poniedziałek, 30 grudnia 2013

Prolog

-Daleko jeszcze??- zapytałam po, chyba 7 godzinie drogi.
-Córciu, spokojnie. Jeszcze trochę.- odparła mama, ze stoickim spokojem, a tata skręcił w najbliższy zakręt.
Westchnęłam i oparłam głowę o szybę, na tylnym siedzeniu. Jedno drzewo, drugie drzewo, trzecie drzewo, krowa, krzaki, pola, czwarte drzewo. Wrr. Zaraz zniosę jajko, jeśli nie dojedziemy na miejsce w przeciągu pięciu minut.
Oto ja. Niecierpliwa, szalona, zabiegana siedemnastolatka. Mam na imię Karen. Karen Murphy. Bez chłopaka i z wkurzającym starszym bratem pod jednym dachem. A, skoro o nim mowa:
-Chris!!!! Wyłącz tą cholerną grę!!!- wrzasnęłam na chłopaka siedzącego obok mnie z tyłu samochodu.
-Ojoj, moja mała siostrzyczka się wkurza. Ojoj!! Haha. Karen, nie bądź śmieszna.- zaśmiał się i dalej pykał w diabelski ekran, diabelskiego tabletu, grając w diabelską grę. Uhh, mam czasami ochotę urwać mu łeb i sprzedać na aukcji.
Zawarczałam, wyciągnęłam z torby słuchawki, telefon, szkicownik i ołówek. Podłączyłam słuchawki do telefonu i założyłam je sobie na uszy. Po wybraniu piosenki, a była nią Thriving Ivory – „Angels on the Moon” wzięłam do ręki szkicownik i ołówek, zamknęłam oczy i dałam się ponieść wyobraźni. Po chwili przyłożyłam ołówek do białej kartki i zaczęłam kreślić linie. Po chwili powstał obraz rozpaczającej anielicy, klęczącej na kolanach, zgiętej w pół z głową ukrytą w dłoniach.
To, jest m.in. mój talent. Rysowanie. Potrafię narysować prawie wszystko. Czasami nawet projektuję tatuaże. Dopracowywałam ostatnie detale, kiedy poczułam, że się zatrzymujemy. Podniosłam głowę i wyjrzałam przez okno. Staliśmy na chodniku przed dużym białym domem, z trawnikiem i dwoma drzewami. Czym prędzej spakowałam wszystko do podręcznej torby i wyszłam z samochodu. Rozejrzałam się dookoła. Przez środek biegła dwupasmowa, czarna droga. Po obu jej stronach stały takie same domy: dwupiętrowe, białe z brązowym dachem, trawnikiem i drzewami. Powiem, ze całkiem tu ładnie. San Diego, miasto przy plaży. A, ja znalazłam się na jednej z jego ulic, przy plaży. Za naszym samochodem zatrzymała się ciężarówka i wysiadł z niej…wujek Luke???!!! Co on tu robi do stu piorunów???!!!
-Wujek Luke??!!- spytałam, po czym ruszyłam biegiem w jego stronę. Rozłożył ręce tak jak w dzieciństwie, rzuciłam mu się na szyję, a on zamknął mnie w żelaznym uścisku.- Co ty tu robisz???- wujek Luke jest bratem mojego taty. Kiedy byłam mała zastępował mi rodziców, mieli wtedy naprawdę dużo pracy i ja to rozumiałam. Mieszkał z nami, bo nie miał dziewczyny (obecnej cioci Lily), odwoził mnie do szkoły, odbierał mnie z niej, pomagał w pracach domowych, robił śniadania, obiady, kolacje, czytał i opowiadał bajki na dobra noc, przychodził do mnie w nocy i tulił uspokajając, kiedy miałam koszmary, w późniejszych latach chodził na zakupy, doradzał, jakie ciuchy wziąć itp. Nawet dał mi szlaban, kiedy wymknęłam się na randkę z chłopakiem, którego potem i tak kopnęłam w cztery litery, bo okazał się dupkiem.
-Maleńka…-zaczął. Zawsze tak na mnie mówił.- Jestem twoim wujkiem i nie przeżyłbym nie pomagając wam w przeprowadzce. A poza tym, za trzy dni masz urodziny. Byłbym przeklęty, gdybym opuścił przyjęcie.- odstawił mnie na ziemię.
-Nie będzie żadnego przyjęcia.- odpowiedziałam. Niby, kogo miałabym zaprosić?? Wkurzającego brata, mamę, tatę, wujka i mojego kochanego miśka??? Wszyscy moi znajomi, zostali w Seattle.
-Dlaczego??
-Nie miałabym, kogo zaprosić. Ale prezenty przyjmę z wielką ochotą.- wyszczerzyłam zęby.
-Ale Karen…
-Nie.-przerwałam mu.- Nie drążmy tego tematu. Dlaczego nie wiedziałam, że to ty prowadzisz ciężarówkę??
-To miała być niespodzianka. I chyba mi się udało. Prawda??- podniósł brwi, uśmiechając się.
-Oczywiście, że ci się udało.- znowu, go przytuliłam.- Dzięki, że przyjechałeś.
-Proszę bardzo.- wtulił twarz w moje brązowe włosy.
-Hej!!!! Rodzinko zbierajcie się!!!! Trzeba rozpakować bagaże i wnieść meble, a potem faceci je poskładają!!- krzyknęła mama.
-A ja i ty będziemy siedziały na krzesłach z nogami na stoliku, popijały wino i zwracały uwagi.- spojrzałam na wujka, który zrobił gniewną minę.- No, co??- wzruszyłam ramionami, wzięłam swoją walizkę, torbę i ubrania w pokrowcu, po czym podążyłam do drzwi wejściowych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz