-Nie, nie, nie, nie, nie, nie….to niemożliwe….niemożliwe. Ciebie tu nie ma, nie zniszczysz mi życia po raz drugi….nie, to niemożliwe.- mówiłam, patrząc na mojego gościa i cofałam się do tyłu.
-Karen, proszę…-podniósł nogę, chcąc wejść do środka.
-Nie!- krzyknęłam.- Nie waż się postawić nogi w tym domu.- wskazałam na niego palcem. Cofnął się.
-Co tu się…-mama stanęła obok, a kiedy zobaczyła, kto jest naszym przybyłym, urwała i przełknęła ślinę.-…dzieje???- dokończyła.- L-Louis??
-Dobry wieczór, pani Murphy.- przywitał się.
Louis. Dwulicowy dupek, który zdradził mnie z moją najlepszą przyjaciółką, rozwalając przez to moje życie i sprawiając, że nie łatwo było mi komuś zaufać. Znacie go prawda??? Jeśli nie, to radzę nie wdawać się z nim w bliższe kontakty. Jeśli tak, to szczerze współczuję. Po cholerę tu przylazł??? Wydawało mi się, że prawym sierpowym i zdzieraniem sobie gardła krzycząc, dałam mu jasno do zrozumienia, że nie chcę go więcej widzieć.
Mama przenosiła wzrok ze mnie, na blondyna i z powrotem. W końcu wrócił jej głos.
-Wejdź proszę.- powiedziała. Że co??
-Mamo!!!- spojrzałam na nią, zakładając ręce na piersi.
-Karen. Spokojnie.
-Dobra.- podniosłam ręce w obronnym geście.- Ale ja nie zamierzam rozmawiać z tym…yhhh szkoda słów.- odwróciłam się napięcie i wróciłam do salonu. Chris stał oparty o ścianę, zapewne ściągnęły go tutaj moje krzyki. Max, siedział na miejscu, ale wyprostował się, a tata, jak to on, wytrzeszczył oczy na widok blondasa, który bez skrępowania wszedł za mamą do domu.
-Louis… Co cię tu sprowadza???- odezwał się w końcu, podchodząc do swojej żony.
-KTO????- wysyczał Max przez zęby. Wyraźnie było widać jego wzrastającą złość. Oderwał plecy od oparcia fotela i zacisnął pięści.
Zapadła cisza. Max przeżerał wzrokiem Louis’a, on natomiast nie przestawał się na mnie gapić. Miałam ochotę podejść i powtórzyć to, co zrobiłam żegnając się z nim. Aż mnie ręka swędziła…
-Więc, co cię tu sprowadza???- mama powtórzyła kwestię taty.
-Chciałem przyjść i przeprosić, ale najpierw muszę powiedzieć, że bardzo mi się tu podoba.- prychnęłam.
-Nie podlizuj się.- podeszłam do stojącego już Max’a.- To ci nie pomoże.
-Nie potrzebuję pomocy. Wierzę, że jeśli usłyszysz całą wersję zdarzeń, wybaczysz mi i wrócisz do mnie.- zrobił krok w moją stronę. Zatrzymał się jednak, kiedy Max wyminął mnie i stanął naprzeciw niego.- Hm, widzę, że znalazłaś sobie obrońcę.
-On nie jest moim obrońcą, tylko kimś dużo, dużo bliższym. I dużo, dużo lepszym od ciebie.
-Hahahahaha. Ten chłopaczek, lepszy niż ja??? Proszę cię, przecież to nawet nie jest prototyp faceta. To…przeżytek.- Max ruszył w jego stronę. Złapałam go za rękę, gdzie pod cienką koszulą, dało się wyczuć muskuły. Byłam ciekawa reszty tego, co przygotował Louis.
-Spokojnie.- szepnęłam do ucha chłopaka. Oddychał ciężko i głęboko, próbując się uspokoić. Louis przewrócił oczami i skierował swoje słowa do mnie.
-Posłuchaj. Byłem z tobą szczęśliwy, kochałem cię jak cholera, byłaś moim oczkiem w głowie. To się nie zmieniło. Przez ten cały czas, myślałem o tobie, próbowałem coś zrobić, ale nie mogłem się do ciebie dobić.- faktycznie, zablokowałam go. Nie mógł do mnie pisać, dzwonić itp.- W końcu postanowiłem przyjechać. Znalazłem twój adres, mam swoje źródła. Kiedy tu jechałem, myślałem tylko o tym, że cię odzyskam…Błąd, który popełniłem zakończył wszystko i zabrał mi część mojego życia- ciebie. Po tym jak wymierzyłaś mi sierpowego i zniknęłaś, nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Chodziłem po domu i mieście bez celu, oglądałem filmy nie wiedząc, o co w nich chodzi, czytałem beznadziejne książki, wszystko straciło sens…- podniosłam otwartą dłoń. To wszystko było jakieś sztuczne.
-Stop.- zaczęłam.- Skoro byłam dla ciebie taka ważna to, dlaczego do jasnej cholery mnie zdradziłeś???!!!- spuścił wzrok.
-Kiedy dostałaś pracę, zaczęłaś mieć coraz więcej rzeczy na głowie. Zaczynałaś coraz rzadziej bywać w domu, coraz rzadziej spotykać się ze mną. Zaniedbywałaś mnie…- SŁUCHAM?????!!!!- Karen, stopniowo zaczęłaś mnie zostawiać. Nasze spotkania zaczynały się krótkim cześć i buziakiem w policzek, a po dziesięciu minutach rozmowy o pierdołach, kończyły tym samym. Zrozum…jak każdy facet mam swoje potrzeby, więc kiedy pojechaliśmy na tą wycieczkę, musiałem je zaspokoić…- Lisek wysyczał krótkie „Sukinsyn!”. Zdążyłam tylko krzyknąć „Max!!!”, a Louis już leżał na podłodze trzymając się za krwawiący nos. Max chciał kontynuować, ale Chris i tata go powstrzymali. Wyrywał się.
-Hej, hej, hej, hej…- objęłam jego twarz dłońmi, zasłaniając mu widok, krwawiącego na podłodze gościa i spojrzałam mu głęboko w oczy.- Max, Max, jestem tu. Jestem…Spokojnie, ja to załatwię.- odrobinę się uspokoił. Nie dużo, ale na tyle, że mogłam go zostawić w rękach mojego brata i taty. Odwróciłam się do Louis’a.
-Słuchaj mnie gżdylu. Potrzeby tak??? To ja ci teraz coś powiem. Oddałam ci się, byłam ci wierna, robiłam dla ciebie i z tobą wszystko. A ty mówiąc mi teraz, że przez moją pracę, musiałeś zaspokoić swoje potrzeby z moją przyjaciółką, niszcząc tym samym i moje i jej życie, oczekujesz, że do ciebie wrócę?????? Czy ciebie do końca pogrzało???? Nie będę z dwulicowym dupkiem, który pakuje się do łóżka, pierwszej lepszej dziewczynie, bo jego tzw. „miłość” zarabiała na rodzinę i własne utrzymanie…- Louis wstał, w momencie, kiedy ja na palcach pokazywałam cudzysłów przy słowie miłość.
-Karen, przepraszam. To było jednorazowe, nie zrobię tego więcej…
-Skończ. Człowieku skończ, bo aż się niedobrze robi.- usłyszałam głos mojego brata.- I wynoś się. Wynoś się stąd, zanim ja ci przyłożę i dokończę to, co zaczął Max.- Louis zmierzył wszystkich wzrokiem, który zatrzymał na mojej osobie.
-Karen….- błagalny głosik. Hahaha, chyba sobie kpisz kolego.
-Nie.- podniosłam ręce, kręcąc głową, po czym wskazałam palcem na drzwi.- Wynocha. Nie psuj mi świąt, bo przyłożę ci dwa razy mocniej niż rok temu.
-Myszko, proszę.- dobra koniec tego. Podeszłam i strzeliłam go z liścia.
-Łoł, łoł, łoł. Karen.- mama przytrzymała mnie za ręce, krzyżując mi dalsze plany, bowiem miałam już przygotowane kolano.- Louis, proszę wyjdź. Nie chcę w wigilijny wieczór sprzątać litra krwi z podłogi.
Chłopak pokręcił niechętnie głową i po chwili zamykał za sobą drzwi. Nie zdążyłam się odwrócić, kiedy wylądowałam w ramionach Max’a. Nie wiem, z jakiego powodu nagle zaczęłam płakać.
-Ciiiii, cicho mała. Będzie dobrze.- szeptał kojąco, głaszcząc mnie po głowie. A ja, po cichu wylewałam morze łez w jego rękaw, co chwilę pociągając nosem.
(…)
Dla niektórych moja reakcja i odczucia, kiedy Louis zawitał do naszego domu mogą wydać się dziwne, ale nic na to nie poradzę. Skrzywdził mnie i to mocno. Bardzo go kochałam, ufałam mu, zwierzałam się ze wszystkiego, przeżyłam z nim pierwszy raz, ale kiedy chciałam pomóc mojej rodzinie i zarobić na siebie sama, wskoczył z moją NAJ do łóżka i zburzył całe moje szczęście. A teraz, chce żebym do niego wróciła. „Jednorazowe”… jakoś w to nie wierzę. Zresztą, jak jeszcze mieszkałam z Seattle, jedna z moich koleżanek powiedziała, że poprzednia dziewczyna blondyna, rzuciła go, bo ją zdradził. Wtedy w to nie wierzyłam, byłam zaślepiona. Ale w końcu się na nim poznałam…i teraz tego żałuję….
Jeśli chodzi o Max’a i jego pięść uderzająca w nos Louis’a, to podejrzewałam, że tak się stanie. Jak zaczęliśmy ze sobą chodzić opowiedziałam liskowi całą historię, a on odpowiedział: „Gdybym spotkał tego sukinsyna, tak bym mu przyłożył, że by się nie podniósł. Nikt nie może krzywdzić mojej Karen, nikt.” Więc, kiedy nasz gość sprzedał gadkę o zaspokajaniu potrzeb, Max nie wytrzymał i mu przyłożył.
Mam nadzieję, że Louis wyniesie się z San Diego jak najszybciej i nie spotkam go więcej. Zaczęłam nowe życie, wszystko było jak w bajce…
Ale do szczęśliwego królestwa przyjechał zły czarnoksiężnik i zaczął rozprzestrzeniać czarną mgłę…