poniedziałek, 30 grudnia 2013

I. Nowe miejsce.

Zapraszam na kolejny rozdział.
-------------------
Dom był całkiem spory. Ciemnozielony salon połączony był z kuchnią koloru mango. Wzdłuż długiego korytarza była jeszcze łazienka z niebieskimi kafelkami, umywalką, sedesem, wanną i szafką. Naprzeciwko drzwi, były wysokie schody.
-Wybierzcie sobie pokoje.- powiedziała mama. Spojrzałam na stojącego, koło mnie brata i ruszyłam nie czekając na nic. On ruszył za mną. Wbiegałam na górę, po dwa schodki. Stanęłam u szczytu i rozejrzałam się. Brat zrobił to samo.
Naprzeciwko nas było duże okno sięgające od podłogi do sufitu. Po mojej lewej znajdowały się dwie pary drzwi. Po prawej również. Jednak nie to najbardziej przykuło moją uwagę. Na końcu korytarza po prawej, w rogu znajdowały się kolejne drzwi, z różanego drewna, ze złotymi wzorami i klamką. Posłałam Chris’owi gniewne spojrzenie i zaczął się wyścig. Najwyraźniej jemu też się spodobały te drzwi. Już mnie wyprzedzał jednak ja miałam przewagę. Zamachnęłam się i rąbnęłam go torbą w bok. Poleciał na ścianę z jękiem, a ja dopadłam do drzwi.
-Zdzira!!!- usłyszałam krzyk brata, kiedy zamknęłam drzwi na klucz.
Znalazłam się w kolejnym korytarzu. Jednak ten był dużo krótszy. Wystarczyło kilka kroków, żebym weszła do pięciokątnego pokoju. Ściany były niepomalowane. Żadnych mebli. Tylko naprzeciwko mnie znajdowało się takie same okno, jak na korytarzu. Postawiłam torbę i walizkę na podłodze obok i ruszyłam do okna, które po dłuższym przyjrzeniu się, okazało się drzwiami, prowadzącymi na balkon. Był normalnych rozmiarów, tak, że mógłby zmieścić się tam stoliczek do kawy i dwa foteliki, i jeszcze zostałoby miejsca. Stanęłam opierając się o balustradę, zamknęłam oczy i odetchnęłam świeżym powietrzem. Balkon wychodził na mały ogród (moja mama będzie w siódmym niebie) z huśtawką i garażem. Nie wspomniałam, że po lewej stronie domu była ścieżka, która jak się teraz dowiedziałam, prowadziła do ogrodu, zahaczając o garaż. Nagle na ścieżce ktoś się pojawił. Ciemne włosy, wysoki wzrost, szeroki w ramionach, koszula w kratę i jeansy. Znam go…Pomachał rękami nad głową i krzyknął:
-Zejdź na dół!!!- uśmiechnęłam się i wybiegłam z pokoju jak burza. Zbiegałam ze schodów, tak jak na po nich wchodziłam: po dwa schodki. Dzięki Bogu, że drzwi były otwarte, bo inaczej chyba bym je wywarzyła. Chłopak czekał pod drzewem. Pobiegłam do niego najszybciej jak potrafiłam i rzuciłam mu się na szyję krzycząc:
-Kevin!!!- przytulił mnie. Ja zrobiłam to samo.
-Hej dulcis*- przywitał się.
-Co ty tu robisz?- spytałam, kiedy odstawił mnie na ziemię, po długim uścisku. Kevin- mój przyjaciel od…właściwie od zawsze. Był ze mną w każdej chwili. W wieku pięciu lat, kąpaliśmy się razem w fontannie, w wieku szesnastu lat razem siedzieliśmy nad wypracowaniem z fizyki, w styczniu razem wyjechaliśmy na ferie. Kiedyś nawet doszło do tego, że się we mnie zakochał i wyznał mi miłość, jednak ja nie umiałam obdarzyć go takim uczuciem. Był dla mnie jak brat. Zrozumiał to i tak nasza przyjaźń przetrwała. Jest starszy ode mnie o rok i wyższy o pół głowy.
-Mieszkam.- COOOOOOOOOOOO????????????!!!!!!!!! Zamurowało mnie. Podniosłam brwi.
-Słucham??- wykrztusiłam.
-Mieszkam tu. A, właściwie nie tu, tylko trzy domy dalej.- wskazał głową w lewą stronę.
-Dlaczego nic mi nie powiedziałeś??
-To miała…
-…być niespodzianka.- dokończyłam za niego.- Tak??
-Jesteś bardzo mądra.- uśmiechnął się. Westchnęłam. Nie umiałam się na niego gniewać.
-Dobra…
-Karen!!!! Weź się za robotę!!!- usłyszałam krzyk mojej mamy.
-Idę!!!!- krzyknęłam w stronę domu, po czym zwróciłam się do przyjaciela.- Pomożesz??
-Jasne.- odparł bez namysłu. Ruszyliśmy do domu.
Oczywiście nie było dla mnie zaskoczeniem, że nikt z rodziny nie był zdziwiony obecnością Kevin’a. Oczywiście wszyscy o tym wiedzieli. Nawet mój, czasami wkurwiający brat. Zaczęła się praca. Była dopiero 10:30, bo wyjechaliśmy w nocy, żeby nie mieć problemu z korkami na drodze. Razem z Kevin’em i Chris’em pomalowaliśmy i umeblowaliśmy górę. Zeszło się do późnego wieczora. Na jutro została tylko elektryczność i jedna łazienka plus poddasze. Musieliśmy podłączyć telefony, komputery, telewizor, sieć, żeby można było korzystać z Internetu, mikrofalówkę, lodówkę itp. Umeblować poddasze i dolną łazienkę. Oczywiście mama zaraz po skończonych pracach wysłała mnie do łóżka, bo nazajutrz musiałam iść do…szkoły. Szkoła=nowe znajomości. Nie cierpię tego. Dobrze, że będę miała przy sobie Kevin’a.  Nie lubię za bardzo towarzystwa dziewczyn. Zawsze mam wrażenie, że postrzegają mnie, jako idiotkę i wariatkę. Dlatego też moim najlepszym przyjacielem jest chłopak. Bez słowa sprzeciwu, poszłam do pokoju, wzięłam ze sobą piżamę i powlokłam się do łazienki. Byłam padnięta. Zawsze, kiedy ledwo trzymam się na nogach, wszystko, nawet najmniejsza rzecz, mnie wkurza, dlatego też:
-Kuźwa!!!- krzyknęłam, kiedy moje włosy zaplątały się w koraliki, które zawiesiłam na końcu krótkiego korytarzyka, w moim pokoju. Wzięłam głęboki wdech i w spokoju rozplątałam problem. Odłożyłam ciuchy na komodę, wślizgnęłam się pod kołdrę zgasiłam lampkę nocną i z myślą -„Co będzie jutro?”- zasnęłam.
                                                                                              (…)
Następnego dnia obudził mnie dźwięk budzika, ustawionego na godz. 6:00. Zwlokłam się w łóżka, klnąc na moje popieprzone życie, wyjęłam z szuflady czarna bieliznę i fioletowe, cienkie rajstopy, z szafy czarne spodenki, czarny top na ramiączka i fioletową koszulę w różową kratę. Poszłam do łazienki szurając stopami po podłodze. Zdążyłam wejść do łazienki zatrzaskując za sobą drzwi i wziąć szybki prysznic, kiedy w domu zaczęła dudnić głośna muzyka. Rodziców nie było, bo pojechali na piątą do pracy, a Luke (bardzo często mówiłam do niego po imieniu) prawdopodobnie poszedł po bułki na śniadanie.
-Chris!!! Ścisz tę cholerną muzykę!!!!!- wydarłam się zawiązując rozpiętą koszulę pod biustem.
Zrobiłam sobie lekki makijaż (nie lubiłam się stroić) i wyszłam, kierując się do pokoju brata. Otworzyłam drzwi. Chris siedział przy biurku, robiąc coś na komputerze (tata i Luke najwyraźniej podłączyli wszystko do prądu z samego, rana) z nogami na blacie biurka i bujak głową w tył i w przód do rytmu muzyki. Nie zauważył mnie, więc podeszłam do ryczącego radia i wyłączyłam je.
-Co do…?- chłopak obrócił się na krześle i spojrzał na mnie.- Wynocha z mojego pokoju smarkulo.
-Hej!!!- krzyknęłam wskazując na niego palcem.- Jutro będę pełnoletnia, a to, że ty masz 19 lat, nie znaczy, że jestem smarkulą!!! Uhhh…czasami naprawdę mnie wkurwiasz!!!- wyrzuciłam z siebie i opuściłam pomieszczenie nie zamykając drzwi.
-Nie przeklinaj!!- krzyknął za mną.
-Bo, co??!!- krzyknęłam i zatrzasnęłam drzwi, wchodząc do pokoju.
Zaczęłam pakować się do szkoły. Po paru chwilach byłam gotowa. Zarzuciłam torbę na ramię i skierowałam się do drzwi, kiedy usłyszałam dźwięk mojego telefonu, który mówił, że przyszedł mi SMS. Wyjęłam komórkę z kieszeni spodenek i przeczytałam treść. To był Kevin.
                                                                                              „Gotowa?”
Odpisałam bez dłuższego zastanowienia.
                                                               „Spotkajmy się za pięć minut przed twoim domem”.
Schowałam telefon z powrotem do kieszeni i zeszłam na dół.
-Dzień dobry Karen.- przywitał się Luke, kiedy weszłam do kuchni- Co chcesz na śniadanie?? Ser, szynka, salami? Mamy też dżem.- zupełnie jak w dzieciństwie.
-Nie dzięki. Muszę już lecieć. Mam jeszcze coś do załatwienia. Zjem coś po drodze.- powiedziałam biorąc jabłko z miski stojącej na blacie, ucałowałam Luke’a w policzek i ruszyłam ku drzwiom wejściowym. Założyłam czarne Converse za kostkę i sięgnęłam do klamki.
-Miłego dnia!- krzyknął Luke, kiedy otwierałam drzwi.
-Dzięki! Kocham cię!- odkrzyknęłam i wyszłam na schodki, zamykając za sobą drzwi i kończąc jabłko.
Zeskoczyłam z nich lądując w przysiadzie i wyszłam na chodnik, skręcając w lewo. Ogryzek wyrzuciłam do mijanego kosza. Trzy domy dalej, na czerwonej kostce stał Kevin. Uśmiechnęłam się, gdy mnie zobaczył. On zrobił to samo.
-Hej!- przywitałam się. Uścisnął mnie mówiąc „cześć” i ruszyliśmy wolnym krokiem.
-Stało się coś?- zapytał, kiedy przechodziliśmy na druga stronę ulicy.
-Dlaczego miało się coś stać?
-Masz wypieki na twarzy.- dotknęłam policzek wierzchem dłoni. Czy od kłótni z bratem, można dostać wypieków?- Może jesteś chora?-dodał.
-Nie. Pokłóciłam się z Chris’em.
-O-ho! O, co poszło???
-O to, że mój szanowny braciszek, uważa, że jeśli jest starszy to wolno mu wszystko, łącznie z nazywaniem mnie smarkulą.
-Aha.- włożył ręce w kieszenie jeansów. Był ubrany jak on. Jeansy, T-shirt, adidasy i skórzana kurtka.
-Nie mogę się doczekać, aż się wyprowadzi.
-Karen, nie mów tak.- Kevin posmutniał i spuścił wzrok.
-Dlaczego?
-Dlatego, że ja też tak mówiłem i teraz wiem, że to był błąd.
-Nie rozumiem.
-Ja też miałem starsze rodzeństwo. I też miałem dosyć towarzystwa starszej siostry. Dopóki Samatha się nie wyprowadziła do Europy i nie zerwała z nami kontaktu. Do mamy odzywa się w święta i urodziny z życzeniami. Do mnie dzwoni raz na dwa, trzy lata. I chociaż miałem jej dość, to cholernie za nią tęsknię.- przytuliłm go, bez słowa współczucia. Kiedyś mi powiedział, że wystarczy mu moja obecność, żeby poczuł się lepiej. A w tamtej chwili, nie wiedziałam, co powiedzieć.
-Ale, co to ma wspólnego ze mną??- wykrztusiłam w końcu.
-To, że nie chcę, by coś takiego spotkało ciebie.- kontynuowaliśmy drogę. Do rozpoczęcia lekcji mieliśmy jeszcze 40min.
-Jesteś kochany.
-Wiem.- wyszczerzył się. „Wariat” pomyślałam i zaśmiałam się. Jednak coś mi zawtórowało. Burczenie żołądka. Mojego żołądka. I to dosyć głośne.- Boże, jadłaś coś dzisiaj??
-Tak. Jabłko.- uśmiechnęłam się, trzymając za brzuch. Kevin tylko pokręcił głową i zaprowadził mnie do najbliższej, przytulnej kafejki. Wzięliśmy na wynos Latte i słodkie bułki. „Już wiem, gdzie będę przychodziła” pomyślałam, biorąc łyk ciepłego płynu z kartonowego kubka. Nie wiedziałam jeszcze, gdzie, co jest, więc zdałam się na przyjaciela. Najpierw w dość szybkim tempie- Kevin, chyba tez nie dużo zjadł na śniadanie- zniknęły bułki. Szliśmy chodnikiem, pijąc kawę i śmiejąc się, kiedy stopniowo zaczęło robić się coraz tłoczniej. Grupki nastolatków, chłopaki na skuterach, dziewczyny w kabrioletach, osoby idące pieszo i jadące na rowerach, mój brat…Mój brat???!!!!
- Chris?- zapytałam, kiedy ujrzałam mojego brata, siedzącego na skuterze i gadającego z innymi dwoma chłopakami.
-O! Cześć siora!
-Nie mów do mnie siora.- warknęłam przez zęby.
-Sorry. Za to i za, rano.- wow! Chris nigdy jeszcze nie przeprosił pierwszy. No, może raz, kiedy zbił figurkę, którą przywiózł mi Luke z Hawaii.
-Spoko. Co ty tu robisz?
-Uczę się. Ostatnia klasa.- zamurowało mnie.
-Słucham?
-U-c-z-ę s-i-ę.
-No, to pięknie. Znowu nie będę mogła się odpędzić od natrętnego, wkurzającego brata.- wzniosłam oczy ku niebu i pociągnęłam Kevin’a za ramię, zmuszając do kontynuowania drogi. Przestudiowałam szybko wygląd otoczenia.
Wielki, długi, pomarańczowy, dwupiętrowy i prostokątny budynek z białymi okiennicami. Liceum. Przed szkołą stała fontanna, wokoło niej ciągnęły się trawniki i pokręcone łańcuchy, wąskich chodników. Nieświadomie (zagadałam się z Kevin’em) przekroczyliśmy wysoki mur i czarną bramę, i to koło niej rozmawiałam z bratem. A, skoro o nim mowa.
-Ładniutka. I zadziorna.- powiedział jeden z jego kumpli.
-Stary, uważaj to moja siostra…- powiedział coś jeszcze jednak ja stanęłam jak wryta, zacisnęłam usta w wąską linię i wzięłam głęboki wdech. Puściłam rękaw przyjaciela, który zapytał:
-Karen?- nie odpowiedziałam, tylko odwróciłam się na pięcie i wojskowym, twardym zdecydowanym krokiem zmierzyłam w stronę kumpla, mojego brata.
Wbiłam w niego wściekły wzrok. Podeszłam do zdezorientowanego chłopaka i złapałam za kołnierz koszuli, po czym pociągnęłam do góry, tak, że wstał z ławki, na której spoczywało, jego śmierdzące dupsko. Złapałam za tył szyi tzw. kołnierz i pchnęłam do przodu, tak, że się pochylił. Ruszyłam do przodu, prowadząc go przed sobą. Kiedy dotarłam do fontanny, pociągnęłam za jego rękę i wygięłam ją do tyłu, twarz wisiała kilka centymetrów nad tryskającą wodą. Pochyliłam się nad nim i szepnęłam do ucha.
-Jestem jego siostrą i radzę ci, nie podskakuj mi. Bo, będziesz żałował.- i zatopiłam jego głowę w wodzie, lecz po chwili ją wyjęłam. Przywrócił się, kiedy go puściłam i siedział ciężko oddychając przez usta, z mokrą głową i kropelkami wody, kapiącymi z nosa.
Zawróciłam w stronę Kevin’a, który stał jak wmurowany w ziemię, z szeroko otwartymi oczami i lekko rozdziawionymi ustami, trzymając moja torbę, którą wcześniej mu dałam w jednej ręce, i swoim plecakiem na drugim ramieniu. Wzięłam od niego torbę, mówiąc „dzięki” i ruszyłam do środka budynku. Po chwili dołączył do mnie przyjaciel i bez słowa, szedł koło mnie. Ochłonęłam trochę, jednak usiadłam na jednej z pobliskich ławek. Wzięłam głęboki wdech. Posiedziałam trochę, nie słuchając monologu Kevin’a. Po paru chwilach zadzwonił dzwonek, zwiastujący początek lekcji. Z tego, co zapamiętałam z planu, miałam biologię w Sali nr.15. Wstałam nie patrząc na nich i zaraz runęłam na ziemię, zderzając się z kimś. Druga osoba też leżała, a wokół niej książki. Długowłosa blondynka w krótkiej czarnej spódnicy, rajstopach, czarnych zamszowych botkach i białej bluzce na ramiączka, siedziała na ziemi i masowała czoło. W tym samym momencie, moje także zaczęło mnie boleć. Przyłożyłam rękę do czoła i wstałam. Podeszłam do dziewczyny i wyciągnęłam rękę.
-Przepraszam. Moja wina. Mogłam się rozejrzeć.- wycedziłam. Ujęła moją dłoń, a ja pociągnęłam ją do góry. Po chwili obie się schyliłyśmy, żeby pozbierać jej książki.
-W porządku. To ja jestem zabiegana. Za szybko pędziłam.- odpowiedziała. Wyprostowałyśmy się, oddałam jej pozbierane książki. Odgarnęła otwartą dłonią jasne loki do tyłu i wyciągnęła do mnie dłoń.- Jessica Lion.- uścisnęłam dłoń przedstawiając się.
-Karen Murphy.
-Murphy?? Jesteś tu nowa, tak??
-Tak. Skąd wiesz??
-Całe miasteczko trąbi o tym od tygodnia. Podobno masz fajnego brata.
-Kto ci takich głupot nagadał???
-Wszyscy tak mówią.
-Ale nie mieszkają z nim pod jednym dachem.
-Aha.
-Hej, mogłabyś zaprowadzić mnie do Sali nr.15?? Nie rozeznaję się jeszcze w terenie.
-Jasne.
-Wszystko ok??- podskoczyłam jak oparzona. Zapomniałam o obecności Kevin’a.
-A, zapomniałam. Kevin Jones.- wskazałam dłonią na przyjaciela- i…
-Jessica Lion. Wiem. Słyszałem.- uśmiechnął się, a w jego oku pojawiła się…czyżby iskierka?? Na chwilę mnie zatkało, jednak dość szybko się otrząsnęłam
-Aha. To, co?? Idziemy??
-Taa. Jasne.- Jessica, ruszyła przodem. Popatrzyłam na Kevina. Wyprostował rękę, pokazując w stronę dziewczyny i puścił mnie przodem.
No dobra. Poznałaś fajną dziewczynę. Tylko trochę zbyt wyzywające ciuchy. Ale, każdy ma swój styl i gust. Jessica zaprowadził nas na salę, usiadłam z nią. Kevin spiknął się z jakimś chłopakiem i gadali całą lekcję, która bardzo szybko zleciała. Podobnie jak kolejne dwie. Kiedy wyszłam z trzeciej, jaką była historia i słuchałam rad Jessic’i, która pokrótce mówiła mi gdzie, co jest, minął nas chłopak z pałeczkami w rękach. Biegnąc zaczął stukać nimi o ścianę i krzyknął, „Ludzie, ludzie!!! Chodźcie jeść!! No, co jest z wami ludzie??!!” Zaśmiałam się.
-Co to było?
-Lunch się zaczął. Umieram z głodu. Idziemy coś zjeść??
-Jasne.- i ruszyłyśmy przeciskając się przez tłum ludu, zmierzającego w tę sama stronę.
Nie chciało mi się dźwigać książek na stołówkę, więc zapytałam gdzie ona się znajduje i poszłam do szafki, zostawić cholernie ciężkie książki. Wkładając je, kątem oka, obserwowałam grupkę chłopaków, stojących niedaleko. Jednym z nich był wysoki chłopak, trzymający, puszkę Pepsi w rękach. Z tego, co zauważyła miał niebieskie oczy i jasne, wręcz złote, krótkie włosy. Potrzasnęłam głową, żeby się ocucić. Co się ze mną dzieje? Wrzuciłam ostatnie książki do szafki i zatrzasnęłam ją, po czym ruszyłam do stołówki. Bez problemu znalazłam Kevin’a. Stał przy samym wejściu, czekając na mnie. Zaraz dołączyła do nas Jessic’a i ruszyliśmy po jedzenie. Wzięliśmy pizzę i zjedliśmy ją we trójkę. Za jakiś czas podszedł do nas wysoki blondyn, a Jess rzuciła mu się na szyję, po czym pocałowała. Skrzywiłam się. Mam złe wspomnienia z moim ostatnim chłopakiem.
-Drake, to jest Kevin i Karen. A, to Drake.- przedstawiła nas Jess.
-Hej.- odpowiedzieliśmy chórem razem z Kevin’em.
-Ymm. Świeża krew. Spadam słodka. Mam trening.- powiedział Drake, pocałował Jessic’e w czoło i zniknął.
-Świeża krew???- zapytałam, kiedy dziewczyna ponownie usiadła i podniosłam brwi. Wzruszyła ramionami.
-Zawsze tak mówi.
-Aha. Wydaje się spoko.
-Przeraża mnie.- powiedział Kevin, gapiąc się przestrzeń i biorąc kęs jabłka.- spojrzałyśmy na niego, potem wymieniłyśmy spojrzenia i wybuchłyśmy śmiechem. Wstałyśmy nadal śmiejąc i skierowałyśmy do drzwi- Powiedziałem, coś nie tak??- zapytał chłopak, i ruszył za nami.
Reszta dnia wyglądała podobnie. No, może poza tym, że klęłam na swoją nieuwagę, kiedy w łazience poślizgnęłam się na mokrej podłodze i w rezultacie wylądowałam u pielęgniarki z rozciętą ręką. Nawet nie wiem, jakim cudem ją rozcięłam. Lekcje skończyły się o 15:15. Wróciłam do domu z Kevin’em. Nikogo nie było, więc zrobiliśmy sobie drinki i zasiedliśmy przed telewizorem, tak jak kiedyś. On usiadł prosto, a ja położyłam głowę na podłokietniku i przewiesiłam ugięte nogi nad jego nogami. Włączyliśmy jakiś stary film i oglądaliśmy do późnej nocy. Razem zebrało się dziesięć szklanek po różnych piciach i pięć okładek po filmach. Plus dwa puste pudełka po pizzy. Wieczorem wrócili rodzice, Kevin zmył się do siebie, ja powlokłam się do łazienki i po godzinie, walnęłam się na łóżko. Nagle w mojej głowie całkiem nieproszony, pojawił się obraz blondyna z korytarza. Nie za duże mięśnie, złote włosy, niebieskie oczy, puszka koli, luźna postawa, szczery uśmiech.” Uhhh, Karen. Otrząśnij się!”
-Co się ze mną do cholery dzieje??- szepnęłam, zgasiłam światło i poszłam spać.
Jutro czekał mnie kolejny, szkolny dzień w nowym miejscu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz