Następne dwa tygodnie wyglądały tak samo. Wstawałam rano, oblegałam łazienkę, jadłam śniadanie, szkoła, spędzałam czas z Jessic’ą i Kevin’em, użerałam się z Kate, której szczególnie nie przypadłam do gustu i chyba nawet wiem, z jakiego powodu. Max. Dzięki Bogu wyjechał na jakieś zawody sportowe. Nie wiem, nie wnikam. Jednym jedynym sportem, który kocham i uwielbiam jest siatkówka. Ale pomimo jego nieobecności, czasami skupiałam myśli właśnie na jego osobie. No np. na chemii, kiedy to nie odpowiedziałam na pytanie i zarobiłam pałę, albo w stołówce, kiedy w ostatniej chwili, zauważyłam lecącą w moja stronę babeczkę (tak na marginesie były ohydne) rzuconą przez Kevin’a. Jednak w mojej głowie znajdował się wielki mur z napisem „Lewis dupek” i przez to ciągle powtarzałam sobie „Nie zakochałaś się…” Ale, co ja poradzę, że te jego niebieskie tęczówki, przyprawiają mnie o szybsze bicie serca??
Dzisiaj wracali. Grupa chłopaków, z pucharem albo bez. Zależy czy wygrali zawody. Od samego rana łaziłam jak na szpilkach. Mimo to ubrałam się normalnie: jeansy, top, koszula i trampki. Błyszczyk, Maskara, powieki pomalowane na fioletowo, torba na ramię i opuszczamy górny pokład.
-Dzień dobry.-powiedziałam wchodząc do kuchni. Pachniało świeżymi bułkami.
-Dzień dobry. Co zjesz na śniadanie??- Luke stał tyłem do stołu, przy którym usiadłam i coś robił przy ladzie.
-Cokolwiek. Byle szybko.
-Śpieszy ci się??
-Yhm. Umówiłam się z Jessic’ą. Idziemy razem…-STOP! Nie mogę powiedzieć, że idziemy do chłopaków z drużyny.-…dokończyć projekt w bibliotece.
-Nie mówiłaś, że macie projekt. Może potrzebujecie pomocy?
-Nie, to wbrew zasadom. Praca ma być samodzielna, bez żadnych pomocy z zewnątrz.
-Aha. Kanapki z serem??
-I sałatą.- Luke zrobił dość szybo te kanapki.
Kiedy postawił dwie pokrojone bułki z serem i sałatą, na talerzu przede mną, bez słowa złożyłam je z powrotem, włożyłam do torebki foliowej i wybiegłam z domu krzycząc „Dzięki. Zjem w drodze!!!” I faktycznie, bułki zniknęły w drodze do kafejki, gdzie wzięłam kawę, po czym ruszyłam w stronę szkoły. Po chwili przekraczałam bramę i szukałam wzrokiem mojej przyjaciółki, albo chociaż Kevin’a. Jednak pojawił się nieproszony gość.
-Hej siostra!!- Chris szedł w moją stronę.
-Cześć. Czego chcesz??
-Stało się coś?? Jesteś zdenerwowana.
-Tak jestem zdenerwowana, bo szukam Jessic’i. Umówiłam się z nią. Wiesz gdzie jest?
-Nic nie słyszałaś??- co? O co chodzi??
-O czym?
-Drake zdradził Jessic’ę.- poczułam się jakby ktoś powiedział mi właśnie, że był na spacerze z kosmitą. To było niedorzeczne. Przecież przez ostatnie dwa tygodnie chodzili jak świeżo upieczona para.
-Żartujesz. Powiedz mi, że żartujesz.- on tylko pokręcił głową.- Gdzie ona jest??
-Prawdopodobnie w łazience.
-Ktoś z nią jest??
-Kto? Kate?? Jessica nie ma, aż TAKICH przyjaciółek, żeby siedziały z nią w łazience i słuchały jej płaczu po zdradzie.
-Ma mnie.- rzuciłam i ruszyłam biegiem do łazienki.
Kiedy dotarłam na miejsce, pchnęłam drzwi, tak, że odbiły się od ściany i wbiegłam do środka dysząc.
-Jessica??!!- krzyknęłam nigdzie jej nie było.
-Karen?- usłyszałam cichy głos z ostatniej kabiny. Podeszłam tam szybkim krokiem i otworzyłam drzwi. Dziewczyna siedziała na podłodze, w szerz kabiny , opierając się o ścianę, kolana miała zgięte, opierała na nich ręce. W jednej z dłoni trzymała mokrą chusteczkę. Podniosła głowę, kiedy stanęłam w drzwiach.
-Jess.- szepnęłam i usiadłam obok niej. Położyła mi głowę na kolanach, płacząc i szlochając.- Ciiiii.- szeptałam głaszcząc jej włosy.
-Dupek, sukinsyn, palant.- wymieniała nazwy płaczliwym tonem, co i raz pociągając nosem.
-Co się stało? Opowiedz, ulży ci. Zaufaj mi.- pociągnęła nosem i odniosła głowę, wycierając płynące łzy.
-Wczoraj po szkole…poszłam jak zwykle do domu…kiedy byłam niedaleko, zauważyłam Kate…myślałam, że tylko tędy przechodziła…i nie zastanawiałam się nad tym więcej…wieczorem wybrałam się do kafejki…Susanne powiedziała mi, że właśnie wyszłaś, więc wzięłam tylko szejka i wyszłam…postanowiłam pójść do Drake’a…chciałam się z nim spotkać wcześniej…ale powiedział, że musi pomóc w domu…myślałam, że też coś pomogę…kiedy weszłam, to jego mama oznajmiła, że nie mogę go zobaczyć, bo jest zajęty na górze…nie wnikałam, jednak chciałam go zobaczyć…kiedy spotykaliśmy się potajemnie…wchodziłam do jego pokoju po drzewie…tak zrobiłam też teraz…kiedy siedziałam już na wysokości jego okna słyszałam, jakieś głosy, kobiecy i męski, jęki, śmiechy…wtedy zawiał lekki wiatr i odsunął zasłonę w oknie…zobaczyłam Drake’a i …Kate… w łóżku…pod kołdrą…całował ją…ona była pod nim, wygięta w łuk…z rękami na bokach…wtedy przypomniało mi się, jak wcześniej mijałam Kate…dopiero zajarzyłam, że szła w stronę domu Drake’a…dzisiaj rano…w szkole, podszedł do mnie i chciał pocałować…to wymierzyłam mu prawego sierpowego i wygarnęłam mu w twarz…że wiem o nim i o Kate…że go z nią widziałam…pokłóciliśmy się i…- rozpłakała się na dobre. Przy każdej przerwie, albo przełykała łzy, albo wycierała je, pociągała nosem.
-Jess.- przytuliłam ją.- Wiem, co czujesz.
-Skąd?- popatrzyła na mnie.
-Ja miałam tak samo z Lewis’em. To mój były. Przyłapałam go na tym samym, tylko, że w innych okolicznościach i z moja najlepszą przyjaciółką. Dawną, najlepszą przyjaciółką.
-Serio??
-Tak.
-Ty…ty miałaś gorzej. Bo to była twoja przyjaciółka. Ale…to i tak boli.
-Wiem.- ponownie ją przytuliłam.- Dobra.- odsunęłam ją od siebie i założyłam kosmyk rozpuszczonych włosów za ucho.- Wstawaj. Nie będziemy mu pokazywać, że jesteś słaba. Chodź, doprowadzimy cię do porządku.
Poszłam do jej szafki, wzięłam kosmetyki i z powrotem wróciłam do łazienki, gdzie czekała na mnie Jessica oparta o umywalkę z rozmazanym makijażem. Pomogłam jej go poprawić, wyrównałam czarną sukienkę, włosy związałam w wysokiego kucyka, z którego potem zrobiłam niedbałego koka, czyli w skrócie, Jess wyglądała jak nowonarodzona. No, może poza spuchniętymi oczami i bladą skórą. Do dzieła wkroczył puder. Po 10 minutach wychodziłyśmy z łazienki, ja dumna z mojej pracy, Jessica odważna, po tym jak przysięgła sobie, że nie będzie się załamywać przez chłopaka. Oni są jak autobus- jak nie ten, to następny. Szłyśmy przez korytarz rozmawiając o tym, jak odegrać się na Drake’u, kiedy ktoś krzyknął:
-Ludzie!! Wrócili!! Już są!- i nagle cały tłum z korytarza, wylał się na zewnątrz, gdzie parkował autobus. Nogi same rwały mi się, żeby tam pobiec, lecz nakazałam sobie, że nie będę nachalna. Drzwi były otwarte, więc stanęłyśmy z Jessic’ą, opierając się o framugę, i przyglądałyśmy się całej sytuacji.
Z autobusu, wybiegli, chłopaki, trzymając kapitana drużyny, który siedział i m na barkach z pucharem w ręce. Wszyscy byli uśmiechnięci, radośni. No, w końcu wygrali.
-Wielki powrót.- szepnęła Jessic’a siląc się na radosny ton głosu.
-Łoooooooo!!! Jeeheeee!!! Wygraliśmy!!!!- chłopaki krzyczeli jakby oszaleli. Tłum również oszalał. Dziewczyny piszczały, chłopaki gratulowali graczom zwycięstwa. Nagle jeden z chłopaków uciszył wszystkich:
-Dobra, dobra, dobra. Hej ludzie!!! Słuchajcie.- zagwizdał na palcach, wszyscy ucichli.- Mamy bohatera. Decydującą bramkę w ostatniej sekundzie, strzelił…Max.- chłopak przygarnął Max’a obejmując go ramieniem. Oboje byli uśmiechnięci.- Wykiwał bramkarza, jak zawodowiec. Na jego cześć, organizujemy dzisiaj imprezę, w starym klubie nocnym. Tam gdzie zawsze. Mam nadzieję, że wszyscy wiedząc gdzie o jest. Jeśli jednak występują problemy, proszę o kontakt.- i znów tłum oszalał.
-Wiesz gdzie to jest??- zapytałam przyjaciółki.
-Jasne. To stary, opuszczony klub, niedaleko ciebie. Przejęliśmy go, kiedy został zamknięty. Wpadnę do ciebie przed imprezą. Będę twoim przewodnikiem.- zaśmiałyśmy się. Dobrze, że wrócił jej dobry humor.
-Dzięki.- nagle wszyscy skierowali się do środka szkoły. Jessica zaplątał się w tłumie, gadając z jakąś dziewczyną. Ja postanowiłam wejść ostatnia. Nie przepadam za dużą ilością osób, w jednym miejscu. Poczułam, że ktoś ciągnie mnie za rękę, w stronę wyjścia. Odwróciłam się i ujrzałam…Max’a. O nie!!! No super. A, miałam go unikać.
-Hej.- zaczął. Nie odpowiedziałam, czekając na ciąg dalszy.- Co myślisz?
-O czym?
-O moim wyczynie.- wyszczerzył się. Faceci, tylko o sobie.
-Aaaaa o tym. No nie powiem…całkiem, całkiem.
-Tak myślałem.
-Max!! Sprężaj się!! Mamy jeszcze coś do załatwienia!! Pamiętasz??!!- krzyknał jakiś chłopak z drużyny. Nie wiedziałam, kto, stałam do niego tyłem.
-Ta! Jasne, już idę!!- na odchodnym jeszcze zapytał.- Będziesz na imprezie??
-Chyba tak.
-Mam nadzieję.- i zniknął za rogiem.
Reszta dnia minęła normalnie. Lekcje, gadanie z Jess i Kevin’em, lunch, lekcje. Czyli, standard. Ale! Jest coś jeszcze. Mój szanowny przyjaciel, miał dziwną ochotę i potrzebę sprać Drake’owi tyłek, za to, co zrobił Jess. Nie to żebym na coś czekała, ale Kevin, chyba czuje miętę do Jessic’i. Nie wypytywałam go jednak o uczucia, kiedy razem wracaliśmy do domu. Kiedy zdejmowałam buty w przedpokoju, Luke zażądał, żebym opowiedziała mu dzień, spędzony w szkole, bo ostatnio mało rozmawiamy. Tak, więc, spełniłam jego prośbę, pomijając kwestię z Drake’iem i jego pieprzoną zdradą, po czym wymówką typu praca domowa, usunęłam się do pokoju. Odrabiałam lekcje, szykując sobie ciuchy na imprezę. Dwie rzeczy na raz. Około godziny 22:00 do moich drzwi ktoś zapukał. Przypięłam ostatni kosmyk włosów, wsuwką i ruszyłam, podskakując na jednej nodze. Na druga wciskałam but. Kiedy w końcu znalazłam się u celu, pociągnęłam za klamkę. Za progiem stała Jess, która na mój widok z błyskiem w oku zapytała:
-Gotowa?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz