.
-Wybacz, ale…- zaczął.
-Nie. Jest ok. Muszę…muszę już iść…- wstałam, odsunął się, robiąc mi miejsce (stał pomiędzy moimi nogami). Będąc przy drzwiach, odwróciłam się i spojrzałam na jego sylwetkę oświetloną, lampkami i oblaną srebrnym światłem księżyca.- Widzimy się jutro w szkole.
-Jasne. A! Karen, nie masz mojego numeru.
-Nie trzeba, znajdę cię.- i pchnęłam drzwi zbiegłam, ze schodów i podążyłam do sali. Nie mogłam znaleźć Jessic’i, ani Kevin’a. Jedna dziewczyna powiedziała mi, że prosili, by przekazała mi wiadomość od nich. Okazało się, że usunęli się już do domów. Ruszyłam, więc do wyjścia, myśląc o zdarzeniach na dachu.
Czemu to zrobił?? Czy naprawdę coś do mnie czuje?? Miłość, czy zauroczenie?? Podobało mu się?? Dlaczego pocałował mnie drugi raz?? Chciał mnie przekonać, bym zmieniła decyzję?? O czym myślał??Co ja mam robić?? Wciąż nie jestem pewna, czy żywię do niego poważne uczucia. A, jednak, kiedy mnie całował, kiedy jego usta spotkały moje, po plecach przebiegł dreszcz, serce zaczęło walić jak szalone, po ciele rozlała się fala gorąca.
Rozmyślałam tak, przez całą drogę do domu. Nawet nie obchodziło mnie to, że idę ciemną nocą, przez wąskie ulice. Cholera wie, co mogło się tam kryć. Drgnęłam, kiedy uświadomiłam to sobie, przed wejściem do domu. Zachowywałam się cicho. Był środek nocy, więc wszyscy spali. Rodzice wstawali wcześnie rano do pracy, Luke siedział w domu, ale też musiał odpocząć, a Chris do szkoły. Właśnie, szkoła. Jak ja jutro wstanę?? Poszłam do łazienki, wzięłam prysznic, zmyłam makijaż, przebrałam się w krótkie pomarańczowe spodenki i top na ramiączka w kolorze brzoskwini. Powlokłam się do pokoju i o zgaszeniu świateł, walnęłam pod pościel. Myślałam, myślałam i myślałam…Nie mogłam przestać, a czas leciał…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz