poniedziałek, 30 grudnia 2013

II. Max West i Kate Argent.

Następnego dnia, ponownie obudził mnie budzik. Tradycyjnie przeczołgałam się do łazienki, ubrałam rurki jeansy i T-shirt z nadrukiem gitary. Włosy spięłam w kucyka, maznęłam usta błyszczykiem, rzęsy Maskarą i wyszłam z łazienki kierując się do pokoju z zamiarem zapakowania się do szkoły, jednak ktoś tam na mnie czekał.
-Niespodzianka!!!!- krzyknęli chórem. Kevin, mama, tata, Chris i Luke, stali z tortem, (który trzymała mama) i prezentami. Uśmiechnęłam się. Sama zapomniałam o swoich urodzinach, ale oni nie. Pierwszy podszedł do mnie Kevin.
-Sto lat, sto lat, moja mała żabko.- mówił tak na mnie w każde urodziny. Każdego roku. Im stawałam się starsza, tym bardziej robiło się to komiczne. 
-Dzięki.- podał mi prezent i sprzedał całusa w policzek. Następni byli rodzice, Chris, potem Luke.
-Wszystkiego naj, Karen.- wujek przytulił mnie tak mocno, że zabrakło mi tchu. Kiedy w końcu mnie puścił uśmiechnęłam się do niego.
-Dzięki.
-I żebyś znalazła w końcu, tego właściwego chłopaka.- szepnął mi do ucha. Uśmiechnęłam się i przez przypadek spojrzałam na zegarek. Na wyjście i dojście do szkoły miałam 5min. O w dupę!!!
-O ja pieprze!- szepnełam i zaczęłam w ekspresowym tempie się pakować.
-Kochanie spokojnie. Nie musisz dzisiaj iść do szkoły. To twoje święto.
-Muszę. Umówiłam się.- widząc podniesione brwi, wszystkich zebranych w pokoju dodałam- Z Jessic’ą.- założyłam torbę na ramię i nagle mnie oświeciło, spojrzałam na Kevin’a.- Idziesz??- pokręcił głową.
-Nie. Mam na druga lekcję.
-Aha. Na razie!!!- krzyknęłam i nim się obejrzałam, ruszałam z kopyta w stronę szkoły, w czarnych trampkach, które według mnie były wygodniejsze do biegania, niż adidasy.
Mijałam kafejkę i przechodziłam przez ulicę, kiedy drogę zajechał mi chłopak, ubrany na czarno, w skórze, czarnym kasku, siedzący na czarnym motorze ze srebrnymi szczegółami. Wyprostował się i powoli zdjął kask, a spod niego wypłynęły złote pasma włosów. To ten chłopak, złotowłosy z korytarza.
-Podwieźć panienkę??- zapytał oblewając mnie niebieskim, głębokim spojrzeniem, które przyprawiło mnie o szybsze tempo serca. W jego głosie, było coś takiego…lekka chrypka…coś…coś takiego…yhh…
-Nie.-wydukałam.- Nie trzeba.
-Przecież widzę, że się śpieszysz. – wyciągnął do mnie dłoń.- Nalegam.- zastanowiłam się chwilę. Teraz czasu mam coraz mniej. A na dwóch kołach, będzie szybciej, niż na dwóch nogach. Niepewnie ujęłam jego dłoń. Pociągnął mnie do przodu, przerzuciłam nogę przez siodełko i oplotłam brzuch chłopaka rękami. Odwrócił głowę i spojrzał na mnie przez ramię, spuściłam wzrok i uśmiechnęłam się pod nosem.- Jestem Max.
-Karen.
-Ładnie.- powiedział z łobuzerskim uśmiechem, wcisnął kask na głowę, po czym odpalił silnik i ruszyliśmy.
Zajebiste uczucie. Dla tych, którzy nie jechali jeszcze motorem: SERDECZNIE POLECAM. Po chwili wjeżdżaliśmy na teren szkoły. Minęliśmy czekającą na mnie Jess, która stała przy bramie, ubrana w czarne rurki, trampki (o dziwo!) i złotą, falującą bluzkę. Zrobiliśmy koło fontanny półobrót (chłopak podparł się wyprostowaną nogą) i zatrzymaliśmy się z piskiem opon. Zeskoczyłam z siodełka w momencie, kiedy Max zdejmował kask.
-Dzięki.- rzuciłam.
-Drobnostka.- powiedział schodząc z motoru. Rozpiął kurtkę, spod której zafalowała biała koszula i stanął naprzeciw mnie. Był wyższy o pół głowy, ale to wystarczyło, żebym musiała podnieść głowę, chcąc spojrzeć mu w oczy. Uśmiechnęłam się i powiedziałam pokazując na zszokowaną Jessic’ę, że „muszę lecieć”, przytaknął. Z uśmiechem odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę dziewczyny, która ściągnęła brwi, kiedy zbliżyłam się do niej.
-Czy…czy to był M-Max?- spytała pokazując na chłopaka, który rozmawiał z kumplami.
-Tak.- ruszyłyśmy w stronę szkoły. Jessica wciąż była w szoku.- Coś nie tak??
-Dziewczyno! Ugania się za nim każda dziewczyna w tej szkole, włącznie ze mną, ale to było dawno, do czasu, kiedy zrozumiałam, że nie mam u niego szans…- powiedziała to na jednym wdechu, więc wzięła kolejny, głębszy-…a ty przyjeżdżasz z nim na motorze, już drugiego dnia pobytu w tej budzie. I pytasz się mnie, czy coś nie tak???- ja na jej monolog, odpowiedziałam wzruszeniem ramion.- Jesteś wariatką.- kontynuowała- Wiesz ile dziewczyn, dałoby się pokroić, za przejażdżkę z TYM facetem???- otworzyłam, jedną połówkę drzwi, Jess popchnęła drugą.
-To była jego propozycja.- powiedział, kiedy drzwi się za nami zamknęły.
-No, to pięknie. I, to jeszcze on zaproponował wspólną jazdę do szkoły. Przecież jasne jest to, że chciał wszystkim po…oooooo masz przerąbane.- wydłużyła samogłoskę.
Spojrzałam na nią marszcząc brwi, a kiedy jej wskazujący palec, którym gestykulowała przez cały monolog, opuścił się, podążyłam wzrokiem w miejsce, które pokazywał. Przez środek korytarza, dumnym krokiem szła brunetka, a po jej obu stronach dwie blondynki. Włosy, piersi, obwisłe świecidełka i bluzki huśtały siew górę i w dół, przy każdym wykonywanym kroku. Miały na sobie tonę tapety. Zatrzymały się przede mną, czarna nachyliła się (miała na oko pięciocentymetrowe szpilki) tak blisko, że wyraźnie widziałam jej błyszczący brokat, wokół oczu.
-Słuchaj no…- objechała mnie wzrokiem od góry do dołu i z powrotem.- …ty mała jędzo. Max jest mój.- otworzyłam usta chcąc coś powiedzieć, ale mi przerwała.- Nawet, nie próbuj zaprzeczać. Widziałam, jak wjeżdżasz z nim na motorze na teren szkoły, widziałam jak z niego schodzisz. I, powiem szczerze, ze nie wiem, jak się tam znalazłaś- zakładałam, że ma na myśli siodełko motoru- ale, przysięgam, że jeśli tylko tkniesz, boskie ciało Max’a…-wskazała na mnie wściekło różowym paznokciem.-…to rozerwę cię paznokciami na kawałki.- podniosłam brwi, kiedy jej srebrno-czarne ubranie, zniknęło za mną w tłumie.
-Co, to było??- zapytałam, kiedy kontynuowałyśmy wędrówkę, do klasy.
-Kate.- Jess się wzdrygnęła. – Kate Argent. Szkolna DIVA i jej świta.
Opowiedziała mi historię o brunetce, która skończyła się w połowie lekcji. Nienawidzę takich zdzir. Ale dzięki, Jess, i rozmowami z nią o wszystkim, a potem doszedł jeszcze Kevin nie myślałam o niej. Aż do lanchu.
Jak zwykle weszliśmy na stołówkę we trójkę: ja, Kevin i Jessica, która całkiem nieźle dogadywała się z moim przyjacielem. Dzisiaj serwowali spaghetti i Nowy York na talerzu. Wybrałam to pierwsze, podobnie jak Kevin, Jess postawiła na nowojorską kanapkę i colę. My wzięliśmy Pepsi. Szłam opowiadając Kevin’owi o porannej podwózce. Nagle ktoś we mnie uderzył, moja taca przechyliła się w moją stronę, a spaghetti wylądowało na moim T-shirtcie. Upuściłam tacę z jedzeniem i spojrzałam w górę. No, ależ oczywiście. Kate.
-Ups.- uśmiechnęła się zadziornie i poszła dalej. Stałam ze zgiętymi rękami rozłożonymi na boki, plamą po sosie na bluzce i otwartą buzią. Nie daruję jej tego!
-Suka.- wyszeptałam, wzięłam z tacy Kevin’a, talerz ze spaghetti i ruszyłam w stronę siedzącej już brunetki. Odwrócił głowę i zaczęła się śmiać pod nosem.
-Ładna bluzka.- powiedziała, kiedy stanęłam koło ich stolika.
-Dzięki. Ładna fryzura.- przekręciłam talerz nad jej głową i makaron wraz z sosem pomidorowym wylądował na jej włosach.
Po stołówce, przeszło jedno głośne „Łoooooooo”, daję sobie rękę uciąć, że całe społeczeństwo szkolne, oglądało przedstawienie. Dziwne, że jeszcze żaden nauczyciel nie zainterweniował. A, może to i lepiej??? Kate wydała z siebie piskliwy krzyk, kiedy makaron powoli spływał z jej włosów na ramiona i ręce, oraz bluzkę. Ja, stałam obok i śmiałam się pod nosem. Jednak ona nie pozostawała mi dłużna i rzuciła we mnie, pomidorem wyjętym z kanapki. Przewidziałam, że będzie chciał zemsty i zrobiłam unik. Wtedy, ktoś z głębi sali, krzyknął „Bitwa na żarcie!!!” i się zaczęło. Jedzenie latało, w górę i w dół, na prawo i lewo. Unikałam „bomb”, jednak nie raz dostałam ogórkiem, makaronem, a nawet całą kanapką. Oczywiście, dzielnie walczyłam. Po chwili, ktoś pociągnął mnie za rękę. „Kevin” pomyślałam. Biegłam za przyjacielem, trzymając jego dłoń, drugą ręką zasłaniając zamknięte już oczy. Wybiegliśmy z sali na pusty korytarz, śmiejąc się. Ale…chwila!!!! To, nie jest śmiech Kevin’a. Spojrzałam na chłopaka. Czarne trampki, czarne jeansy, biała koszula, złoty, drobny łańcuszek, lekko różowe usta, głębokie, niebieskie oczy, złote włosy. Max!!!! Puściłam jego dłoń, kiedy uświadomiłam sobie, kim jest. Słodko wyglądał z posklejanymi od sosu włosami i kolorowymi plamami na białej koszuli. Co ja gadam???!!! Założyłam samotne kosmyki włosów, które uciekły od związanego kucyka za prawe ucho i spuściłam głowę uśmiechając się.
-Dzięki, za uratowanie mi życia.- nie odpowiedział, tylko powoli zaczął się zbliżać. Uśmiech stopniowo znikał z mojej twarzy, a zastąpiło go dudnienie serca. Kiedy był dostatecznie blisko, wyciągnął do mnie rękę. Powędrowała do góry, musnął moje ramię i wyciągnął z włosów…natkę pietruszki. Spojrzałam na zieleninę i zaśmiałam się.
-Nie ma, za co.- uśmiechnął się, jego oczy się świeciły. Nie mogłam oderwać od nich wzroku, więc w rezultacie stałam kilka centymetrów przed, dopiero, co poznanym chłopakiem, z wypiekami na twarzy, sosem spaghetti we włosach i na bluzce, wgapiając się w intensywny kolor jego oczu.- Wszystko ok??
-Tak.
-Chodź.- nawet nie wiem, dlaczego, ruszyłam za nim. Kierował się w stronę łazienek. „Może mnie nie zgwałci?” Pomyślałam wzruszając ramionami.- To było odważne.
-Co, masz na myśli?
-Atak, na Kate. Większość, dziewczyn uciekłaby do łazienki z płaczem, rozpaczając nad swoją bluzką.- zaśmialiśmy się.
-Wychowałam się z czterema chłopakami. Dla mnie nie straszna jest taka zabawa.- walnęłam się w czoło otwarta dłonią, kiedy przeanalizowałam moją wypowiedź.
-To, dobrze. Nie jesteś miękka, jak te wszystkie lalunie i tapeciary.- nagle do mojej głowy przyszło jedno pytanie.
-Dlaczego ja??- zaczęłam wgapiając się w jego plecy, kiedy szedł przede mną.- Dlaczego na mnie zwróciłeś uwagę??- zatrzymaliśmy się przed łazienkami, w wąskim korytarzyku. Oparłam się o jedna ścianę z rękami skrzyżowanymi na piersi. On wykorzystał ścianę równoległą do mojej i również się o nią oparł z rękami w kieszeniach spodni.- Słyszałam, że wszystkie dziewczyny za tobą latają, a ty nawet na nie, nie spojrzysz. Ja nie wyrażałam nawet krzty zainteresowania…
-M.in. dlatego przykułaś moja uwagę. Dlatego, że masz gdzieś, że jakiś- nie chwaląc się- przystojniak szkolny, łazi po korytarzu, mijając cię praktycznie codziennie. Widziałem twój wyczyn, pierwszego dnia, kiedy się tu zjawiłaś. Fontanna i Alex.- spuściłam wzrok uśmiechając się, kiedy to wspomnienie wróciło.- To było coś. I wierz mi, żadna dziewczyna nie zrobiłaby czegoś takiego, za bardzo boją się chłopaków. W szczególności Alex’a. A ty?? Tak po prostu podeszłaś, wzięłaś go za kołnierz i zatopiłaś w wodzie fontanny. Kiedy, zobaczyłem cię wtedy, od razu wiedziałem, że nie jesteś jedną z tych dziewczyn, które są jak gąbki i spadają na dno, po zamoczeniu pierwszym lepszym płynem. Jesteś inna. Silna i zdecydowana…- najwyraźniej nie wiedział, co jeszcze powiedzieć, ale przyznam się, że jego potok słów, mnie zszokował. Coś mi zaświtało.
-Czy mam to uznać, jako podryw, czyyyy może zwykły, komplement od znajomego???- podniósł wzrok (cały czas wgapiał się w podłogę).
-Twój wybór.- uśmiechnęłam się, odepchnęłam nogami od ściany, pociągnęłam za klamkę i weszłam do łazienki.
Stanęłam przed wielkim lustrem, opierając się rękami o umywalkę. Byłam cała w sosie, a gdzieniegdzie zaplątały się kawałki makaronu. Wzięłam się za siebie. Zmyłam sos, wyprałam bluzkę, żeby nadawała się jeszcze do noszenia (dzięki Bogu, że miałam jeszcze tylko godzinę) i przemyłam zlepione włosy. Pozbyłam się wody z tkaniny bluzki, wytarłam na ile się dało włosy ręcznikami i wyszłam z łazienki. Podążyłam prosto na korytarz, gdzie zadzwonił dzwonek. Ludu od groma gnało do łazienek, zmyć z siebie lunch.
-Karen!!!!!- w moją stronę biegła Jessi’ca . Kiedy w końcu dotarła, oparła się o parapet.- Nareszcie jesteś. Gdzieś się podziewała, zniknęłaś w tym tłumie, myślałam, że poległaś w wojnie.- miała posklejane włosy, brudne ubranie i kawałek…czegoś za kołnierzykiem.
-Udało mi się uciec.- powiedziałam wyjmując jej niezidentyfikowany przedmiot zza kołnierzyka i krzywiąc się.- Poszłam do łazienki.
-Udało ci się wyjść?? Jakim cudem??
-Max mnie wyciągnął.- wzruszyłam ramionami. Jej oczy zaczęły się rozszerzać.
-Gadałaś z nim.- wyglądała jakby zobaczyła ufo.
-Taaaaak. Czy złamałam prawo??
-Nie, tylko…Tylko Max West nigdy, ale to przenigdy, nie opuszcza takie bójki z żadnego powodu. A, już tym bardziej z powodu dziewczyny.- otrząsnęła się.- Co mówił??
-Nic szczególnego. Ale zapytałam go, dlaczego zwrócił na mnie uwagę.- ruszyłyśmy w stronę łazienki. Znowu.
-Jaja sobie robisz.
-Nie. Mówię poważnie.
-I, co powiedział??
-Że jestem inna, że nie zwracam na niego uwagi, że mam to gdzieś, że mija mnie, co dzień na korytarzu itp.- wzięłam głęboki wdech- i to właśnie sprawiło, że jego zainteresowanie, spadło na moją osobę. A! i jeszcze powiedział, że zemsta na Kate, to był wyczyn.
-Aha.- zadzwonił dzwonek, zwiastujący początek ostatniej lekcji, czyli matmy.
-Cholera, nie zdążę się garnąć.- mruknęła Jess.
-Spokojnie. Idź. Założę się, że połowy klasy nie będzie, widziałaś, jakie tłumy, tłukły się o łazienki. Jakby ktoś pytał, coś wymyślę.
-Dzięki.- i pognała do łazienki, a ja powlokłam się do klasy.
Weszłam przez otwarte już drzwi. Nauczyciela nie było, w ławkach i na ławkach siedział coraz to mniejsze grupki uczniów, zaczynając od końca. W ostatniej ławce pod oknem zauważyłam Kevin’a. Chyba piał SMS’a. Podeszłam do niego, kontem oka zauważając, siedzącego na ławce pod ścianą Max’a. Nie popatrzyłam jednak na niego, tylko z uśmiechem usiadłam koło przyjaciela. Podniósł wzrok chowając telefon do kieszeni.
-O! Zaginiona księżniczka. Gdzie się powdziewałaś??
-A tu i tam.- podniósł brwi. Westchnęłam i opowiedziałam mu całą historię. Nie zdążył tego skomentować, bo przyszedł nauczyciel i zaczęła się lekcja. Oczywiście każdy już wiedział o wojnie na żarcie, nie było połowy klasy i nie było tez pytań, gdzie oni są.
Po lekcjach, opuściłam teren szkoły (oczywiście z opóźnieniem, bo musiałam się wygadać, o urodzinach i wysłuchać kazania od Jessic’i) i skierowałam się do domu, pisząc wiadomość do starej przyjaciółki z Seattle (Kevin miał jeszcze godzinę). Nagle minął mnie czarno-srebrny motor. „Max” pomyślałam i uśmiechnęłam się. Swoja drogą, należało się zastanowić, dlaczego coraz częściej myślę akurat o nim. Przecież to mógł jechać, kto inny. Dużo chłopaków ma motory, w mniejszości samochody. Ja go nawet dobrze nie znam, a przyznaję (!) mam potrzebę przynajmniej na niego opatrzeć. Na jego uśmiech, złote włosy, luźną postawę, idealne mięśnie, ubiór odpowiedni dla chłopaka, niebieskie oczy. No!! No i powiedzcie mi do cholery, dlaczego myślałam o Max’ie przez cały powrót do domu!! Nawet nie słyszałam jak Luke coś powiedział.
-Hej!- nie odpowiedziałam. Rozmyślałam wtedy o tym jak Max wygląda na motorze.- Karen!- drgnęłam na kanapie, na której znalazłam się nieświadomie i spojrzałam na Luke’a.
-Hm? Mówiłeś coś???
-Tak. Pytałem jak w szkole.
-A…- opowiedziałam mu cały dzień. O porannej podwózce, o zachowaniu i opowieści Jessic’i, o Kate, o wojnie w stołówce, o rozmowie przy łazienkach. Na drugi plan zeszły lekcje, ale to w większości, nuda. Mówiłam mu wszystko.
-Max. Coś się chyba szykuje.
-Nie.- kiwnęłam przecząco głową.- Nic się nie szykuje. Ledwo go znam i nie mam zamiaru wplątywać w się w związek. Nie po tym, co było z Lewis’em.- wujek poklepał mnie po plecach. Kiedy zobaczył moją minę. Wciągnęłam powietrze uśmiechając się.- Dobra, ja lecę do siebie.
Wchodząc po schodach zastanawiałam się, co będę robić. Była dopiero 16:00,więc nie mogłam pójść spać, bo to by było podejrzane. Poza tym, choćbym bardzo chciała, nie usnęłabym. Postanowiłam najpierw pójść do łazienki. Wzięłam prysznic, umyłam włosy i wrzuciłam ubrania razem z brudnymi rzeczami całej rodziny do pralki. Razem z suszeniem włosów i pracą domową, zeszło się do wpół do szóstej. „Idealnie”- z tą myślą założyłam jeansy, białą bluzkę z niebiesko-różowym napisem „NEVER GROW UP!” i zbiegłam na dół.
-Wychodzę!- krzyknęłam biorąc bluzę z wieszaka i zakładając trampki.
-Tylko wróć, o przyzwoitej porze!- usłyszałam jeszcze głos Luke’a.
Zeskoczyłam ze schodków, włożyłam słuchawki w uszy i puściłam mój ulubiony kawałek Kelly Clarckson- „Behind These Hazel Eyes”. Szłam w znanym mi już kierunku, nucąc pod nosem. Mijałam kiosk i dostałam olśnienia. Kupiłam cztery gazety i kontynuowałam drogę. Doszłam do kafejki i bez namysłu pchnęłam drzwi.
-Witaj Sus.- powiedziałam do starszej ode mnie o trzy lata dziewczyny zza lady, z którą się poznałam, pierwszego dnia pobytu.
-Witam. Czego się dziś napijesz Karen??- powiedziała wycierając jeden z małych stoliczków.
-Hmmmm. Może cappuccino.- odpowiedziałam siadając przy stoliczku koło okna. Zielone fotele były miękkie i niskie, czyli idealne, jak dla mnie.
-Z cynamonem?- uśmiechnęła się.
-Z cynamonem.- odwzajemniłam gest.
Po chwili dostałam zamówienie z bonusem- ciacho tiramisu. Przeczytałam wszystkie gazety, zamówiłam jeszcze dwa szejki, czekoladowy i truskawkowy, i opuściłam kafejkę o 19:10. Do domu wróciłam na za dziesięć ósma i potkałam się na trawniku z rodzicami. Słońce zaczęło już zmieniać kolor. Porozmawiałam trochę z rodzicami i wieczorem przyszedł Kevin. Siedzieliśmy u mnie w pokoju i gadaliśmy, graliśmy na komputerze, przyjaciel pokazał mi kilka, fajnych piosenek i oglądaliśmy nawet horror, którym był film pt. „Paranormal Activity”. O 23:20 Kevin musiał spadać i tak wylądowałam w łazience, myśląc…zgadnijcie o czym. Tak!!! Tak, macie rację!!! O Max’ie. Znowu!!! Boże, co się ze mną dzieje?? Przecież ja nie mogłam się zakochać. Nie! Przysięgłam sobie, że na razie związkom mówię STOP!
-Nie zakochałaś się, nie zakochałaś się, nie zakochałaś się, nie zakochałaś się…- powtarzałam idąc do pokoju.
-A właśnie, że tak!!- krzyknął Chris, kiedy mijałam jego pokój. Zatrzymałam się w jego otwartych drzwiach. Podszedł do mnie i oparł się o framugę.- tylko proszę, uważaj, żeby nie okazał się dupkiem, tak jak twój poprzedni chłopak.- zaśmiałam się krótko.
-Troszczysz się o mnie??
-Karen. To, że czasami jestem wkurzający i kłócę się z tobą, nie znaczy, że chcę byś spędziła kolejne trzydzieści nocy, płacząc. Gdyby coś ci zrobił, to możesz spokojnie się poskarżyć starszemu bratu.- wbiłam wzrok w moje gołe stopy i uśmiechnęłam się.
-Dzięki…- po krótkim namyśle zapytałam.- Naprawdę trzydzieści??
-Tak. Liczyłem. Przez ścianę było cię słychać wyraźnie. Czasami nawet nie mogłem spać, ale wtedy myślałem, co ten zasrany dupek robi. Czy słodko śpi, czy zabawia się ze swoją nowa laską, a może jest na jakiejś bibie??- wzruszył ramionami. Przytuliłam go. Nie robiłam tego bardzo dawno.
-Dzięki.- i usunęłam się do siebie.
Wyszłam jeszcze na chwilę na balkon, oparłam się o balustradę i odetchnęłam nocnym powietrzem. Poczułam w gardle słone łzy. Nie! Nie będę płakać. Po ostatnim okresie płaczu, który jak się okazało miał na liczniku trzydzieści nocy, postanowiłam nie uronić, już więcej żadnej łzy. Nawet szczęścia. Przełknęłam ślinę i wróciłam do środka, bo dostałam gęsiej skórki. Zasnęłam klnąc na mojego eks.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz